Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bukmacherska mafia zabija sport

Maciej Stolarczyk
Ustawianie meczów staje się większą plagą niż doping. Korupcja wkroczyła nawet do Ligi Mistrzów i eliminacji mundialu. W Azji oszuści stawiają prawdziwe fortuny - pisze Maciej Stolarczyk

Kluczowym elementem fabuły popularnego filmu "Powrót do przyszłości" jest almanach z wynikami zawodów sportowych, który przeniesiony w przeszłość pozwolił złemu Biffowi zbić fortunę na zakładach bukmacherskich. To jeden z niewielu gadżetów, który zmaterializował się w dzisiejszych czasach (2015 rok już blisko, a lewitujących samochodów niestety nie widać).

Almanach z wynikami na bieżąco uzupełnia mafia, ustawiająca wyniki wydarzeń sportowych i zarabiająca na tym krocie. Świat usłyszał o procederze podczas konferencji szefa Euro-polu Roba Wainwrighta. Śledczy wpadli na trop 380 ustawionych meczów piłkarskich, w tym najbardziej prestiżowych w eliminacjach mistrzostw świata i Europy oraz w Lidze Mistrzów.
Z każdym kolejnym śledztwem światowa opinia publiczna coraz głośniej wyraża obawy, że ustawianie meczów jest większą plagą sportu niż doping. - Wyniki naszego śledztwa zagrażają integralności europejskiej piłki nożnej - przyznał Rob Wainwright.

Kibice w Europie mogą nie zdawać sobie sprawy, że krótsza do wymienienia jest lista czystych meczów, którymi się emocjonowali, niż tych ustawionych. To uczucie poznali już fani piłki w Polsce, gdy po rozbiciu grupy "Fryzjera" na jaw wyszła prawda o polskich rozgrywkach. Przez kilka sezonów były one reżyserowane jak amerykański wrestling. Wpływanie na wynik, by zgarnąć nagrodę, ma bogatą historię. Bliźniaczo do dzisiejszych afer korupcyjnych podobna jest chociażby sprawa z 1919 r. nazwana Black Sox Scandal. Baseballiści drużyny Chicago White Sox umyślnie przegrywali mecze, na czym gangster Arnold Rothstein zbił fortunę w zakładach bukmacherskich.

Jak to działa dziś, najlepiej pokazał proces z 2009 roku, w którym na 5,5 roku więzienia skazany został Chorwat Andre Sapina. Stał on na czele szajki, która wpływała na wyniki spotkań kilku lig piłkarskich (w Niemczech, Austrii, Turcji, Słowenii, Chorwacji, Belgii i na Węgrzech), a także europejskich pucharów.

Sednem metody Sapiny nie było ustawianie wyników końcowych, lecz zakładów pobocznych. Na przykład, ile goli zostanie strzelonych. Przed sądem Sapina opowiedział m.in. o ukraińskim arbitrze Olegu Orekhovie, któremu zaoferował 40 tys. euro. Sędzia miał dopilnować, by w drugiej połowie meczu Pucharu UEFA pomiędzy FC Basel i CSKA Sofia padły co najmniej dwa gole. Takie typowanie pozwoliłoby potroić obstawione pieniądze. Orekhov w drugiej połowie podyktował rzut karny, a dwa gole padły z gry, zakład zakończył się powodzeniem.

Przedmiotem postępowania przed sądem w Bochum było 47 w ten lub inny sposób ustawionych spotkań, które były najlepiej udokumentowane. Ale policja miała podejrzenia wobec ponad trzystu meczów. W Anglii aresztowany został m.in. ojciec Wayne'a Rooneya, podejrzewany o zmowę z piłkarzem w lidze szkockiej i obstawianie "u buków" zakładu, że w meczu otrzyma on czerwoną kartkę.
Wbrew pozorom zbicie fortuny w zakładach bukmacherskich nie jest takie proste, nawet jeśli z góry znany jest wynik. Firmy przyjmujące zakłady wypracowały wiele metod, którymi bronią się przed nieuczciwymi graczami. Podstawowa metoda jest prosta. Każdy zakład powyżej określonej kwoty musi być zaakceptowany przez pracownika firmy. Gdy do kolektury przychodzi gracz, który chce obstawić np. 100 tys. euro na spotkanie drugiej ligi tureckiej (łatwiej ustawia się mniej ważne wydarzenia niż Ligę Mistrzów), pracownik kolektury informuje o tym bukmachera w centrali firmy. Ten rozpoczyna analizę, monitoring wysokości kursów na świecie.

