Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dieb to złodziej. Diebel - złodziej, co rządził Katowicami

Marcin Zasada
Oddział policji w Baltimore,który pojmał burmistrza z Katowic
Oddział policji w Baltimore,który pojmał burmistrza z Katowic
W Ameryce odnaleźliśmy Louisa Diebla, pierwszego burmistrza Katowic i pierwszego aferzystę w historii Katowic w jednej oso-bie. Tego samego, który w 1870 roku okradł kasę miejską z pienię-dzy na szkołę i uciekł za ocean, gdzie został spektakularnie aresztowany. Dotarliśmy do nieznanych kulisów pojmania go w Baltimore: wiemy, kto tego dokonał i w jakich okolicznościach. Przez dziesięciolecia Diebel był białą plamą w dziejach młodego miasta Katowice. Nam jako pierwszym udało się zrekonstruować tę część życiorysu burmistrza-malwersanta.

Zatrzymany miał przy sobie amerykańską i pruską walutę - równowartość 9 tys. dolarów, złoty zegarek ze złotym łańcuszkiem, pięknie wykończony szkocki sztylet i kilka listów w języku niemieckim. Po przeszukaniu jego bagażów, odkryto w nich kolejne dwa złote zegarki, drogocenną biżuterię oraz szereg osobistych drobiazgów. Zatrzymany był wielce rozgorączkowany podczas pojmania, ale nie stawiał oporu. Co więcej, wydawał się przybity całą sytuacją, w której się znalazł. Tak wyglądały ostatnie chwile na amerykańskiej ziemi pierwszego burmistrza Katowic, Louisa Diebla, aresztowanego w Baltimore za głośną kradzież pieniędzy z miejskiej kasy pewnego małego śląskiego miasta.

Do tej pory o perypetiach polityka, który wskutek malwersacji w Katowicach pogrzebał swoją karierę, a przy okazji okrył hańbą urząd burmistrza, wiedzieliśmy bardzo niewiele. Nie zachowało się ani jedno zdjęcie Diebla, nie wiadomo było, kiedy i gdzie się urodził i co dokładnie stało się jesienią 1870 r. w USA, gdzie udał się trwonić kradzione pruskie talary. Częściowo winę za taki stan rzeczy ponosi… Armia Czerwona, która w 1945 r. ochoczo podkładała ogień w śródmieściu Katowic. W ten sposób raz na zawsze przepadła większa część miejskich archiwów. Zachowały się tylko te dokumenty, które w trakcie wcześniejszej inwentaryzacji trafiły do piwnic dzisiejszego urzędu miasta przy ul. Młyńskiej. W ocalałych aktach można trafić na strzępy danych o Dieblu. Nam udało się odnaleźć coś więcej w archiwach amerykańskiej prasy i w historycznych relacjach policji, która doprowadziła do aresztowania katowickiego defraudanta.

NA ZESŁANIE DO KATOWIC

Najpierw to, co o Dieblu dotąd wiedzieliśmy. Urząd nad Rawą objął w 1866 r., rok po tym jak Katowice uzyskały prawa miejskie. Na stanowisko delegowano go z położonych sto kilometrów dalej na zachód Krapkowic. Choć rekomendacji udzieliły mu władze rejencji opolskiej, a także sam Richard Holtze, pierwszy przewodniczący rady miejskiej w Katowi- cach, wiadomo było, że dla Diebla nowe poruczenie nie ma nic z awansu, a jest raczej zsyłką i degradacją (jakkolwiek to dzisiaj brzmi!). Już w Krapkowicach polityk był ponoć bohaterem niesprecyzowanej afery finansowej. Swoją drogą, nie tylko ona powinna dać jego promotorom wiele do myślenia. Wszak "Diebe" to po niemiecku "złodzieje". Samorządowiec o nazwisku "Złodziejski", który zgodnie z tym nazwiskiem dopuszcza się nadużycia i dostaje kolejną szansę? Takie rzeczy tylko w dawnych Prusach.
W nowym otoczeniu Diebel musiał organizować swoją pracę w niełatwych warunkach. Biuro pierwszego magistratu funkcjonowało w wynajętym lokalu przy Industriestrasse 32, czyli dzisiejszej ulicy 3 Maja. Aparat administracyjny nowego burmistrza liczył zaledwie pięciu ludzi. Oprócz tego, Diebel zatrudniał kilku urzędników, czterech policjantów, czterech nocnych stróżów i żandarma, który konno patrolował ulice w centrum miasta oraz na jego obrzeżach.

