Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosik: Zagraniczne wojaże, czyli wypoczynek wymaga poświęceń

Piękni 50-letni
Do Bułgarii warto było zabrać sprzęt turystyczny
Do Bułgarii warto było zabrać sprzęt turystyczny Zygmunt Wieczorek
Pamiętacie swój pierwszy wyjazd za granicę? Batalię o paszport i przydziałowe 5 dolarów (lub 150 w zależności od rodzaju wyjazdu), które można było kupić od państwa na szaleństwa w obcych krajach. I kombinowanie, jak za to przeżyć, skoro oficjalnie innych pieniędzy niż złotówek nie można było mieć w portfelach, a czarnorynkowy kurs dolara wołał o pomstę do nieba. A do tego także inne pomysły na poznawanie świata, czyli książeczki walutowe oraz dowody osobiste z pieczątką zezwalającą na odwiedzanie tzw. demoludów. Przypomnijmy sobie jak to było.

Jak widać przedurlopowych atrakcji było więc sporo i w latach 70. zaczynały się one zwykle na wiele miesięcy przed wyjazdem. Bowiem gdy władza nie dała paszportu można było jeszcze próbować "załapać" się na wyjazd z biurem podróży, ale na to trzeba było mieć nieco więcej pieniędzy. Niektórzy korzystali też z zaproszeń od rodziny, która mieszkała na Zachodzie, ale tutaj też zgodę na wyjazd nie było łatwo, bo socjalistyczna władza obawiała się, że wypuszczony z kraju obywatel wybierze wolność.

Zasadą większości wyjazdów było to, że musiały się zwrócić. I wbrew pozorom nie było to zbyt trudne. Wystarczyło wiedzieć co zawieźć do kraju, do którego się wybieramy i co stamtąd przywieźć w drodze powrotnej. Jako pierwsze na mapie szerszego zainteresowania Polaków znalazły się dwa państwa, których już nie ma, a więc Czechosłowacja i NRD. Gdy w latach 70. można tam już było jeździć "na dowód", to na naszym rynku od razu dało się to zauważyć. Pokazało się na nim bowiem nieco towarów właśnie stamtąd. Pamiętacie, co wówczas przywożono? Ja Czechosłowację kojarzę z bogatym wyborem artykułów potrzebnych rodzinom mającym małe dzieci ,butami, sokami owocowymi, gumami do żucia prawie tak dobrymi jak te prawdziwe, z "efu", a nawet słodyczami, chociaż to przecież u nas był Wedel, Wawel i Hanka. Z kolei z NRD nie wypadało wracać bez osobistej bielizny, tapet i garnków (buty też mieli niezłe. Do tego w obydwu z tych krajach (wtedy zwłaszcza w Czechach) było smaczne piwo, ale jego degustowało się je głównie na miejscu, by nie przeciążać amortyzatorów i resorów samochodu w drodze powrotnej.

Gdy w latach 80. "pieczątka w dowodzie" pozwalała wyjechać także do innych demoludów skwapliwie z tego korzystaliśmy. Taka Bułgaria miała nie tylko wspaniałe plaże, ale pozwalała za w sumie niewielkie pieniądze poczuć się prawdziwym turystą. Ważne oczywiście było co się tam zawiozło, a z czym się wróciło. W Bułgarii znakomicie sprzedawał się przez kilka sezonów np. sprzęt turystyczny i wioząc go na tamtejszy camping wiadomo było, że na zakończenie pobytu jego sprzedaż całkowicie zwróci koszty wczasów i jeszcze pozwoli na zakupowe szaleństwa. Właśnie w tym kraju zrobiłem zresztą jeden z lepszych interesów inwestując dość nietypowo, bo nie w najczęściej kupowaną tam walutę czy olejek różany, ale w płyty gramofonowe. Balkanton, miał wtedy winyle z nagraniami muzyki wielu gwiazd ówczesnego rocka i za "Queena" przebicie było kilkudziesięciokrotne.

Podobne interesy, także całkowicie legalne można było zrobić przywożąc z kolejnego kraju, którego już nie ma, czyli z ZSRR… zwykłe plastikowe czy gumowe zabawki. Tam kupowane niemalże na kilogramy u nas, na rynku zdominowanym przez lalki, pluszowe misie i drewniane klocki stanowiły obiekt pożądania wielu młodych rodziców, a właściwie ich pociech. Nie ukrywam, że przy tych zakupach liczyły się nie tylko pieniądze, które później trafiały do kieszeni, ale także ten błogi spokój na przejściu granicznym. Gdy inni zastanawiali się gdzie schować przemycane dobra, człowiek z otwartą przyłbicą mógł demonstrować po obydwu stronach szlabanu zawartość bagażnika.

Każdy zagraniczny wyjazd był jednak przede wszystkim sporym przedsięwzięciem organizacyjnym. No bo żeby spokojnie wypoczywać, trzeba było mieszkańców odwiedzanego kraju zaproponować jakiś chodliwy towar. A ten kupowano w kraju nie bez problemów, bo do sklepów częściej "rzucano" towar niż zapewniano jego ciągła sprzedaż. Stąd zdobycie ręczników frotte i pościeli (Węgry), różnych wyrobów z apteki (Rumunia, Bułgaria), wyrobów drogeryjnych (ZSRR) czy skórzanych (NRD i Czechosłowacja) nie było proste. Ale dawaliśmy radę.

Nie ukrywam, że tamte wyjazdy wspominam dziś z nostalgią, jednak wolę te. Wystarczy kilka kart bankomatowych i świat stoi otworem. ..

CZYTAJ KONIECZNIE
Blog Stanisława Bartosika: Wspomnienia 50-latków


*Michał Smolorz nie żyje ZDJĘCIA I WIDEO Z POGRZEBU
*Dramatyczny pożar kościoła w Orzeszu-Jaśkowicach [UNIKATOWE ZDJĘCIA I WIDEO]
*Ogólnopolski Ranking Szkół Ponadpodstawowych 2013 SPRAWDŹ NAJLEPSZE LICEA I TECHNIKA
*Horoskop na 2013 rok ZOBACZ, CO MÓWIĄ KARTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bartosik: Zagraniczne wojaże, czyli wypoczynek wymaga poświęceń - Dziennik Zachodni