Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Indyk, który tak naprawdę jest kurą, czyli mięsne afery z woj. śląskiego

Katarzyna Domagała
Kupując hamburgery czy lasagne zrobione z mięsa wołowego, liczymy, że właśnie ten gatunek mięsa znajdzie się na naszych talerzach. Jak pokazała afera mięsna, która w styczniu wybuchła w Wielkiej Brytanii, a później m.in. w Niemczech, nie zawsze tak jest. Produkty, o których mowa, wzięli pod lupę inspektorzy w poszczególnych krajach. W ich składzie obok mięsa wołowego znaleziono końskie DNA. W podanym na etykiecie składzie informacji na ten temat brakowało - niczego nieświadomi klienci zajadali się więc mięsem z konia. A taki brak to już poważne łamanie prawa. Okazuje się, że także producenci z naszego regionu nie zawsze oferują, to, co zachwalają na opakowaniu.

- W "aferze końskiej" chodzi o zafałszowanie informacji i wprowadzenie klienta w błąd - mówi Katarzyna Kielar, rzeczniczka prasowa Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Katowicach. Jak dodaje, jeśli na opakowaniu produktu napisane jest, że wyprodukowany został tylko z wołowiny, to w środku powinien znaleźć się wyłącznie ten gatunek mięsa i to bez względu na to, czy mięso, którego w nim być nie powinno, jest świeże i zdrowe.

- Choć konina jest mięsem szlachetnym i droższym od wołowiny, nie zmienia to faktu, że konsument nie otrzymał pełnej informacji, a przecież nie każdy z nas chce jeść mięso konia - dodaje rzeczniczka.

W ubiegłym roku pracownicy Śląskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, przeprowadzili ok. 50 kontroli. Odwiedzili 32 zakłady przetwórstwa mięsnego oraz 14 zakładów garmażeryjnych, gdzie produkuje się np. gotowe pierogi. Wyniki aż 40 proc. z nich wskazały nieprawidłowości, a dotyczyły wyłącznie zakładów przetwórstwa mięsnego.

Jednak, jak podkreśla Włodzimierz Żurek, zastępca inspektora WIJHARS, w Śląskiem nie spotkali się z przypadkiem, by droższe mięso (w tym przypadku konina) zastępowało tańsze.

- Najczęściej wyniki badań laboratoryjnych ujawniają, że producenci zastępują surowce droższe tańszymi - wyjaśnia inspektor Żurek.

W składzie produktu podawano, że jest w nim droższy indyk, tymczasem w rzeczywistości zjadaliśmy tańszego kurczaka. Zafałszowania polegały również na informowaniu, że wykorzystano tzw. MOM (mięso oddzielane mechanicznie), a w rzeczywistości były to rozdrobnione odpady mięsne, np. tłuszcz, drobne kości czy skóra.

Także kontrolerzy PIH-u, którzy w ubiegłym roku przeprowadzli 23 kontrole jakości i prawidłowości oznakowania mięsa i produktów mięsnych w Śląskiem, wykryli wiele fałszerstw. Najczęściej okazywało się, że mięsa mielone miały w swoim składzie o wiele więcej tłuszczu, niż podano na etykiecie. Jednak w PIH-u przyznają, że zafałszowania produktów - nie tylko mięsnych - zdarzają się u nas bardzo często. Na przykład zamiast sera żółtego sprzedawano produkt seropodobny.

- By ser żółty był serem, musi składać się z tłuszczu mlecznego, a badania wspomnianego produktu wykazały, że do jego produkcji wykorzystano tłuszcze roślinne - mówi Katarzyna Kielar.

Na podobne zafałszowania inspektorzy natrafili również w przypadku masła. - Prawdziwe masło musi mieć od 82 do 90 procent tłuszczu mlecznego, nie może być w nim ani grama tłuszczu roślinnego czy oleju, bo wtedy taki produkt może nazywać się na przykład "miksem", a nie masłem. Informacja o tym musi pojawić się na opakowaniu, zarówno w przypadku masła, sera jak i wyrobów mięsnych - tłumaczy rzeczniczka.

"Końska afera": kto jest sprawcą, kto poszkodowanym. Jak to ustalić?

Najpierw afera z końskim mięsem wybuchła w Wielkiej Brytanii.

Jeszcze w styczniu w mrożonych hamburgerach wołowych znaleziono DNA koniny. O występowaniu w daniu tego gatunku mięsa nie było ani słowa na etykiecie produktu. Po wykryciu domieszki koniny w hamburgerach, zostały one wycofane na wyspach z sieci sklepów Tesco, Iceland i Lidl. Niedługo trzeba było czekać na informacje o kolejnym końskim DNA w jedzeniu, w którym być go nie powinno. Już w 2012 roku we Francji miało dojść do takiego odkrycia. Następnie afera końska przeniosła się do Niemiec, gdzie ze sklepów wycofano m.in. lasagne.

Komisja Europejska zaproponowała, by we wszystkich krajach członkowskich skontrolować produkcję mięsa. Na razie wiadomo, że konina, która udawała wołowinę, przeszła przez tylu pośredników, że trudno ustalić jej producenta. Pewne jest też, że państwa i firmy oskarżają się na oślep ze szkodą dla branży mięsnej. W sumie skandalem zostało dotkniętych ok. 10 państw.

Czy spotkaliście się z przypadkami fałszerstw na etykietach produktów spożywczych? Piszcie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!