Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Niemczyk: Nie mam zaufania do zdrowego rozsądku byłego szefa CBA

Piotr Brzózka
Piotr Niemczyk
Piotr Niemczyk archiwum prywatne
Z Piotrem Niemczykiem, byłym zastępcą szefa Zarządu Wywiadu UOP, rozmawia Piotr Brzózka:

Jaka jest różnica między agentem a przykrywkowcem?
Te dwie funkcje niekoniecznie się wykluczają. Najbardziej rozpowszechnione w Europie i w Polsce pojęcie "agent" oznacza tajnego współpracownika policji czy służb specjalnych, czyli kogoś, kto w tych instytucjach nie jest zatrudniony, ale dostarcza służbom czy policji informacji na temat świata przestępczego, przestępczości ekonomicznej czy związanych np. z działalnością kontrwywiadowczą bądź wywiadowczą. Natomiast agent w rozumieniu amerykańskim, np. w FBI, ale także w CBA w Polsce, jest funkcjonariuszem służby i to jest jego stopień, odpowiednik stopnia wojskowego. Z kolei przykrywkowiec to etatowy funkcjonariusz, może to być agent CBA lub innej służby, który, udając kogoś innego, przenika do środowiska przestępczego. Udaje np. przestępcę, żeby zebrać informacje na temat działalności grupy przestępczej.

Co wolno, a czego nie wolno funkcjonariuszom służb specjalnych, agentom przykrywkowcom? Dozwolone jest fotografowanie się przed tajnymi operacjami?
Nie ma szczegółowych przepisów, które by to regulowały. Agent ma prawo robić to samo, co każdy inny funkcjonariusz służby specjalnej, chociaż może też wykonywać rzeczy, które mają go uwiarygodnić w świecie przestępczym. Są nawet pewne kategorie przestępstw, które może on popełnić po to, żeby się uwiarygodnić. Z całą pewnością nie może popełniać najpoważniejszych przestępstw. Ale może zachowywać się tak, jak się zachowują przestępcy, w związku z tym dopuszczalne jest przez niego łamanie prawa i nieponoszenie za to konsekwencji. Z całą pewnością funkcjonariuszowi nie wolno dekonspirować metod i źródeł informacji służby, w której pracuje, nie wolno mu wykonywać takich czynności, które by spowodowały dekonspirację i ujawniły innych funkcjonariuszy. Nie wolno zachowywać się w sposób, który grozi zdekonspirowaniem metod i środków pracy operacyjnej. Nie wolno mu robić zdjęć w sytuacjach, które pokazują metody pracy albo ujawniają innych funkcjonariuszy. Chyba że do celów dokumentacyjnych lub szkoleniowych - te też powinny pozostawać tajne.

Każdy z nas ma prywatne zdjęcia, mniej udane czy niemądre, ale - jak mówi Julia Pitera - osoby na szczególnych stanowiskach nie powinny dopuścić do ich zrobienia.
Ludzie pracujący w warunkach podwyższonego stresu, i dotyczy to zarówno oficerów specsłużb, jak i żołnierzy w warunkach wojennych, czasami muszą poluzować. Widzimy, jakie zdjęcia robią sobie i zamieszczają w internecie żołnierze w Afganistanie: czasami śmieszne, czasami żenujące, a czasami niepokojące. Jeżeli jednak służby robią sobie zdjęcia, które mogą narazić na szwank reputację firmy, to przestaje to być prywatna sprawa, a dotyczy kwestii zaufania i szacunku do instytucji państwowej. I trzecia sprawa: na zdjęciach nie mają prawa znaleźć się rzeczy, które ujawniają metody pracy operacyjnej i tożsamość funkcjonariuszy.

Pierwsze zdjęcia agenta Tomka wypłynęły jeszcze za czasów, kiedy był on funkcjonariuszem CBA i ten fakt przyczynił się chyba do spalenia go jako przykrywkowca.
Rzeczywiście krążyło jego zdjęcie ujawnione przez osobę, która miała z nim do czynienia. Wysyłano je sobie na telefony komórkowe. Ale niestety to był wynik tego, że nie do końca w działaniach Tomasza Kaczmarka jako przykrywkowca zachowane były zasady bezpieczeństwa. Jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, dlaczego dwie operacje o podobnym profilu były realizowane w tych samych miejscach. W momencie kiedy została ujawniona sprawa posłanki Sawickiej, nadal była kontynuowana sprawa, w którą uwikłana była pani Weronika Marczuk. To się odbywało mniej więcej w tym samym środowisku, w tych samych lokalach, a jeśli nie w tych samych, to w sąsiednich. To już groziło dekonspiracją.

