Tymczasem nie zawsze tak było. Pamiętam, że w czasach gdy chodziłem do szkoły podstawowej rodzice wywozili mnie w zimie do Wisły lub Istebnej. Początkowo nie wzbudzało to mojej euforii, bo w mieście było co robić, a prawie wszyscy koledzy zostawali w domach. I cały dzień mieli zajęty. Przy co drugiej szkole było bowiem lodowisko (zimy były o wiele sroższe), a na pozostałych co odważniejsi grali w "nogę". Pełne hokeistów były też zamarznięte stawy i glinianki, ale tam rządziła młodzieżowa starszyzna. To właśnie na stawikach szlifowały swój talent późniejsze gwiazdy polskiego hokeja na lodzie. Warto bowiem przypomnieć, że wówczas nie tylko potrafiliśmy wygrać z ZSRR ale i występować na mistrzostwach świata w gronie najlepszych (teraz jesteśmy w III lidze).
Ale wróćmy do ferii jakie pamiętam z czasów szkolnych. Nigdy nie lubiłem sanek i od najmłodszych lat wyżywałem się na nartach. Te pierwsze, na których uczyłem się jeździć, były drewniane, bez metalowych kantów za to z… rzemiennymi wiązaniami. Następne (po starszym bracie) miały już kanty, ale dopiero pod koniec podstawówki dostałem zjazdówki z prawdziwego zdarzenia (jak na tamte czasy) z plastikowym ślizgiem i bezpiecznikowymi wiązaniami. No i potem już było tylko coraz lepiej, bo w czasach Gierka pokazały się nie tylko najwyższej klasy wiązania (np. Markery), narty (Atomiki , Rossignole etc.) ale i wygodne narciarskie buty.
Co do tych ostatnich, nim pojawiły się te markowe (pierwsze były chyba Nordiki albo Dachsteiny) jeździłem na produkowanych w Krośnie "Elbrusach". Wyglądały nawet nieźle, miały 4 albo 5 klamer i jakieś ocieplenie, ale nie zapewniały żadnej wygody. Stąd odciski i odmrożenia były na porządku dziennym. Ich jedyną zaletą było to, że sztywno trzymały stopę i kostkę, co pozwalało zjeżdżać praktycznie z każdego stoku.
Co do szusowania, to pewnie każdy ma swoje ulubione miejsca, do których zawsze chętnie wraca. Jeżeli chodzi o Beskidy, to w moim przypadku zawsze wiązały się one z nowo uruchamianymi wyciągami. Gdy więc tylko ruszyła kolejka na Czantorię (1967 r.) to na kilka lat była to moja ulubiona góra. I to nie tylko ze względu na fajną trasę zjazdową (w najlepszych czasach pokonywaną w niespełna dwie minuty) ale i możliwość zimowego przejścia na nartach przez Stożek, Kubalonkę i Kozińce do Wisły. Takie wycieczki też miały swój urok, bo ich stałym elementem były "głupie" rozmowy z pogranicznikami, dla których byliśmy potencjalnymi uciekinierami z kraju. Widać nie wiedzieli, że w Czechosłowacji jest tak samo jak u nas.
Potem był Szczyrk, czyli "wyciągi górnicze" i Beskidek. Niestety, dzisiaj tamtejsza infrastruktura sportowa ma w sobie coś ze skansenu, stąd jeżdżenie tam nie ma większego sensu. Bo i dojazd kiepski i warunki na stokach takie same od lat. W końcu lepiej do góry wyjechać siedząc na kanapie niż opierając się o zaśnieżony i mocno podniszczony orczyk.
Rozwinę jeszcze krótko wątek dotyczący wyciągów z kanapami. Otóż zauważyłem, że są one swego rodzaju przekleństwem dla początkujących narciarzy. No bo wjazd na górę przestał być dla nich problemem (na orczyku odbywała się jednak wstępna selekcja), a stał się nim zjazd. Stoją więc takie sieroty na stoku i blokują ruch, by w końcu zdjąć narty i dziurawiąc stok zejść na parking.
Ferie w swoim życiu miał każdy z nas. Piszcie o tych swoich jedynych, niezapomnianych. Chętnie dołączę do wspomnień.
CZYTAJ KONIECZNIE
Blog Stanisława Bartosika: Wspomnienia 50-latków
*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemnydworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?