Jeżeli w ciągu ostatnich godzin kurs na jedno ze zdarzeń obniżał się wielokrotnie, a część firm wręcz usunęła go z oferty, jest to sygnał, że gracze na świecie wykazują nienaturalnie duże zainteresowanie zakładem, który w normalnych warunkach nie cieszyłby się powodzeniem. To może świadczyć o tym, że pocztą pantoflową rozszedł się cynk wśród graczy, że dany mecz jest ustawiony. Po dokonaniu analizy bukmacher wyznacza limit wysokości stawek. Osoba, która chciała zagrać 100 tys., zostaje poinformowana w punkcie, że może obstawić maksymalnie tysiąc.

Dlatego do skutecznego uprawiania procederu potrzebna jest szajka, która rozprowadzi mniejsze kwoty w wielu firmach. Inaczej wygląda to u azjatyckich bukmacherów, którzy przyjmują wysokie zakłady bez wnikliwej analizy. Sportowiec grający u bukmacherów naraża się na rozpoznanie. Jak zatrzymani piłkarze ręczni Montpellier i najlepszy szczypiornista globu Nikola Karabatić, oskarżany (nie przyznaje się do winy) o obstawianie przez telefon porażki swojego zespołu.

Największe europejskie firmy zrzeszone są w European Sports Security Association (ESSA), której celem jest monitorowanie, informowanie i blokowanie podejrzanych zagrań. W 2011 roku organizacja zanotowała tylko 69 takich przypadków. - Nasz system trzyma złych ludzi z dala od licencjonowanych firm. Jeśli chcesz zbić fortunę na ustawionym meczu, nie robisz tego w Europie - powiedział rzecznik ESSA Mike O'Kane. - W Azji płynność finansowa jest znacznie większa, bo to ogromny rynek. Azjatycki bukmacher może przyjąć 8-10 mln euro na pojedynczy mecz piłki nożnej.

Domniemanym szefem gangu jest Dan Tan. Policja międzynarodowa wystawiła za nim list gończy, ale jest on ignorowany w Singapurze

W takiej puli łatwiej jest pozostać niezauważonym, nawet gdy chcemy obstawić większą kwotę. Azjatyckie firmy nie interesują się też, kto zawiera wysokie zakłady. Przestępcy powierzają to specjalnym agentom, przez co trudniej ich wytropić. Dominuje pogląd, że centrum światowego procederu ustawiania meczów jest Azja. A konkretnie Singapur. Tam rezydencję ma domniemany szef korupcyjnego syndykatu Dan Tan. Wiadomo, że jest hazardzistą dużego formatu, obstawiającym miliony. Siedział już rok w więzieniu za nielegalne przyjmowanie zakładów. Podejrzewa się, że zbił fortunę, opłacając szajki ustawiające mecze, za dostarczanie mu "pewniaków". A dziś sam stoi na czele tego biznesu. Tak uważa międzynarodowa policja, która wystawiła za Dan Tanem list gończy, który jednak jest ignorowany w Singapurze. - Jestem przekonany, że ktoś wysoko postawiony go kryje - powiedział w rozmowie z Weszlo.com dziennikarz śledczy Declan Hill.

Rynek bukmacherski przeszedł rewolucję wraz z upowszechnieniem się zakładów zawieranych przez internet w systemie na żywo. Jest to podstawowe źródło dochodu zawodowych graczy, którzy niekoniecznie muszą być nieuczciwi. Przeciętny Kowalski musi jednak zdawać sobie sprawę, że by uczciwie zarabiać na bukmacherce, potrzebne są talent, wiedza, wytrwałość i… wysoki budżet. Przypadki takie jak angielskiego gracza, który trafił cztery dokładne wyniki meczów fazy grupowej Ligi Mistrzów i z kuponu za jedenaście funtów wygrał 190 tys., są rzadkie jak szóstki w lotka.
Zawodowi gracze mają kilka metod zarabiania na bukmacherce. Podstawą jest obstawianie wysokich kwot na pojedyncze zdarzenia. Jeśli wiedza i doświadczenie zawodowego gracza wskazują, że np. FC Barcelona nie ma prawa potknąć się ze słabszym rywalem (często gracze upewniają się, śledząc pierwsze minuty meczu, a obstawiając w zakładach na żywo), potrafią zagrać za kwoty rzędu 100 tys. euro. Porażki się zdarzają, ale ważny jest końcowy bilans.

