Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VI Katowicki Karnawał Komedii: Bawić ludzi to nie grzech

Katarzyna Pachelska
Katowicki Karnawał Komedii rozpocznie się dziś spektaklem "Co ja panu zrobiłem, Pignon?". Grają m.in. Wons, Grabarczyk, Wawrzecki i Dancewicz
Katowicki Karnawał Komedii rozpocznie się dziś spektaklem "Co ja panu zrobiłem, Pignon?". Grają m.in. Wons, Grabarczyk, Wawrzecki i Dancewicz mat. prasowe
Rozpoczął się VI Katowicki Karnawał Komedii. Bilety jak zwykle rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Czemu ciągle lubimy się bawić w teatrze, a farsa "Mayday" jest grana od 20 lat i nikomu się nie nudzi - sprawdzała Katarzyna Pachelska

Śmiechu, ale takiego z głębi brzucha, a nie tylko z głowy chcą dziś widzowie teatralni, dlatego wykupują na pniu bilety na Katowicki Karnawał Komedii, spektakle z udziałem gwiazd warszawskich w naszych teatrach czy na swojskie, grane od kilkudziesięciu lat "Mayday". Można się na to zżymać, bo przecież teatr nie istnieje tylko po to, by dostarczać rozrywki, ale po co? Publiczność i tak głosuje nogami.

- Ludzie chcą przeżyć coś fajnego, chcą rozrywki, a nie tylko głupiego śmiechu, a teatr pozostał jedynym miejscem, gdzie żywy człowiek mówi do żywego człowieka - twierdzi Mirosław Neinert, dyrektor Katowickiego Karnawału Komedii i szef Teatru Korez.

Hity naszych teatrów

O najpopularniejsze spektakle ubiegłego roku zapytaliśmy w teatrach: Śląskim w Katowicach, Rozrywki w Chorzowie i Polskim w Bielsku-Białej.

- U nas na pierwszym miejscu był "Hamlet" (lektura szkolna - przyp. red.), na drugim farsa "Mayday", a na trzecim "Przygody Sindbada Żeglarza" dla dzieci - informuje Małgorzata Długowska-Błach z Teatru Śląskiego.

W Rozrywce, na Dużej Scenie, prym wiodły: komedia o striptizerach "Kogut w rosole", koncert przebojów "Sylwester na bis" i "Skrzypek na dachu". - Na Małej Scenie za to króluje "Historia filozofii po góralsku" według Tischnera - mówi Aneta Głowacka z Rozrywki.

Hity Teatru Polskiego w Bielsku-Białej wymienia Irena Świtalska: monodram "Singielka" z Anną Guzik oraz komedia "Dziewczyny z kalendarza" i farsy "Mayday" oraz "Szalone nożyczki".

Równie dobrze sprzedają się przedstawienia warszawskich teatrów, również tych prywatnych, wystawiane gościnnie na naszych scenach.

W ubiegły wtorek w Teatrze Rozrywki odbyły się dwa przedstawienia farsy "Klub hipochondryków" warszawskiego Teatru Syrena. W obsadzie m.in. Wojciech Malajkat, Zbigniew Zamachowski, Piotr Polk. Bilety, mimo że kosztowały nawet 120 zł, rozeszły się jak świeże bułeczki. Podobnie jest z komedią "Single i remiksy", z którą po dużych i małych miejscowościach w całej Polsce jeżdżą takie gwiazdy seriali jak Anna Mucha, Weronika Książkiewicz, Wojtek Medyński i Lesław Żurek (2 lutego wystąpią w Chorzowie, a 3 w Tychach).
Rozrywka wysokich lotów

Przepis na sukces wydaje się łatwy - tekst farsy, najlepiej angielskiego dramatopisarza, do tego kilka gorących nazwisk w obsadzie, i już można wojażować po Polsce z hitowym przedstawieniem.

Ale z farsą nie jest tak wesoło, jak się może wydawać. - Niełatwo się gra w komedii, znacznie trudniej niż w dramacie. Tak samo jest z reżyserią - tłumaczy Cezary Żak, aktor znany m.in. z seriali "Miodowe lata" i "Ranczo".

Jutro na Katowickim Karnawale Komedii, w Teatrze Śląskim, zostanie zaprezentowana farsa "Trzeba zabić starszą panią", jego debiut reżyserski. Oprócz Żaka, który wciela się w postać policjanta, na scenie zobaczymy m.in. Barbarę Krafftównę i Wojciecha Pokorę.