Katowice drugiej poł. XIX w. były szybko rozwijającym się ośrodkiem industrialnym, w którym już w latach 60. działały huty, kopalnie i inne zakłady przemysłowe, gwarantujące pracę ponad 500 ludziom. Miasto było zamieszkane wtedy przez niespełna 6 tys. osób. Serce Katowic biło przy dzisiejszej ul. Dworcowej, gdzie w 1859r. powstała pierwsza stacja kolejowa. Na dworcu ulokowano jedyny w okolicy telegraf zapewniający łączność ze światem. To ostatnie częściowo umożliwiała też pierwsza katowicka gazeta: "Der Allgemeine Anzeiger fur den Oberschlesien Industriebezirk", wydawana od 1869 r. Jej polską konkurencją był niezłomny "Katolik". Jego dziennikarze jesienią 1870 r. z przekąsem odnotowali, że "burmistrz Diebel ukradł z kasy miejskiej pieniądze i czmychnął w świat". Tak w istocie było. Pieniądze pochodziły z pożyczki, jaką Katowice zaciągnęły w Berlinie - dokładnie 25 tys. talarów, za które magistrat planował wybudować w mieście pierwsze na Śląsku gimnazjum bezwyznaniowe. Według relacji "Katolika", "gdy pożyczka przyszła pocztą, burmistrz, odebrawszy 15 tys. w papierach, znikł z pieniędzmi jak kamfora, a miastu z całej pożyczki pozostało tylko 10 tys.

KOMPROMITACJA MASONÓW

15 tys. talarów? Wtedy była to zawrotna suma (w dzisiejszych realiach liczylibyśmy ją w milionach złotych). Roczny dochód bogatego przedsiębiorcy kształtował się na poziomie 1500 talarów rocznie. Skandal, jaki wybuchł po zniknięciu burmistrza, był trudny do opisania. Przede wszystkim, położył się cieniem na coraz prężniejszej katowickiej loży masońskiej "Loge zum Licht im Osten" założonej przez wspomnianego wcześniej Richarda Holtzego. Loża działała pod auspicjami Wielkiej Narodowej Loży Matki w Berlinie. Jak łatwo się domyślić, pożyczka z Berlina, musiała wtedy zostać załatwiona za pośrednictwem nieoficjalnych kontaktów wolnomularzy. Kiedy wyszedł na jaw jej kuriozalny przepadek, katowiccy masoni byli skompromitowani.
"Dzięki Bogu, że Diebel nie jest naszej wiary, lecz członkiem wolnomularzy"- ekscytował się "Katolik" w listopadzie 1870 r. "Ciekawi jesteśmy, czy masoni za zbiegłego współbrata (przynależność Diebla do loży nie jest wyjaśniona) i dla ratowania honoru nagrodzą stracone pieniądze dobrowolnymi składkami?" - pytała gazeta.

Nic więc dziwnego, że to środowisko wolnomularskie najprężniej ruszyło do poszukiwań defraudanta. Ich ludzie opłacili ogłoszenia w europejskiej i amerykańskiej prasie, np. niemiecki "Norddeu-tsche Allgemeine Zeitung" informował o 500-talarowej nagrodzie za wskazanie lub złapanie złodzieja. Niedługo później nagrodę zwiększono do tysiąca dolarów, w dodatku zaoferowano 5-procentową prowizję od sumy odzyskanej od zbiegłego burmistrza.

