Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matusiewicz: Zawiodłem się na wielu osobach. Ale z polityki nie odejdę

Adam Matusiewicz
Adam Matusiewicz
Adam Matusiewicz Arkadiusz Ławrywianiec
W poniedziałek Sejmik Śląski wybierze nowego marszałka województwa śląskiego. - Oniemiałem, gdy dowiedziałem się, że w Pałacu Prezydenckim po mojej dymisji niemal pito szampana. Była to dla mnie informacja szokująca - mówi Adam Matusiewicz, ustępujący marszałek województwa śląskiego. Rozmawia Agata Pustułka.

Dziś radni sejmiku wojewódzkiego wybiorą następcę dotychczasowego marszałka Adama Matusiewicza. Matematyka wskazuje, że będzie to kandydat Platformy, były prezes NIK i były poseł Mirosław Sekuła. Publikujemy ostatni wywiad z Adamem Matusiewiczem jako marszałkiem, w którym mówi m.in. co było jego "gwoździem do trumny", dlaczego w Pałacu Prezydenckim ucieszono się z jego dymisji oraz czemu w najtrudniejszym momencie kryzysu z Kolejami Śląskimi nagle, niemal jednocześnie, zepsuło się 30 proc. taboru. CZYTAJ KONIECZNIE PONIŻEJ

Jakiej niepodjętej decyzji pan najbardziej żałuje?
Teraz to można gdybać, ale jest taka jedna sprawa. Żałuję, że nie skontrolowałem wszystkich prezesów spółek marszałkowskich oraz członków rad nadzorczych pod względem niekaralności. Nie jest to praktyka stosowana w samorządzie, ale niewątpliwie konieczna, bo to sprawa prezesa Kolei Śląskich Marka Woracha okazała się moim "gwoździem do trumny". Z realnych spraw, które mogłem zrobić, a niestety nie zrobiłem i o to mam do siebie rzeczywiste pretensje, to że nie wysłałem w listopadzie do Kolei Śląskich specjalnej kontroli, która ujawniłaby stan przygotowań do debiutu. Z drugiej strony i tak nie przewidziałbym katastrofy w postaci niemal jednoczesnego zepsucia się 30 proc. taboru. Nagle stanęły pociągi stare, nowe, różnych producentów. Jakby składy dopadła jakaś epidemia.

Przypadek?
Nie mam dowodów, że było inaczej.

Do dziennikarzy doszły informacje, że ktoś majstrował przy pociągach. Zamiast płyn hamulcowy wlewał wodę i tak doszło do zniszczenia taboru...
Też doszły do mnie takie wiadomości. Osoby, które mi to opowiadały, nie chciały jednak składać zeznań. Musieliśmy zastąpić popsute pociągi autobusami.

Czy decyzję o dymisji podjął pan samodzielnie, czy został pan do niej zmuszony?
To bardzo trudne pytanie. Zasugerowano mi takie rozwiązanie, choć myślałem o tym kroku już dobę wcześniej.

Czemu zamiast podawać się do dymisji, nie przepędził pan na cztery wiatry prezesa Kolei Śląskich?
Nigdy nie powiem, że debiut Kolei Śląskich był dobry, bo nie był, ale cyfry mówią same za siebie. Liczba połączeń wzrosła. Pociągi zaczęły jeździć szybciej. Po 9 grudnia sytuacja nie była tak zła, jak pokazywano w mediach, ale kiedy 12 grudnia zadzwonił do mnie prezes Worach i powiedział, że składa dymisję, bo zataił wstydliwe fakty ze swego życiorysu, m.in. dotyczące spraw sądowych, i ostrzegł, że zaraz będą ujawnione, bo skontaktował się z nim dziennikarz, nie miałem wątpliwości, że będę musiał podjąć zdecydowane kroki. Wszyscy znamy reguły gry obowiązujące w polityce.

Powołanie Kolei Śląskich naruszyło ogromne kolejowe interesy.
To bezsporny fakt. Zbudowaliśmy spółkę opartą o standardy rynkowe, a nie PRL-owskie. Bez przerostów kadrowych, nastawioną na efektywność czasu pracy. W środowiskach kolejowych budziło to ogromną niechęć. Nasze doświadczenia w Śląskiem może na kilka miesięcy osłabią zapał marszałków w innych regionach, ale zmiany na kolei są nieuchronne.

