Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszyscy popierają naszą akcję oczyszczania miast z reklam. Czy to możliwe?

Redakcja
arc
Oto list, nadesłany do redakcji DZ przez Witolda Naturskiego, w sprawie naszej akcji oczyszczania Katowic ze szpcących je reklam i szyldów.

Katowice, to nie Kraków

Zakazać szpecących miasto reklam. Brzmi chwytnie i atrakcyjnie. Ale diabeł tkwi w szczegółach, których rozpoczynając akcję na rzecz oczyszczenia śląskich miast z krzykliwych szyldów, nie wzięto pod uwagę.

W drugiej połowie lat 90. popełniono w Katowicach kardynalny i mający po dziś dzień skutki błąd. Wpuszczono do bliskich centrum dzielnic dwa potężne blaszaki (3Stawy i Dąbrówka) nazwane przez domorosłych PRowców galeriami. To był strzał w kolano drobnych handlowców. Z dnia na dzień mali sklepikarze ze śródmieścia zaczęli przegrywać nierówną walkę z wielkim, importowanym, kapitałem, który zalał miasto ubraniami, kosmetykami itp., wycenianych wręcz dumpingowo - czyli taniej niż owi sklepikarze płacili w hurtowniach. To wina władz, które nie chciały zrozumieć, że centra handlowe winny powstawać na peryferiach - czyli w przypadku Katowic, np. w Czeladzi lub Mikołowie - tak jak dzieje się to w metropoliach Europy Zachodniej.

Kilka lat później postanowiono przestrzelić drugie kolano. Wpuszczono megablaszak, czyli SCC, dzięki któremu centrum miasta przestało pełnić swoją rolę. Teraz dzieła zniszczenia dopełni "jamochłon", mieniący się kolejną galerią, którego twórcy zdążyli już ograć mieszkańców wciskając im dwa buble - halę dworca PKP i podziemny przystanek autobusowy. Jamochłon wessie resztki ludzi z centrum miasta i strawi ich w swoich jarzeniowo oświetlonych wnętrzach, wypluwając wprost do pociągów, autobusów i zaparkowanych w nim samochodów.

W tych realiach, po latach gnębienia drobnego biznesu w śródmieściu Katowic, proponujecie Państwo akcję, która ostatecznie zniczy wszystkich tych, których nie stać na kosztowne kampanie reklamowe. No bo jak ma zareklamować się szewc, kaletnik, czy sklepikarz, którego lokal znajduje się w podwórzu lub na piętrze? Jak zwrócić na siebie uwagę zagonionych przechodniów mając na to ułamek sekundy? Skromną tabliczką? Wolne żarty.

Prosiłbym aby o sprawach dotyczących przedsiębiorców wypowiadali się ludzie, którzy choć raz w swoim życiu prowadzili mały sklep albo zakład usługowy. Inaczej łatwo ulec pokusie pozornie prostych lecz destrukcyjnych wniosków.

Gdyby Katowice były drugim największym miastem Polski, w którym ciągle przybywa mieszkańców; gdyby jednocześnie były najbardziej rozpoznawalną w świecie rodzimą destynacją turystyczną; gdyby w konsekwencji siła nabywcza i liczba chodzących po ulicach śródmieścia ludzi była taka jak ta w Krakowie, wtedy może można by było pozwolić sobie na komfort utrudniania życia drobnemu biznesowi w imię ogólnie pojętej estetyki. Ale tak nie jest. Nasze miasto traci mieszkańców i prawie nikt nie chce się tu osiedlać - dowodem najniższe, spośród wszystkich stolic województw ceny mieszkań.

Do pożądanych efektów estetycznych nie można dochodzić na skróty, przy pomocy nakazów i zakazów nie oglądając się na rzeczywistość. Jeśli najbliższy mall oddalony był by od centrum miasta o 15 km, taka akcja być może miała by większy sens. Ale dziś, tutaj toczy się walka o przetrwanie; nie czas żałować róż gdy płoną lasy.

Witold Naturski


*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemnydworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nie wszyscy popierają naszą akcję oczyszczania miast z reklam. Czy to możliwe? - Dziennik Zachodni