CHCIAŁ ZOSTAĆ FARMEREM

Najbardziej oczywistym kierunkiem, jaki mógł obrać Diebel była Ameryka, dlatego tam zintensyfikowano poszukiwania. W ślad za złodziejem ruszyła policja kilku metropolii wschodniego wybrze-ża (priorytetowość sprawy też mo-że wskazywać na udział i protekcję masonów), na jego trop detektywi wpadli w Filadelfii i Nowym Jorku, ale ująć go udało się dopiero w Baltimore, w ostatnich dniach listopada 1870 r.

Co ciekawe, w celu zmobilizowania lokalnych policjantów w Ba-ltimore, detektywi prowadzący sprawę, ogłosili im, że poszukiwany mężczyzna podejrzany jest o wielokrotne morderstwa na terenie Niemiec. Jak czytamy w dokumentach amerykańskiej policji, detektyw Pontier przez kilka tygodni rozpytywał o Diebla członków niemieckiej społeczności w mieście. Gdy w Hotelu Washington naprzeciw dworca Camden Station pojawił się jegomość odpowiadający rysopisowi przestępcy zameldowany jako L. E. F. Duling z Filadelfii, na miejscu natychmiast zjawił się konstabl Robinson. Po rozpoznaniu go na terenie stacji kolejowej, konstabl przystąpił do aresztowania. Jak donosi "Baltimore Gazette" z 1870 r., wtedy do akcji wkroczyli detektywi Pontier i Mitchell. Po przeszukaniu zatrzymanego, okazało się, że funkcjonariusze mają do czynienia ze ściganym burmistrzem.

Co Diebel chciał robić w Ameryce? Z akt śledztwa wynika, że planował zainwestować w żywot rolnika i dopinał właśnie zakup dużej farmy. Do transakcji nie doszło i policja odzyskała większość katowickich talarów. Ile dokładnie? Policja w Baltimore pisze o 13 tysiącach, "New York Times" wspomina o kwocie bliskiej 11 tys. talarów. A tysiąc dolarów nagrody? Zgarnął je detektyw Pontier.

"NY Times" zdradza nam inne nieznane szczegóły na temat Diebla. Wiemy na przykład, że urodził się w 1828 roku, co do tej pory było zagadką. Natomiast zamiast zdjęcia musi nam wystarczyć rysopis: "biały, rumiana cera, nienaganna prezencja". Wiadomo też, że Diebel był konusem: "5 stóp, 6 cali wzrostu", czyli niespełna 168 cm. 15 grudnia 1870 r. dziennik "Baltimore American" ogłosił: "Louis Diebel oskarżony o malwersacje, płynie do Niemiec na proces. Kapitanem parowca jest Mr. Voeckler. Cel podróży: Brema".

Diebel trafił przed katowicki sąd, o który, o ironio, zabiegał jeszcze jako burmistrz. Gdy na symbolicznej wizycie w Katowicach podjął króla Prus Wilhelma I, osobiście poprosił go o wsparcie w budowie w Katowicach więzienia i sądu okręgowego. Królowi pomysł się spodobał. Obiecał pomoc. Nie wiemy, czy fakt ten był okolicznością łagodzącą podczas wymierzania Dieblowi wyroku. Co robił po wyjściu na wolność? Prawdopodobnie losy znów poprowadziły go do Ameryki (znaleźliśmy jego nazwisko na listach emigracyjnych w USA; zgadza się też data i kraj urodzenia). Niewykluczone, że do dziś w USA mieszkają potomkowie pana Louisa D.


*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Katowice mają podziemny dworzec autobusowy[ZOBACZ ZDJĘCIA I WIDEO]
*Bytomianie dziękują TVN za materiały patolgię [ZOBACZ, Z CZEGO CHCĄ BYĆ DUMNI

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!