To druzgocący przekaz medialny zmusił pana szefów do decyzji personalnych. Czy to oznacza, że żółty pasek TVN jest głównym kadrowym w PO, a nie Tomasz Tomczykiewicz, czyli regionalny lider?
Fakty są mniej istotne od tego, co i jak się mówi. Jeśli nie udaje się przebić z faktami, to problem polityka. Swoją drogą jednak zarówno medialna, jak i polityczna reakcja po tym, co stało się na lotnisku w Modlinie, nie była tak ostra jak w moim przypadku, choć założę się, że osób poszkodowanych przez wyłączenie lotniska było więcej niż w przypadku Kolei Śląskich.

Czy Mirosław Sekuła jest pana wymarzonym następcą na stanowisku marszałka?
Jest dobrym kandydatem na te czasy. Pierwsze dwa lata w samorządzie to okres, gdy trzeba otworzyć pola bitewne i zrobić porządki. Być może zbyt dużo tych pól otworzyłem, ale szczerze mówiąc nie miałem wyboru, bo spiętrzyło się wiele problemów. Ostatnie dwa lata powinny być spokojne. Trzeba się będzie skoncentrować na finalizacji pewnych spraw. Ja np. nie mogłem rozłożyć wprowadzenia Kolei Śląskich w czasie, a mieliśmy takie plany. Niestety, zostaliśmy postawieni przez PKP pod ścianą. Takiego nagromadzenia kryzysowych sytuacji nie miał żaden z moich poprzedników. Mnie pierwszemu zbankrutował szpital w Tychach w efekcie błędnych decyzji podjętych wiele lat temu, spadł dach na Stadionie Śląskim i wywróciła się kolej. Żeby wszystko ponaprawiać, trzeba twardej ręki, co charakterologicznie jest mi obce. Musiałem jednak podejmować trudne decyzje, narażając się wielu osobom i środowiskom.

Zaczyna panować przekonanie, że stajemy się regionem straconych szans. Ekipa remontowa zwiała z placu budowy.
Proszę mi wierzyć, żeby aby zrobić remont, trzeba czasami zburzyć w domu parę ścian. Teraz czeka nas malowanie, czyli znacznie lżejsza praca. Mogę skwitować to słowami: moja brawura i odwaga były bezcenne, zaś teraz przydadzą się rozsądek i ostrożność pana Mirosława Sekuły.

Nie uważa pan, że politycznie PO na tym bardzo traci? Tolerował pan niektóre działania i zachowania koalicjanta, czyli RAŚ. Wyhodowaliście przez to paru wpływowych wrogów.
Cóż przyznaję, że oniemiałem, gdy z wiarygodnych źródeł dowiedziałem się, że w Pałacu Prezydenckim po mojej dymisji niemal pito szampana. Była to dla mnie informacja szokująca, zwłaszcza że z własnej woli i szczerego przekonania wszedłem z RAŚ w ostry konflikt z powodu wystawy w Muzeum Śląskim. Cała ta sytuacja świadczy o tym, jak niewiele o Śląsku wie Warszawa.

Czy nie uważa pan, że koalicja z RAŚ jest zbyt kosztowna?
Trzeba tę koalicję oceniać w dwóch aspektach. Po pierwsze wewnętrzna współpraca układała się od początku dobrze. Co pół roku szef Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik wykonywał jednak jakąś spektakularną akcję, po której, mówiąc kolokwialnie, buty spadały mi z nóg. Patrząc na sprawę z perspektywy RAŚ były to działania zrozumiałe. To ugrupowanie lokalne walczy o ogólnopolski rozgłos. Z pewnymi akcjami nie zgadzałem się i dawałem temu wyraz.

Jakie ma pan plany na przyszłość?
Początkowo chciałem odejść z polityki. Miałem dość. Zawiodłem się na wielu osobach funkcjonujących na różnych szczeblach, przede wszystkim - a może zwłaszcza - z mojego ugrupowania. Byłem zniechęcony. Ale kiedy na spokojnie podsumowałem te dwa ostatnie lata, to mi wyszło, że fatalnych było tylko kilka dni, właściwie dwa. Nie będę odchodził ze spuszczoną głową. W polityce mam jeszcze wiele do zrobienia. Liczę, że ucieszę tą informacją moich kolegów i koleżanki z PO. A jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to jestem księgowym, co jest dużym szczęściem, bo przy skomplikowaniu polskich przepisów, nie będę mógł narzekać na brak pracy.


*Michał Smolorz nie żyje ZDJĘCIA I WIDEO Z POGRZEBU
*Dramatyczny pożar kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach [UNIKATOWE ZDJĘCIA I WIDEO]
*OgólnopolskiRanking Szkół Ponadpodstawowych 2013 SPRAWDŹ NAJLEPSZE LICEA I TECHNIKA
*Horoskop na 2013 rok ZOBACZ, CO MÓWIĄ KARTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!