Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schodząc ze ścieżki: Okrutna zbrodnia w Częstochowie bliska rozwiązania

Tomasz Jamroziński
Tomasz Jamroziński
Tomasz Jamroziński ARC
Paniczny strach panuje w Częstochowie. Wszystko przez okrutną zbrodnię sprzed lat. Do rozwikłania sprawy o kryptonimie "Michalina 1997" zabrał się teraz komisarz Andrzej Wołoszynow, bohater "Schodząc ze ścieżki" Tomasza Jamrozińskiego CZYTAJ KONIECZNIE

Prawie od trzech kwadransów komisarz Andrzej Wołoszynow przewracał kartki, ostrożnie przełykając ślinę. Starannie obchodził się ze swoim podniebieniem, wciąż odczuwając skutki porannego poparzenia kawą wydawaną z dworcowego automatu. Bardzo uważnie wertował stronice z lekka poszarzałych notatek i czegoś na wzór protokołów. Najwidoczniej próbował ułożyć myśli w logiczny ciąg, w jakąś sensowną całość, chcąc mądrze zareagować, tym bardziej że ciekawostki podrzucone mu przez młodego aspiranta musiały wyglądać podejrzanie. Na domiar złego to była ich "lewizna".

Sprawa pochodziła z Częstochowy, chociaż podpisano ją w katowickiej centrali. Przerobione daty zatrzymania, przesłuchania i przyznania się do winy głównego podejrzanego. Trzymał w rękach dokumenty, a raczej ich strzępy zaopatrzone nagłówkiem "Michalina 1997". Kryptonimy były rzadko stosowane, ale w tym przypadku dopisano go ponad sygnaturą. Ostatnia notatka służbowa kończyła się podpisem: "celem zaprotokołowania w aktach operacyjnych Specjalnej Jednostki Dochodzeniowej działającej pod bezpośrednim nadzorem Komendanta Głównego Śląskiej Policji z zachowaniem procedury Ściśle tajne. Zgodnie z instrukcją Prokuratury Okręgowej w Katowicach; zaznaczone kopie odesłać!". A poniżej dopisek ręczny z parafką zamiast nazwiska "Pozostałe usunąć". (...)

- Co ty na to, Andrzeju, no, słucham, co powiesz na takiego śmierdzącego śledzia? - Bartosz Zdaniewicz czuł wzrastające podekscytowanie i jednocześnie wielkie samozadowolenie. - Wygrzebałem to wczoraj, całkiem przypadkowo, z kajetów OZ. Akurat przeglądałem papiery, wiesz, z domówki na Zawodziu. A tu taka rewelacja pod rękę mi wlazła. W sieczkarni gniło, jak sądzę, od bardzo dawna. Szukałem raportu z wejścia i otworzyłem nie tę szafkę, co trzeba. W jednej z szuflad leżała sterta teczek z nadrukiem: "niekompletne - do niszczarki". Przeważnie stare faktury. Ja ci patrzę, a w środku, i to w pierwszej teczce z brzegu, te zeznania więźnia i policjantów, a dalej świadek ich oskarżający. Wczytałem się i wyszło mi, że ten morderca to podstawiony gość, zmontowana godzina zgonu i cała reszta. O, w tym miejscu właśnie, gdzie trzymasz palec. Jak do tego doszło, że też tego nikt nie puścił faksem na Ełk? Ciekawe, kto od nas ruszył to postępowanie.

Komisarz jak wprawny antykwariusz lekko muskał papier, przekładając kartki. Nadal milczał, a Bartosz się rozpędzał.

- Sprawa potwora z Michaliny przycichła na dobre, tyle lat minęło. Pamiętam to jak przez mgłę, ale kojarzę, ile wtedy o tym wszyscy gadali. Straszyli tym maniakiem, który mordował. Sam musisz kojarzyć, jak to wstrząsnęło całym miastem. Podwójne z paragrafu 148, i to praktycznie na dzieciakach! Chociaż wtedy to nie 148, bo stary kodeks jeszcze obowiązywał. A ten chłopiec, jeden z zaszlachtowanych, to w ogóle z mojej szkoły był. Zastanawiam się, co kieruje takim człowiekiem, że bez skrupułów morduje, tnie bez opamiętania? Powinno się chyba grupę powołać. Są takie zespoły do niewykrytych przestępstw w Gdańsku i Krakowie. Może u nas też by taki wydział miał rację bytu. Mają sprzęt, technologie, a my dokładamy na mydło i tonery.