- Ludzie potrzebują rozrywki, odskoczni od życia. Ja to rozumiem. Najważniejsze, by dostarczać widzom rozrywkę wysokich lotów - twierdzi Cezary Żak. - Większa część spektakli komediowych granych obecnie jest dość słaba artystycznie. Jeśli dany aktor zagra przez 2 dni w reklamie albo w serialu, i wydaje mu się, że może już występować w farsie na scenie, to trudno się dziwić, że poziom przedstawień spada - dodaje.

Wesołe życie bigamisty

Farsa tym różni się od zwykłej komedii, że jest o niebo bardziej dynamiczna. Bohaterowie zostają wplątani w szereg nieprawdopodobnych sytuacji, a każda próba rozwiązania problemów powoduje jeszcze większe ich nawarstwienie. Tak jak w kultowym spektaklu "Mayday" autorstwa dziś 80-letniego Raya Cooneya, angielskiego komediopisarza, który sam kiedyś był aktorem. Tu głównemu bohaterowi, taksówkarzowi Johnowi Smithowi udaje się prowadzić życie bigamisty do czasu, aż ląduje w szpitalu. Obie żony poszukują go przez policję, co staje się początkiem łańcucha dziwnych i szalonych wydarzeń. Czego tu nie ma? Oprócz podwójnego męża i ojca i jego rodzin są: zakonnice, transwestyci, a nawet zagubiony rolnik i jego krowa rasy dżersej.

W tym roku mija dokładnie 20 lat od premiery "Mayday" w teatrach: Śląskim i Polskim. W Katowicach farsa jest grana bez przerwy od 1993 r., w Bielsku była 6-letnia pauza.

- Na każdym spektaklu mamy komplet - mówi Irena Świtalska z Teatru Polskiego. - Mimo że gramy go nie w weekendy, a zwykle we wtorek czy w środę - dodaje.

Co ciekawe, i w Katowicach i w Bielsku, "Mayday" jest wystawiany w prawie niezmienionym składzie od początku. W Śląskim zmarłego Wojciecha Górniaka w głównej roli taksówkarza Johna Smitha zastąpił 11 lat temu Zbigniew Wróbel.

- Ta sztuka jest cudowna, my się tam świetnie bawimy - rozpływa się w zachwytach Wróbel. - Na nasze przedstawienie przychodzi już trzecie pokolenie widzów, choć są i tacy, którzy byli na nim siedem czy dwanaście razy. Mimo tego, że dekoracje mają już 20 lat, a niektórzy z nas - 70. Czasami widzowie nawet nas poganiają! Zanim wypowiemy swoją kwestię, z widowni słuchać szept, podpowiadający odpowiednie zdanie. Zresztą proszę policzyć, ilu widzów obejrzało już "Mayday" w naszym teatrze - 400 przedstawień razy 450 miejsc to 180 tysięcy widzów. Trzy razy można by zapełnić Stadion Śląski! - wylicza Zbigniew Wróbel.
Aktor też może się zagotować

"Mayday" uwielbia też Grażyna Bułka, aktorka wcielająca się w postać jednej z żon Johna Smitha w bielskim przedstawieniu. - To najlepiej skonstruowana farsa do grania i do oglądania - twierdzi. - Człowiek daje dużo radości widzom i sam otrzymuje od nich sporo energii - dodaje.

Widzowie pękają ze śmiechu, ale aktorzy muszą zachować zimną krew. Nawet gdy życie przerasta teatr. - Pamiętam, jak kiedyś technicy zapomnieli włożyć dno do kanapy, która jest głównym miejscem akcji - wspomina Grażyna Bułka. - Nie wiedząc o tym, siadamy z koleżanką grającą drugą żonę, Mary, na kanapie i odbieramy telefony. Po jej stronie wszystko jest OK, po mojej - kanapa się zapada. Ja wpadam pupą do środka, nogami majtam w górze. Ale nie dajemy po sobie poznać, że coś jest nie tak. Zagrałyśmy tę scenę jak należy do końca - kończy aktorka.

Za to gdy kiedyś Adam Myrczek, grający w Bielsku główną rolę, w trakcie ostatniego monologu rozerwał spodnie, a przez nie wyglądały urocze slipki, Grażyna Bułka nie wytrzymała i się "zagotowała" (czyli w slangu aktorskim - wybuchnęła śmiechem i nie mogła przestać się śmiać).


*Michał Smolorz nie żyje ZDJĘCIA I WIDEO Z POGRZEBU
*Dramatyczny pożar kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach [UNIKATOWE ZDJĘCIA I WIDEO]
*Ogólnopolski Ranking Szkół Ponadpodstawowych 2013 SPRAWDŹ NAJLEPSZE LICEA I TECHNIKA
*Horoskop na 2013 rok ZOBACZ, CO MÓWIĄ KARTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!