Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowacka korona to już historia

Jacek Drost
Ferdynand Ferenc z Żyliny nie boi się nowej waluty. Inaczej myśli większość Słowaków
Ferdynand Ferenc z Żyliny nie boi się nowej waluty. Inaczej myśli większość Słowaków fot. Jacek Drost
Kilkustopniowy mróz przywitał Słowaków, którzy prawie do białego rana witali nie tylko Nowy Rok, ale również przyjęcie przez ich kraj - jako pierwsze państwo Bloku Wschodniego i szesnaste na świecie - europejskiej waluty.

Szesnastka ma wymiar symboliczny, bo nowa waluta zaczęła obowiązywać w 16. rocznicę upadku Czechosłowacji i powstania Słowacji.

- Jeszcze tego nie czuję, że w końcu mamy to euro. Nie miałem jeszcze okazji robić zakupów, więc trudno powiedzieć jak będzie się płaciło - mówił nam w czwartek Lubomil Martovič z Czadcy, który rano wyszedł wyprowadzić psa.

W czwartek przed południem w słowackich przygranicznych miejscowościach trudno było spotkać żywego ducha. Jadąc przez Skalite, Czerne, Kysucke Nowe Mesto czy Czadcę można było odnieść wrażenie, że wraz z nadejściem 2009 roku u naszych południowych sąsiadów nic się nie zmieniło. Stosunkowo nieliczne w tym rejonie zakłady, sklepy, hurtownie i urzędy zamknięte były na cztery spusty. Momentami aż trudno uwierzyć, że Słowacja weszła do strefy euro. Na dodatek na pierwszy rzut oka słowackie przygraniczne wioski sprawiają wrażenie bardziej ubogich od polskich, żywieckich wsi. Zdecydowanie mniej tu krzykliwych reklam, jakby mniej inwestycji. Ale jakby nie było, to właśnie Słowacja jako pierwszy kraj Bloku Wschodniego spełniła założenia traktatu z Maastricht (mówi on m.in. o tym, że deficyt finansów publicznych powinien wynosić poniżej 3 proc. PKB, a inflacja nie wyższa niż o 1,5 pkt. procentowego od średniej stopy inflacji w trzech krajach UE, gdzie była ona najniższa) i mogła starać się z powodzeniem o przyjęcie do strefy euro.

- Nie boję się euro. Niewiele mam pieniędzy, a i tak jakoś muszę żyć - skwitował sentencjonalnie Ferdynand Ferenc z Żyliny. Wprowadzenie waluty europejskiej przeżył już parę lat temu, gdy euro przyjmowała Francja, gdzie wtedy przebywał. Uważa, że nie było to takie straszne. Pociesza się tym, że europejski pieniądz jest na razie silny, więc nie powinno być tak źle. Ferenc jest jednak w mniejszości, bo większość Słowaków obawiała się i obawia wprowadzenia europejskiego pieniądza, zwłaszcza tego, że za wszystko trzeba będzie więcej płacić. W czwartek jednak euforia mieszała się z obawami.
Jan Vilečko z Czernego witał Nowy Rok i euro z żoną oraz 3-letnią córką. Zobaczyli w słowackiej telewizji migawki z okazji przyjęcia euro, złożyli sobie życzenia noworoczne i poszli spać.

- Na razie staram się o tym nie myśleć, ale jutro trzeba będzie pójść do sklepu i zrobić zakupy. Za pół roku czy rok będę mógł powiedzieć czy wprowadzenie euro na Słowacji się opłaciło - mówi Vilečko. Jeszcze nie zaopatrzył się w europejskie pieniądze, choć od 1 grudnia ubiegłego roku ruszyła sprzedaż tzw. pakietu startowego, w którym znajdowało się 45 słowackich monet euro o wartości 500 koron słowackich (16,60 euro). W słowackiej mennicy w Kremnicy zostało wyprodukowanych 1,2 miliona pakietów startowych, które można było kupować w Narodowym Banku Słowackim, w bankach komercyjnych oraz na poczcie.

- Do 16 stycznia można płacić koronami, ale resztę wydają w euro, więc jak większość rodaków, nie spieszę się - mówi Vilečko.

Michał Majchrak, prowadzący pensjonat - nomen omen - Silvester w Skalitem przez całą noc czuwał, żeby bawiącym u niego gościom niczego nie zabrakło. - Z radością powitaliśmy wejście do eurozony - mówi Majchrak. Podkreśla, że na razie turyści, którzy chcieliby zjawić się w jego pensjonacie mogą płacić w czym chcą: złotówkach, koronach i euro. Jeszcze nie przestawił się na przeliczanie - że nocleg u niego kosztuje18,25 euro (550 koron) od osoby za dobę. Bardziej się martwi tym, że od 6 stycznia nie będzie miał gości. Nie wie, co się stało. Taki przestój to dla niego nic dobrego.
Od kilku miesięcy ceny na Słowacji były podawane w koronach i euro przeliczone 1 euro = 30,126 słowackich koron, a od 1 stycznia najpierw w euro, a później w koronach.

Jano dzisiaj nie pracuje, ale na co dzień sprzedaje obuwie na targu w Żylinie. Wyskoczył po papierosy. Liczył, że kupi czerwone Westy. - Obliczyłem, że powinien zapłacić 2,32 euro. Ach, jeszcze wczoraj kosztowały 70 koron słowackich - mówi z uśmiechem. Przygotował sobie trzy euro. Niestety, kioski są pozamykane. Częstuję go papierosem. - Źle, że przyjęliśmy euro. To nie są nasze pieniądze - mówi już nieco poważniej. Chwyta się teatralnie za kieszeń i rzuca: - Jak była korona, to człowiek miał pełną kieszeń pieniędzy, z euro tak nie będzie - dodaje Jano.

- Przeżyliśmy rozdzielenie z Czechosłowacją, wstąpienie do Schengen, więc i euro jakoś przeżyjemy. A Polacy nie powinni się obawiać wzrostu cen. Kiedyś i tak wszyscy będziemy mieli te same pieniądze - mówi Vitek Bodolik ze Skalitego. - Trzeba odespać sylwestra. Jutro będziemy się martwić, co dalej - kwituje Bodolik.

Bielszczanie Izabela i Dawid Kantykowie stwierdzili, że planują wyjazd do jednego z ośrodków po słowackiej stronie. Orientowali się w cenach, są takie same jak w zeszłym roku, więc nie powinno być problemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!