Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowo Boże na krańcach świata

Łukasz Klimaniec
Małgorzata spędziła z Ibrahimem w Mali wiele lat, ucząc Tuaregów czytać
Małgorzata spędziła z Ibrahimem w Mali wiele lat, ucząc Tuaregów czytać fot. Łukasz Klimaniec
"Jezus rzekł: Pójdźcie za mną, a zrobię was zabójcami ludzi" - tak brzmiałoby dosłowne tłumaczenie zdania z Ewangelii św. Mateusza na język tamaszek, mowę Tuaregów. Ale przecież nie o tym mówił Jezus. O tłumaczach z Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego w Ustroniu, którzy w odległych krajach krzewią wiarę - pisze Łukasz Klimaniec

Słowo Boże może zmienić każdego człowieka. Pod warunkiem, że się mu Je udostępni - uważa Jerzy Marcol, dyrektor Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego, które zajmuje się m.in. tłumaczeniem Pisma Świętego na języki grup etnicznych w różnych krajach świata.
- Za mojego życia Ewangelia została przetłumaczona na więcej języków niż w całym poprzednim okresie chrześcijaństwa - zauważa.

Według Zjednoczonego Towarzystwa Biblijnego (United Bible Societies) choćby fragmenty Biblii można dziś czytać w 2426 językach. Przed tłumaczami jeszcze sporo pracy, bowiem na świecie mówi się aż 6912 językami.

-Chcemy, by wszędzie, bez względu na wyznanie, ludzie mieli dostęp do Biblii. To nasz wkład w niesienie Ewangelii. Ostatnio nasi misjonarze przetłumaczyli Nowy Testament na język Tuaregów, Chakasów, Seimat (jednej z grup etnicznych w Papui Nowej Gwinei) oraz Gamo w Etiopii - dodaje.
Biblijne Stowarzyszenie Misyjne znajduje się w Ustroniu na Śląsku Cieszyńskim. Jest oficjalnym przedstawicielem Międzynarodowej Misji Tłumaczy Biblii im. Wycliffe'a w Polsce. Patron tej organizacji, John Wycliffe, w 1382 roku przetłumaczył Biblię na angielski, dając swoim rodakom dostęp do Pisma Świętego w języku ojczystym. W ramach misji im. Wycliffe'a pracuje na świecie około 6 tysięcy osób. Wśród nich Polacy. Na mapie świata, jaka wisi na ścianie w siedzibie BSM w Ustroniu, wzrok przykuwają malutkie, jaskrawozielone karteczki przyklejone do różnych części globu. W Afryce, na Mali, widnieją imiona Gosi i Ibrahima. Iza Karpienia to Etiopia. Naklejka na Syberii (Chakasja) poświęcona jest Agnieszce i Michałowi oraz ich synom Borysowi i Krzesimirowi. Nazwisko Beaty Woźny figuruje przy Papui Nowej Gwinei.

Uczymy pisma i wiary

Małgorzata Nawrocka jest pierwszą osobą z Polski, która zdecydowała się wyjechać na misje tłumaczyć Biblię. W Mali spędziła 14 lat.

Wszystko zaczęło się od stypendium w Centrum Wycliffe'a w Anglii, jakie otrzymała w 1992 roku. Bo każdy, kto chce wyjechać na misje musi przejść odpowiednie szkolenia: biblijne i językoznawcze.
- To niezwykle intensywne szkolenie. Skondensowana lingwistyka praktyczna. Uczyliśmy się, jak analizować fonetykę, dźwięki, jak tworzyć alfabet - wyjaśnia misjonarka.

W Centrum Wycliffe'a poznała swojego męża, Ibrahima, pastora z północnej części Mali, który przyjechał do Anglii z konkretnym celem: nauczyć się zasad tłumaczenia, by przełożyć Biblię na język ojczysty. W październiku 1994 roku pobrali się. Ślub odbył się w Polsce. Dwa tygodnie później byli już w Afryce.

Mali to kraj cztery razy większy od Polski, ale należy do dziesięciu najbiedniejszych krajów świata. Zamieszkuje go 13 milionów ludzi. Małgorzata z Ibrahimem zamieszkali w Gao, szóstym pod względem wielkości mieście Mali. Tam zaczęli tłumaczyć Biblię na tamaszek, język jakim posługują się Tuaregowie, nazywani "Niebieskimi Wojownikami".

Tłumaczenie Biblii zwykle trwa około 10-15 lat. Często istniejący język, jakim mówi plemię, nie ma formy pisanej. Misjonarze muszą więc dokonać jego analizy fonetycznej, leksykalnej i gramatycznej, a następnie stworzyć alfabet, elementarz dla dorosłych i zorganizować naukę czytania.

