Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten, który dotyka nadziei

Elżbieta Kazibut-Twórz
Tadeusz Cegliński  posiada niezwykłe umiejętności przekazywania energii
Tadeusz Cegliński posiada niezwykłe umiejętności przekazywania energii fot. Arkadiusz Ławrywianiec
To Bóg czyni cuda, człowiek może być tylko Jego narzędziem - twierdzi Tadeusz Cegliński. O znanym bioterapeucie z Tychów , który z innymi dzieli się się swoim darem pisze Elżbieta Kazibut-Twórz

"Każda minuta życia nosi w sobie własną rangę cudu" (Albert Camus, francuski pisarz)

Nadzieją dla pana Józefa, chorującego na raka krtani, pani Wandy, która pozbyła się guza tarczycy, Pawełka cierpiącego na dziecięce porażenie mózgowe i setek innych podopiecznych Tadeusza Ceglińskiego są jego gorące dłonie. Cudem są dla tych, którzy byli już prawie po drugiej stronie, a jednak nie pożegnali się z życiem. Najpierw choroba tarczycy, później jedna operacja, druga, trzecia... Komórki nowotworowe zaatakowały płuca i kręgosłup. Rak to przecież wyrok. Mama znalazła w gazecie artykuł o Tadeuszu Ceglińskim. Natychmiast pojechałam do Tychów. Nie wszystko poszło gładko. Były okresy załamania. Ale doczekałam się nagrody. Lekarze nie stwierdzili komórek nowotworowych - tak opowiada o swoim przypadku Jolanta S. z Zabrza. I dodaje: Gdyby mi wcześniej ktoś powiedział, że z raka, w dodatku takiego z przerzutami, można się wyleczyć, z pewnością bym nie uwierzyła. Ale teraz wiem, że nigdy nie należy się poddawać.

U Anny Grygiel z Tarnowa stwierdzono ziarnicę złośliwą - nowotwór węzłów chłonnych. Po chemioterapii czuła się bardzo źle. Gdy trafiła do Tadeusza Ceglińskiego, jej stan był krytyczny. Pani Anna szybko nie wyzdrowiała. - Czasem dziwię się, że niektórym pan Tadeusz pomaga szybciej, bardziej radykalnie, a u mnie poprawa jest powolna, choć byłam już tu z pięćdziesiąt razy. Ale myślę, że ja naprawdę byłam już skreślona - wyznaje. Księdza Tadeusza Jaskółę do Ceglińskiego przywieźli przyjaciele. Wynieśli go na rękach z samochodu i posadzili na wózku inwalidzkim. Choroba Parkinsona i przebyty udar właściwie przesądzały o jego losie. To była pierwsza terapia. W czasie ósmej zdarzył się cud - tak mówią do dzisiaj znajomi chorego. Ksiądz Jaskóła wstał z wózka inwalidzkiego.

"W każdym z nas drzemie pewna niezbadana sfera, która, jeśli dojdzie do głosu, jest w stanie czynić cuda" (Paulo Coelho, brazylijski pisarz i poeta)

Ludzie, których dotyka Tadeusz Cegliński odczuwają płynące z jego dłoni ciepło. Temperatura jego zbyt gorących rąk już od urodzenia niepokoiła jego rodziców i zastanawiała lekarzy. Państwo Ceglińscy jeździli z synem do specjalistów, szukali przyczyny, bali się, że dziecko jest chore. Ale badania niczego niepokojącego nie wykazywały, więc lekarze machnęli ręką. - Taka pewnie jego uroda - uznali i życie potoczyło się dalej. Aż do dnia, w którym Cegliński odkrył, że jego gorące dłonie nie są zwyczajne. - To był przypadek, po prostu odruch. Poszedłem z rodzicami do szpitala, aby pożegnać umierającą bliską osobę. Żegnając się z nieprzytomnym krewnym położyłem dłonie na jego głowie. I wtedy chory odzyskał przytomność. "Jest mi gorąco" - powiedział i już nie zapadł w śpiączkę. Po dwóch tygodniach o własnych siłach opuścił szpital. Wyzdrowiał - wspomina bioenergoterapeuta.

Dla młodego, dwudziestoletniego wówczas, Tadeusza Ceglińskiego zaczął się czas szukania odpowiedzi na trudne pytania: Dlaczego akurat ja? Jaka to jest siła? Jeśli mogę pomóc, to może mogę także zaszkodzić? Był początek lat 80.

- W Polsce było gorąco, ale z powodów politycznych - opowiada. - Lekarze byli zajęci czymś pewnie znacznie ważniejszym niż moje ciepłe ręce. Ale chorych było u mnie coraz więcej. Pomagałem, jednak wciąż pozostawał we mnie niepokój. Nie umiałem jeszcze kontrolować energii. Czułem, że muszę poszukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania - twierdzi Cegliński. Postanowił wyjechać do Niemiec. Szybko zasłynął tam jako uzdrowiciel z Polski. Najpierw w Dortmundzie, później w Kolonii, Bonn, Munster. To niemieccy lekarze nakłonili go, by zaczął gromadzić dokumentację swej działalności. Zaproponowali badania. Po paru latach, zgromadzony materiał nadawał się już do tego, aby poddać go ocenie.

"Dla tych, którzy nie potrafią się dziwić, nie ma cudów." ( Marie von Ebner-Eschenbach, pisarka niemiecka)

Najpierw był Instytut Higieny Psychicznej i Psychologii we Freiburgu. Cegliński został włączony do eksperymentu badawczego prowadzonego przez profesora Guntera Wiegelmanna. Był jedynym Polakiem w międzynarodowym gronie bioterapeutów, którzy zgodzili się poddać ocenie. Wyniki były zaskakujące. "Ani ja, ani moi koledzy, do tej pory nie spotkaliśmy człowieka o tak wybitnych zdolnościach uzdrowicielskich, jakie posiada Tadeusz Cegliński". Ta opinia ukazała się w opublikowanej w Niemczech książce pt. "Medycyna ludowa dzisiaj", a także w niemieckiej prasie. I otworzyła Ceglińskiemu drzwi do kariery - najpierw na Zachodzie, później w kraju. I znów, jak na początku jego drogi, najpierw zaufali mu chorzy.