Jako aspirant wreszcie miał okazję, żeby zaimponować starszemu od siebie stopniem i wiekiem koledze. Już dawno przeszli na "ty", zgodnie z obyczajami panującymi na komendzie. Ksywki komisarza mimo wszystko wolał nie nadużywać, jedynie w skrajnych sytuacjach pozwalał sobie nazwać go Wołosatym. Z kolei na Zdaniewicza koledzy wołali często Nera albo Nerka, ze względu na pierwszą skargę, jaką na odprawie złożył naczelnikowi wydziału. Po akcji z chuliganami spod stadionu żużlowego ponoć krótko się pożalił: "Obili mi, gnoje, nerę, znaczy obie nery, i jak mam teraz sikać". Uczestnicy odprawy pokładali się ze śmiechu i podpowiadali, że najlepiej przed siebie. On nie pamiętał tamtych słów, był wtedy pod wrażeniem dobrze wypełnionego zadania. Paru chłystkom w szalikach poważnie zaszkodził. (...) Andrzejowi zdarzało się wracać do tego pseudonimu, ale bez złośliwości, tym bardziej że zwyczajnie z czasem przydomek przykurzył się i stracił niechlubny kontekst. A twarde "Nera" zaczęło kojarzyć się z bandyckim sznytem i zwyczajem ukrywania tożsamości, które w przypadku przestępczego światka bywało bardzo prostackie. Ksywy gangsterów ułatwiały pracę zorientowanym i doświadczonym śledczym. Koniec końców "Nera" brzmiało groźnie.

- Dlatego ja do ciebie jak w dym, bo komu miałbym. Po trzydziestu latach się przedawnia, więc potencjał jest. Przecież nie podrzucę tego gościom z wewnętrznego - dorzucił Zdaniewicz, rozsiadając się swobodnie na siedzeniu służbowego samochodu. Udawał, że nie oczekuje w napięciu na reakcję swojego bądź co bądź nauczyciela, a z ramienia naczelnika bezpośredniego przełożonego (...). Owszem, myślał sobie Bartek, "Michaśka", bo tak nieoficjalnie nazywano sprawę, wyszła stąd, więc obowiązkowo musieli ją odhaczyć w częstochowskim rejestrze. Gdzieś któremuś omsknęło się i zostawił śmierdzące jajo. Dziwne, że dopiero teraz ślady pokrętnego postępowania wyszły na jaw. Akurat jemu wpadły w ręce. Był ciekaw, co zrobi z tym fantem Wołoszynow. Sprawa Michaliny nosiła znamiona jednej z najokrutniejszych zbrodni, jaka wydarzyła się na przełomie wieku w Częstochowie. W tak zwanym mieście świętej wieży ktoś ponad jedenaście lat temu narzędziem pokroju kosy pociął i rozszarpał dwóch nastolatków. Zmasakrowane ciała wrzucone w odmęty bardzo głębokiej glinianki, tragedia rodziny i kolegów. Prasa nie bez kozery puściła w obieg hasło "potwór", przypominał sobie Bartosz, wpatrując się dalej w zgarbioną sylwetkę komisarza. Rzecz dotyczyła glinianki i policjantów, więc w gazetach padały określenia typu "zabójcza glina", no i najmniej fartowne "morderca z gliny". Jednak sprawca niemal od razu został wykryty, co wszystkim skutecznie zamknęło usta.

Tymczasem z odnalezionych przez niego w OZ papierów wynika, że to nie błąd czy pomyłka, tylko ewidentne mataczenie, bo winą za podwójne zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem obarczono najprawdopodobniej niewinną osobę. Facet zmarł kilka godzin przed wydarzeniami na Michalinie. Przesłuchanie nie mogło w ogóle się odbyć. Sfabrykowano więc przyznanie się do zbrodni. W świetle notatek odgrzebanych w aktach podręcznych problem powracał ze zdwojoną siłą. Wskazywały one, że sprawca czynu wciąż cieszy się wolnością, na skutek zaniechania, w którym musiał brać udział ktoś ze stróżów prawa (...).

- Powinienem cię uspokoić, Bartuś, ale nie mam pewności, co to w ogóle jest - odchrząknął komisarz. - Akurat naszego Biura Spraw Wewnętrznych bym w to nie mieszał, gotowi spierdolić wszystko. Mają chore układy i nikogo nie znają. Paru młodych gówniarzy bez oleju w głowie. Jesteś bystry jak na szaszłyka, lubię cię, ale nie wiem, czy nie przeceniasz swoich i moich możliwości. Są dwa wyjścia. Albo spisałeś się na medal i robimy porządek w firmie, i wtedy bierzemy się za śląskie fisze, no, albo wygrzebaną teczkę możemy se w dupę wsadzić. (...) Nie ma nic gorszego niż brak winowajcy. Zło musi pokazać twarz i od razu wszyscy śpią lepiej. Widocznie tutaj w jakimś celu zastosowano ograny motyw z podsunięciem kozła ofiarnego.

- Jak to ograny?

- Nie widziałeś pewnie napisu na czwórce? Tam w komisariacie na głównych drzwiach do kibli ktoś napisał, że wymiar sprawiedliwości nie polega na pytaniu, kto jest winien, a kto nie; chodzi o to, żeby mieć winnego. Podpisane Marek Hłasko. Ch..., kto to Hłasko, ale ziarnko prawdy w tym jest, jak w każdej legendzie.

