Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Górnoślązacy między germanizacją a polonizacją

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat ARC
Jest coś irytującego w coraz bardziej upraszczanych opiniach o wyborach narodowych, dokonywanych przez Ślązaków w pierwszej połowie XX wieku. Jedni utrzymują, że ten "prastary szczep Piastowy" zawsze instynktownie, i w całości, lgnął do Polski, choć tej nie było tutaj od sześciu wieków. Drudzy powtarzają, że Górny Śląsk nigdy nie chciał mieć nic wspólnego z Polską, a powstania zrobili agitatorzy z zewnątrz (od dawna znane są dokumenty, że po polskiej stronie walczyło do 90 proc. tzw. autochtonów).

Nie brakuje też takich, którzy wierzą w wiekuiste trwanie natio silesia, rozciągniętego na całość naszych dziejów. W tle tych sporów pojawiają się niczym zaklęcia (i przeklęcia) dwa słowa: polonizacja i germanizacja. Interpretowane tak, jakby II wojna światowa jeszcze się nie skończyła.

Wojciech Korfanty w chwili, gdy ważyły się losy dawnej prowincji pruskiej, oceniał, że jedna trzecią jej populacji stanowią ludzie o niewykrystalizowanej świadomości narodowej (dziś wielu uczestników debaty tożsamościowej wyłącznie w tej grupie dostrzega "prawdziwych Ślązaków", co jest przykładem ahistorycznego myślenia). Wiedział, że o głosy i serca tych właśnie Ślązaków rozegra się rychły bój. Ta walka trwała także po powstaniach i plebiscycie.

Po wytyczeniu nowych granic dziesiątki tysięcy rodzin przenosiło się na polską bądź niemiecką stronę. Przeprowadzkom towarzyszyły akcje agitacyjno-propagandowe. I wzmożone wysiłki służące przekonaniu, że od teraz w Niemczech mieszkają niemal wyłącznie Niemcy, a w Polsce Polacy. Wprawdzie dostrzegano i - na mocy górnośląskiej konwencji genewskiej - jako tako respektowano prawa mniejszości, to jednak ogromną wagę przykładano do ujednolicenia społeczeństwa, osiągając na tym polu pewne efekty.

Kolejne spisy powszechne wykazywały kurczenie się "obcych" grup narodowych. Ono rzeczywiście postępowało, i to w bezprzykładnym, nieznanym wcześniej tempie. Dzieci urodzone w latach 20. i 30. coraz częściej wychowywane i kształcone były w jednorodnym środowisku językowym. Naturalne - podkreślam! - procesy germanizacyjne i polonizacyjne obie machiny państwowe dodatkowo wzmacniały.

Większa mobilność, poszerzony dostęp do zdobyczy cywilizacyjnych i kulturalnych (wielką rolę odgrywały prasa i kino, a niebawem także radio) oraz ograniczone - do późnych lat 30. - pola konfliktów narodowościowych paradoksalnie sprzyjały "naturalizacji", w tę i tamtą stronę. Wprawdzie przez parę lat oba kraje toczyły wyniszczające wojny celne, a propaganda niemiecka krzyczała o "krwawiącej granicy", to jednak nie praktykowano ostrego rewizjonizmu, więc - zwłaszcza w połowie dekady - po podpisaniu polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy, wielu mieszkańców przygranicznych tere- nów uwierzyło, że podział regionu jest trwały.
Po wielu latach dwaj śląscy pisarze: Polak - Wilhelm Szewczyk i Niemiec - August Scholtis, w korespondencji między sobą zgodnie twierdzili, że jeszcze 10, może 20 lat, a wszelkie rachuby obu stron na "odzyskanie" czy "pozyskanie" Ślązaków wzięłyby w łeb i - w sensie narodowym - nie byłoby co zbierać.

Ale stało się inaczej. Zarówno Niemcy w roku 1939, jak i Polacy po roku 1945 dość łatwo, choć z użyciem represji, uzyskali efekt narodowego "nawracania się" tysięcy Ślązaków.

Znowu powtórzono przedwojenne błędy, nie dopuszczając "półtonów" i "półcieni", ignorując regionalną specyfikę, siłą wymuszając lojalność. Wspomniany Scholtis, opowiadający się za pozostawieniem całej prowincji w granicach Rzeszy, potem ubolewał nad małodusznością i krótkowzrocznością niemieckich urzędników, którzy dążyli do zglajszachtowania Śląska i Ślązaków.

Nie lepiej było po polskiej stronie, za czasów sanacji. Wojewoda Michał Grażyński najbardziej nie lubił tych, którzy unikali narodowych samookreśleń. Nawet wolał zdeklarowanych Niemców, bo przynajmniej wiedział, że ma do czynienia z wrogami, którzy trzymają otwarte przyłbice. To również była krótkowzroczność, bo też "do autonomii, jak do plastra miodu - pisał przed śmiercią Szewczyk - zlatywały się bynajmniej nie pracowite pszczoły, lecz trutnie, przeważnie urzędnicy z bliskiej wojewodzie Małopolski".

Zadziwia, że echa tamtych sporów odzywają się także dzisiaj i zatrważa, bo niemal w niezmienionym kształcie. Nie łatwiej uznać, że jest się tym, kim się czuje?

Krzysztof Karwat
publicysta


*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemny dworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwat: Górnoślązacy między germanizacją a polonizacją - Dziennik Zachodni