Inna metoda to czytanie gry. Ulubionym scenariuszem profesjonalistów jest, gdy faworyt na początku wpada w tarapaty. Na przykład wysoko rozstawiony tenisista przegrywa pierwszego seta. Kursy w zakładach na żywo rosną wtedy na faworyta, a zawodowy gracz dostrzega, że ma on tylko przejściowe kłopoty i obstawia jego zwycięstwo po wysokim kursie.

Jest to też źródło wielu podejrzeń o nieczystą wolę sportowców, co ilustruje przykład tenisisty Nikołaja Dawydienki. Podczas turnieju w Sopocie Rosjanin grał z bardzo nisko notowanym Facundo Arguello. Jeszcze przed startem spotkania gracze dostrzegli, że kurs na zwycięstwo Dawydienki, który był murowanym faworytem, jest bardzo wysoki. Firmy obniżały notowania na rywala, bo na całym świecie zaczęły napływać wysokie zakłady na zwycięstwo Arguello, co było podejrzanym odstępstwem od normy.

Dawydienko jednak wygrał pierwszego seta i kursy zaczęły wracać do normy. W tym momencie w zakładach na żywo rosyjski gracz obstawił 360 tys. dol. na zwycięstwo Arguello. Dawydienko przegrał drugiego seta, a w trzecim wycofał się z meczu, co zmusiło część firm (w zależności od wewnętrznego regulaminu) do wypłacenia wygranych. Po latach śledztwa Dawydienko został oczyszczony z podejrzeń o manipulowanie wynikiem tego spotkania.

Inna metoda ogrywania bukmacherów zgodnie z prawem (nie do końca etycznie) to wyszukiwanie błędów w ofercie. Zdarza się, że pracownik zamiast kursu 1,2 wprowadzi 12. Czyli za zwycięstwo faworyta pokroju Barcelony można uzyskać 12-krotność stawki. Sztuką jest znalezienie takiego błędu i odpowiednio szybka reakcja, zanim zostanie on poprawiony.
Jeżeli uda się zawrzeć zakład po omyłkowym kursie, gracz może być już pewny zysku bez względu na wynik. Wystarczy po poprawieniu błędu w ofercie obstawić ten sam mecz, ale na inne rozstrzygnięcia (w przykładzie byłaby to porażka/remis Barcelony) i uzyska się tak zwany sure bet (pewny zakład). Bez względu na wynik bilans gracza będzie dodatni.

Analiza oferty kursowej jest bazą poczynań zawodowych graczy. Te same zdarzenia w różnych firmach potrafią mieć zaskakująco różne kursy i kryteria. Na przykład zakład na liczbę punktów w koszykówce w jednej firmie jest przyjmowany na linię powyżej/poniżej 150 punktów, a w innej 140. Jeżeli spodziewamy się meczu z małą liczbą punktów, bezpieczniej jest wybrać firmę oferującą linię 150. Różnice bywają tak duże, że także bez omyłek w kursach jest możliwe zawarcie "sure beta".

Powyższe przykłady pokazują, że bukmacherka dawno przestała być zabawą w proste typowanie wyników. Każda ze stron wszelkimi środkami stara się minimalizować ryzyko i wykroić jak największy kawałek toru. Choć dla tych, którzy nie działają w korupcyjnej mafii, zostają raczej okruchy.
Ważną informacją dla graczy w Polsce jest to, że legalne zakłady w naszym kraju oferują wyłącznie firmy licencjonowane przez Ministerstwo Finansów. Obecnie są to Totolotek, STS, Fortuna, Etoto, Milenium, Max i Czarny Koń. Trzy z nich od niedawna oferują zakłady przez internet. Inne popularne firmy internetowe (także ta reklamowana przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka) są zarejestrowane poza granicami Polski i nie płacą u nas podatku od zakładów, ale działają na naszym rynku. Polski rynek zakładów bukmacherskich szacowany jest na około miliarda złotych rocznie, wyłącznie z firm, które są licencjonowane. Obrót złotówek w zagranicznych "betach" może być nawet trzykrotnie wyższy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bukmacherska mafia zabija sport - Portal i.pl