- Taki pisarz.

- Ano tak, to chyba ten, co kiedyś siedział, nie? Miał okazję dowiedzieć się tego i owego.

- Siedział - przyznał Bartosz.

- Widzisz, dawniej przy błahych sprawach jechało się lewarem, żeby podnieść statystyki. Tyle że nie przy takim grubym kożuchu, rzecz jasna, a zabójstwo to najświętsza świętość, nawet w pierdlu. - Wołoszynow dla potwierdzenia machnął dłonią na znak krzyża. - Bezdyskusyjne niedopatrzenie. Te papiery miały zostać zniszczone, lecz dziwnym trafem ostały się w OZ-etach. Jakim cudem przeoczyli kompromitujące materiały? Nie mam zielonego pojęcia. Rzucili do szafki, w której nikt nie grzebie od lat, bo po jaki ch...?! Nie znali takich amatorów druku jak ty. Najpierw trzeba sprawdzić tego naocznego świadka. Jak mu tam? - zatrzymał się w pół zdania, marszcząc czoło.

- Konrad Ligocki.

- No właśnie, może wyobraźnia go poniosła. Jedyny, który pozostał przy życiu z trójki łebków. Jego zeznanie w pewnym sensie również podważa wiarygodność ustaleń lekarskich. Zapisali, że był w zapaści nerwowej, może dalej jest zwichnięty. W dzisiejszych czasach od razu wzięliby go i zahipnotyzowali, żeby przypomniał sobie twarz tamtego rzeźnika. Gorzej z tym pijaczyną, to wiele by wyjaśniało. Żeby zdusić szum, wybiera się żula i po robocie, ale nie przy podwójnym morderstwie. Przy okazji napatoczył się więzień z przewózki, ktoś z pierdla, i to ze sporym stażem, którego mogli oskarżyć, więc co mu zależało, nagle rozpoznać mordercę w osobie jakiegoś śmieciojada. Skazany dopomógł przede wszystkim sobie, ale też władzy, która a nuż ujmie coś z odsiadki, żeby ukryć wpadkę z konwoju.

- No właśnie, ten przewóz!

- Komu jak komu, ale groźnemu przestępcy oberwałoby się najbardziej, przecież znalazł się w pobliżu, a tak: spokój i wszyscy umyli rączki. Ja nie mam czasu, ale w razie czego w tym i owym pomogę, będziemy w kontakcie. Jak to ruszymy i tak narobimy sobie niezłego, k..., bigosu - komisarz podrapał się w potylicę. - Według mojego rozeznania sam świadek to pestka. Cały szkopuł tkwi w tym, co mogliby zeznać Ślązacy albo więzień, chociaż najprawdopodobniej będzie milczał jak grobowiec na Powązkach (...).

Rzeczowe tłumaczenie przemawiało do Bartka. Z oczywistych względów wolał przerzucić ciężar odkrycia na kogoś bardziej doświadczonego. Na Andrzeju zawsze mógł polegać, chociaż ten często bywał opryskliwy i chłodny. W tej sytuacji spodziewał się większego zapału po komisarzu, bo rzeczywiście w rękach trzymali działo, i to na cały kraj. Może źle trafił, przecież w latach dziewięćdziesiątych "Wołosaty" służył w częstochowskiej policji i pewnie sam otarł się o śledztwo w sprawie morderstw na Michalinie, wahał się Bartosz. Dobrym słowem też nie zająknął się na temat przekazania odkrycia do Biura Spraw Wewnętrznych, komórki, która podlega Komendzie Głównej (...). (...) - Twój wybór. Zastanów się, czy warto to gówno ruszać. Będę ci podpowiadał, jak się tym bardzo nie usmarować, ale nie mogę tego oficjalnie wrzucić w grafik, więc kręć tym na boku i, na litość, wymyśl jakiś reportaż czy inne dziennikarskie badziewie. Na spokojnie, krok po kroku, bo może to jakaś pierdoła tylko i zbędny twój trud. Sam zobaczysz, jak podrepczesz za tym. Spróbuję cię odciążyć od nowej roboty - obiecywał Wołoszynow, odcinając się sprytnie od bezpośredniego udziału w wywlekaniu sprawy na światło dzienne.

Bartosz Zdaniewicz (...) niewiele wydedukował z miny Andrzeja, jedynie zatroskanie. Nie wiadomo tylko, czego i kogo ta troska dotyczyła. Może wszystkiego po części. Nieważne, nie dam za wygraną, postanowił młody policjant (...).

Fragment powieści Tomasza Jamrozińskiego pt. "Schodząc ze ścieżki" dzięki uprzejmości gdańskiego wydawnictwa Oficynka


*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Schodząc ze ścieżki: Okrutna zbrodnia w Częstochowie bliska rozwiązania - Dziennik Zachodni