Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarzu broń się sam?

Agata Pustułka
morguefile.com
Napaść na lekarza wykonującego swoje obowiązki w przychodni, izbie przyjęć szpitala, czy w pogotowiu byłaby zagrożona karą do trzech lat pozbawienia wolności. Taką możliwość da przyjęcie Karty Praw Lekarza, której projekt przygotowali wspólnie lekarze i prawnicy z Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego.

- W myśl zapisów Karty Praw Lekarza medycy byliby traktowani jak funkcjonariusze publiczni na służbie - wyjaśnia Marek Mikos z Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego. - To dawałoby im większe możliwości obrony. Okazuje się, że aż 40 proc. lekarzy doznaje agresji ze strony pacjentów lub ich krewnych.

Z badań, jakie przeprowadziła Gazeta Lekarska wynika, że 18 proc. lekarzy jest popychanych, opluwanych, wyzywanych, a 11 proc. doznaje duszenia i pobicia. W połowie przypadków ich sprawcami są pacjenci. Prezes Śląskiej Izby Lekarskiej, dr Maciej Hamankiewicz, tydzień temu był świadkiem napaści na jednego ze swoich kolegów w izbie przyjęć będzińskiego szpitala.

- Został nagle zaatakowany. Na szczęście potrafił opanować sytuację. Jednak około 70 proc. lekarzy stanowią kobiety. One są przede wszystkim narażone na skutki takich napaści. Namawiamy lekarki i lekarzy, by zgłaszali nam wszystkie przypadki agresji.

- Wyzwiska wprost z rynsztoka i groźby są na porządku dziennym, a fala agresji wciąż rośnie - mówi dr Barbara Bochnia, szefowa oddziału ratunkowego w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. - Od jednego z ojców usłyszałam, że mi opony w samochodzie poprzebija. Niekiedy żartujemy, że powinniśmy założyć Towarzystwo Obrony Lekarzy Przed Agresywnymi Pacjentami - dodaje.

Wielu medyków do końca nie wie nawet , jakie ma w takich sytuacjach prawa. Zebranie ich w jednym dokumencie przyświeca idea tworzenia Karty Praw Lekarza.

- Obecnie są one rozproszone w wielu aktach prawnych - wyjaśnia Marcin Mikos z Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego, które wraz z lekarzami Małopolskiej Izby Lekarskiej przygotowało projekt Karty Praw Lekarza.

Karta jest też wyrazem bezsilności środowiska lekarzy wobec powtarzających się wobec nich aktów agresji: słownej i fizycznej. Z raportu przedstawionego w "Gazecie Lekarskiej" wynika, że głównym powodem ataków pacjentów na lekarzy są: odmowa wydania L4, przepisania recepty oraz skierowania na badania. W 20 proc. przypadków do agresji dochodziło z powodu nieprzyjścia na przepełniony oddział oraz późnego przyjazdu karetki.

Mimo narastającej agresji większość lekarzy nie informuje policji oraz przełożonych o tych incydentach, bo twierdzi, że interwencja nie przyniosłaby skutku.
- Dzieje się tak dlatego, że ataki te stały się niemal codziennością w polskich szpitalach i dlatego trzeba skutecznego prawa, by przerwać ten strumień agresji - dodaje dr Maciej Hamankiewicz.

Śląska Izba Lekarska mimo to namawia lekarzy, by zgłaszali wszelkie przypadki agresji.

- Sama Karta Praw Lekarza nie pomoże, chociaż jest cenną inicjatywą - ocenia dr Hamankiewicz. - Podstawą jest uznanie lekarza wykonującego swoje zawodowe obowiązki za funkcjonariusza publicznego na służbie.

Wtedy jest szansa, że agresywny pacjent powstrzyma się od wyzwisk i rękoczynów, bo za karę będzie mógł trafić do więzienia nawet na trzy lata. Tak dzieje się np. w przypadku napaści na policjantów na służbie.

Najbardziej niebezpieczna jest praca na tzw. oddziałach frontowych, czyli w izbach przyjęć szpitali. Na napaści narażeni są też pracownicy pogotowia ratunkowego.

- Dochodzi do mnie wiele sygnałów dotyczących agresji ze strony pacjentów, a jeszcze częściej ich sąsiadów. Niedawno chcieli nam zdemolować i przewrócić karetkę - mówi Artur Borowicz, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. - Ostatnio jednemu z lekarzy złamano nos. Jeszcze żaden z pracowników nie wystąpił z powództwa cywilnego przeciwko krewkiemu pacjentowi, ale gdy to zrobi, zapewnimy mu całkowitą pomoc prawną, bo takich sytuacji nie można tolerować.

- Niestety, wielkim problemem są pijani, roszczeniowi rodzice małych pacjentów - mówi dr Barbara Bochnia, szefowa oddziału ratunkowego w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

Z ogromem agresji spotykają się też pracownicy szpitali psychiatrycznych. Mają specyficznych pacjentów, których ataki wynikają z choroby i nie mogą ponosić za to konsekwencji, ale też dlatego wobec nich lekarze i pielęgniarki bywają całkowicie bezbronni. Z danych przedstawionych niedawno przez pracowników rybnickiego szpitala psychiatrycznego wynika, że trwa tam permanentna bitwa z pacjentami. Bicie, kopanie, szarpanie, popchnięcia, oplucia, wyzwiska, groźby, a nawet pogryzienie to szpitalna codzienność. Średnio na jednym oddziale dochodzi miesięcznie do 230 przypadków agresji wobec personelu, w tym do kilkudziesięciu pobić. Wobec pacjentów trzeba stosować przymus bezpośredni - unieruchomienie i przytrzymanie siłą. W czasie podania zastrzyku wzywana jest tzw. grupa interwencyjna, którą tworzą zatrudnieni w szpitalu pielęgniarze.
Jesienią i zimą bywa gorzej, bo wtedy pacjentów zwykle przybywa. Specyficzną grupą pacjentów są sprawcy zabójstw, pobić i gwałtów, którzy ze względu na chorobę nie mogą odbywać kary w więzieniach i trafiają do szpitali psychiatrycznych. Nawet pielęgniarz-osiłek z umiejętnościami na miarę Bruce Lee miałby problemy z opanowaniem ich zachowania.

Wybuch wściekłości wart tysiące

Dwa tygodnie temu zakończył się proces 57-letniej pacjentki, oskarżonej o pobicie dentystki.

W marcu tego roku krewka kobieta wtargnęła do pracowni protetyki stomatologicznej w Tychach, gdzie dzień wcześniej odbierała protezę. Żądała poprawek, bo jej zdaniem zęby były za długie.

Kiedy lekarka zaczęła jej tłumaczyć, że na wszelkie zmiany był czas w trakcie przymiarek i nic się już nie da zrobić, kobieta wpadła we wściekłość. Uderzyła dentystkę w twarz tak mocno, że uszkodziła jej przy tym okulary i wyrwała kolczyk z ucha. Musiała interweniować policja, a sprawa krewkiej pacjentki wkrótce trafiła na wokandę. Adwokat poszkodowanej domagał się dla nadpobudliwej tyszanki 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, 2000 zł grzywny oraz drugie tyle nawiązki (z przeznaczeniem na służbę zdrowia oraz na pokrycie kosztów procesu).

Sąd okazał się jednak bardziej wyrozumiały. Choć określił postępowanie oskarżonej jako czyn o dużej szkodliwości społecznej, skazał ją na grzywnę 1000 zł i pokrycie kosztów sądowych (razem ponad 2000 zł). KAG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!