- Gdybyśmy zrobili przekład, a nie nauczylibyśmy ludzi czytać i pisać, to nikt nie przeczytałby Biblii. A gdybyśmy organizowali edukację, nie krzewiąc Słowa Bożego, inna ideologia mogłaby to wykorzystać - wyjaśnia Marcol.

Zamiast Allacha - Nasz Zbawiciel

U Tuaregów Małgorzata i Ibrahim tłumaczyli główny dialekt w Mali, obowiązujący w rejonie Gao i Timbuktu. Jeśli jakieś słowo było rozumiane w jednym mieście, a w drugim nie, to trzeba było znaleźć takie, które jest rozumiane przez mieszkańców obu miast. Najważniejszą kwestią było ustalenie kluczowych słów - "Bóg", "Mesjasz", "anioł", "kościół", "Duch Święty".

- Ustaliliśmy, że na Boga nie będziemy mówić Allach, żeby się nie myliło. Znaleźliśmy słowo, które dosłownie oznacza "Nasz Zbawiciel" - mówi Nawrocka. W procesie tłumaczenia Nowego Testamentu na język tamaszek znalazło się także polskie słowo - "korona". - Stwierdziliśmy, że polska pisownia najbardziej pasuje do fonetycznego układu w tamaszek niż odpowiednik francuski, czy angielski. I zostało "korona" - uśmiecha się misjonarka.

To nie jedyne kłopoty z tłumaczeniem dla Tuaregów. Nawrocka daje przykład cytatu z Ewangelii św. Mateusza, o powołaniu św. Piotra i Andrzeja, gdzie Jezus mówi: "Pójdźcie za mną, a zrobię was rybakami ludzi". W języku tamaszek to zdanie dosłownie brzmiałoby: "Jezus rzekł: Pójdźcie za mną, a zrobię was zabójcami ludzi".

- Słowo "rybak" oznacza tego, który łowi ryby, aby je zabić. Tak zrozumieli to Tuaregowie. Ale przecież nie o tym mówił Jezus. Dlatego tłumaczenie musiało zawrzeć dodatkową informację: "od tej pory będziecie innych przyprowadzać, aby mnie poznali" - opowiada misjonarka.

Inny przykład to celnik bijący się w piersi. Dla Tuaregów taki gest to objaw dumy, w żadnym wypadku wyraz aktu skruchy. Konieczne zatem było umieszczenie innego określenia. Zamiast bicia się w piersi w języku tamaszek jest zdanie: "celnik był tak okryty wstydem, że nie śmiał oczu podnieść ku niebu".
Małgorzata z Ibrahimem mają dwie córki, 12-letnią Yeminę i 10-letnią Lidię. W lipcu tego roku, po 14 latach pobytu w Mali, przyjechali do Polski. Nie zaprzestali jednak tłumaczenia dla potrzeb ewangelickich zborów w Mali. Nowy Testament zaś w języku tamaszek służy Tuaregom nie tyko jako przewodnik duchowy, ale jako... słownik ortograficzny .

- Kiedy ktoś nie wie, jak napisać jakieś słowo, sprawdza w Nowym Testamencie - mówi misjonarka.

Kierunek - Etiopia

Jerzy Marcol, jako dyrektor biura, sporadycznie odwiedza misjonarzy. W trakcie 14-letniego pobytu Małgorzaty i Ibrahima w Mali był u nich dwa razy. Jego służba to głównie wyjazdy misyjne na Wschód, gdzie pomaga Ukraińcom i Romom. Prócz tego prowadzi i koordynuje działania BSM. Czasem bierze udział w międzynarodowych konferencjach misyjnych. Od takiej konferencji w 1990 roku wszystko właśnie się zaczęło. Marcol był członkiem delegacji Ruchu Ewangelizacyjno-Misyjnego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego na Śląsku Cieszyńskim na Konferencję Ewangelistów, która odbyła się w Woltersdorf koło Berlina. Tam właśnie zrozumiał, że misje są tym, czego tak długo poszukiwał. Po powrocie do kraju zaprosił dyrektora niemieckiego biura misyjnego na prelekcje w Polsce. Podczas nich okazało się, że wiele osób chciałoby się zaangażować w działalność misyjną. Tak zrodziła się potrzeba założenia Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego, które istnieje od 1995 roku.
Obecnie BSM współpracuje z Kościołem etiopskim, by pomóc mu w udostępnieniu Słowa Bożego we wszystkich językach w tym kraju, które tego potrzebują. Dlatego stowarzyszenie wspiera finansowo kilku Etiopczyków zaangażowanych w przekład Biblii.

- Jestem przekonany, że do 2050 roku choćby fragment Pisma Świętego przełożony zostanie na każdy język świata. Jeśli nie za mojego życia, to za życia moich dzieci Ewangelia będzie głoszona wszystkim narodom - uważa Jerzy Marcol.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!