Cierpiący nie pytali, dlaczego po kontakcie z Ceglińskim czują się lepiej. Oni po prostu wierzyli. Lekarze obserwowali z dystansu, lecz z coraz większym zainteresowaniem. Nieżyjący już doktor Zygmunt Filipowicz, były przewodniczący Komisji do spraw Medycyny Naturalnej przy ministrze zdrowia tak ocenił umiejętności Ceglińskiego: "Niewątpliwie rzadkim zjawiskiem jest, by ktoś miał temperaturę dłoni 38,6 stopnia. Nigdy dotąd nie zetknąłem się z czymś takim. Co więcej, poza seansami uzdrowicielskimi, temperatura kończyn pana Ceglińskiego jest normalna, w granicach 28 stopni. Wzrasta gwałtownie dopiero, gdy zaczyna on dotykać pacjentów. (...) Nie znamy mechanizmu tego działania. Ja sadzę, że jest jakiś specyficzny rodzaj energii, która podczas przekazywania jej choremu wytwarza ciepło. Energii, która ma zdolność wnikania do organizmu człowieka i korygowania tam bioenergetycznych zaburzeń".

Także badania na wydziale chemii fizycznej Uniwersytetu Śląskiego pod kierunkiem prof. Stefana Ernsta wykazały, że woda pod wpływem dotyku Ceglińskiego zmienia swoje właściwości.

"Byłem świadkiem cudu, a jednak zastanawiałem się , czy przypadkiem nie tędy właśnie przechodzą na "tamtą stronę" wszyscy wariaci" (Jonathan Carroll, amerykański pisarz)

- Bioenergia nikomu nie szkodzi. Ja nie leczę, nie jestem przecież lekarzem - podkreśla Tadeusz Cegliński. - Ale umiem pomóc organizmowi, nieraz zmusić go, żeby chciał walczyć - dodaje.

Przekonują się o tym także zdrowi ludzie, w tym najwybitniejsi sportowcy, którzy właśnie w tyskiej Piramidzie - hotelu prowadzonym przez Ceglińskiego -nabierali sił przed decydującymi rozgrywkami, m.in. międzynarodowymi meczami piłki nożnej. Gdy reprezentacja gra na Śląskim, Leo Beenhakker na miejsce treningów i relaksu wybiera zawsze Piramidę.

- Wiele lat temu, kiedy przyjechałem do Tychów, poznałem legendę mówiącą o tym, że nad jeziorem paprocańskim ukazał się ludziom Anioł - opowiada terapeuta. - Stał dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoi Piramida i opierał nogę na największym kamieniu. Na głazie pozostał ślad anielskiej stopy. Później, wokół kamienia wyrosły kwiaty, a zieleń była bujna i soczysta do późnej jesieni. Ludzie wierzyli, że to miejsce jest cudowne. Mieli rację. Ja również to odczułem - przekonuje Cegliński. Ale budowę Piramidy rozpoczął wiele lat później, kiedy był już znanym, nie tylko w Polsce bioterapeutą. Cegliński wierzy też w istnienie czakramu, szczególnego miejsca mocy, w którym łączy się energia Ziemi i kosmosu. Na takim czakramie stoi właśnie Piramida. - Jest jednym z najsilniejszych w Polsce. Drugim po Wawelu, dopiero trzeci to Jasna Góra - twierdzi. - To właśnie tutaj, w Promnicach, nabierała przed wojną sił pszczyńska księżna Daisy, do czakramu od wieków pielgrzymowali ludzie z całej okolicy, żeby zaczerpnąć energii - przekonuje.

"Bo śmiałkiem jest ten, kto podejmuje decyzje wbrew obawom. A mimo to działa, bo również wierzy w cuda" ( Paulo Coelho)

-Nigdy nie można mówić, że człowiek jest skazany. Tym bardziej, że wszyscy od dnia narodzin stoimy w obliczu śmierci. Nie wiadomo tylko, komu pierwszemu ukaże swoją twarz - mówi Tadeusz Cegliński. -Nie zapomnę mężczyzny, którego przyprowadził do mnie przyjaciel, zresztą lekarz z zawodu - opowiada terapeuta. -Ten człowiek zdawał sobie sprawę ze swojego bardzo poważnego stanu. Cierpiał na nowotwór, właściwie już wielu narządów. Kiedy mi o tym powiedział, zapytałem: Czego pan ode mnie oczekuje, skoro twierdzi pan, że nie ma ratunku? Spojrzał na mnie i odparł: Spokoju umierania. Spotykałem się z nim później mnóstwo razy. To nie do uwierzenia, ale przez wiele lat - wspomina Cegliński. Dokumentacja, którą gromadzi Tadeusz Cegliński to dziesiątki tysięcy przypadków. Nie wszystkie nadają się do reklamowania uzdrowicielskich umiejętności. Bo nie zawsze chorzy, lekarze i terapeuta wygrali walkę o życie. - Ludzkie nieszczęście nie nadaje się do reklamy - oburza się Cegliński.

- Jestem zwykłym człowiekiem. Wierzącym i praktykującym i tak często pytającym, mającym wątpliwości. Ale jednego jestem pewien - to Bóg czyni cuda. Ja mogę być tylko jednym z Jego narzędzi - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!