A czy wolno funkcjonariuszom służb posługiwać się fałszywymi legitymacjami dziennikarskimi?
Służby specjalne mają prawo do wykorzystywania dokumentów, które pozwalają im ukryć swoją tożsamość, tzw. dokumentów legalizacyjnych. Po to, żeby można było posługiwać się nieprawdziwym dokumentem, dokumentem legalizacyjnym, trzeba mieć operacyjne uzasadnienie. Przełożeni mają znać powód, dla którego ten dokument ma być użyty, mają znać sytuację przestępców, jakich się ściga, słowem - czytelny musi być kontekst operacyjny. Legitymacje dziennikarskie to dokument szczególny, dlatego że kontakty służb z dziennikarzami obwarowane są szczególnie restrykcyjnymi przepisami. Po pierwsze dlatego, że dziennikarz to zawód zaufania publicznego i nie można - ot, tak - ani wchodzić z dziennikarzami w relacje wymiany informacji, ani ich werbować, ani się pod nich podszywać. Muszą być do tego specjalne procedury. Być może w określonych przypadkach ścigania np. pedofilów możliwe jest udawanie dziennikarza.

Czy służby mogą kopiować karty SIM czy dyski komputerów gości, którzy zostawiają sprzęt w depozycie CBA?
W mojej ocenie to jest dopuszczalne wyłącznie za zgodą sądu.

A właściciel tego sprzętu ma prawo wiedzieć, że takie przeszukanie miało miejsce?
Są sytuacje, w których sąd może pozwolić na to, aby nie informować osoby kontrolowanej. Według mojej oceny, jeśli mamy do czynienia z tego rodzaju przeszukaniem, to powinna być na to zgoda, a jeśli przeszukanie do niczego nie doprowadziło, to osoba przeszukana powinna być o tym poinformowana. Mam więc tu dwie wątpliwości - czy to jest dopuszczalne bez zgody sądu i czy jest dopuszczalne bez zgody osoby zainteresowanej. Osobnym pytaniem jest, czy tak się faktycznie w CBA działo.

Tak opowiadali byli funkcjonariusze "Gazecie Wyborczej", która opublikowała tekst o kulisach pracy przykrywkowców, a wśród nich agenta Tomka.
Jeśli osoby wchodzą do centrali CBA w jakiejś sprawie i zostawiają ze względów bezpieczeństwa telefon w depozycie, to, moim zdaniem, przeszukanie takiego telefonu, aby odkryć połączenia, mejle, bez zgody sądu, jest naruszeniem przepisów.

Tego typu informacje nie podważają zaufania do CBA?
Jeśli takie plotki się rozchodzą, to interesanci, przychodzący w dobrej wierze, aby o czymś zawiadomić CBA, mogą się obawiać, że ktoś będzie sobie oglądał ich telefon w sposób nieuzasadniony. Nie chce mi się wierzyć, żeby rozsądny człowiek pozwolił sobie na coś tak niewiarygodnego. Nie chce mi się też wierzyć, że zgodziłby się na coś takiego Mariusz Kamiński, co do którego zdrowego rozsądku nie mam zaufania. A mimo to uważam, że nie powinien się na to zgodzić. Wolę założyć, że są to konfabulacje.

Jak Pan ocenia słowa Kaczmarka, który mówi, że ma zdjęcia z imprez szefa CBA Pawła Wojtunika, sugerując, że mogą być kompromitujące?
Jeżeli są to zdjęcia, które dotyczą pracy operacyjnej szefa CBA i świadczą o jakichś nieprawidłowościach, to Kaczmarek powinien je zanieść do prokuratury, a nie podnosić tego publicznie. Ale, jeśli to są sytuacje towarzyskie, gdzie nie ma mowy o dekonspirowaniu pracy operacyjnej, ujawnianiu tożsamości funkcjonariuszy, to nie rozumiem, czym on grozi. Niech ujawnia. Ma zdjęcie ze spotkania z okazji 10-lecia CBA, gdzie szef służby stoi z kieliszkiem alkoholu? No dobra, taki jest charakter tych imprez.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Niemczyk: Nie mam zaufania do zdrowego rozsądku byłego szefa CBA - Dziennik Łódzki