Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gala w Ergo Arenie - Przemysław Saleta: Poszliśmy na wojnę, którą udało mi się wygrać

Robert Małolepszy
Z Przemysławem Saletą po walce z Andrzejem Gołotą rozmawia Robert Małolepszy.

Jak naprawdę wyglądała decydująca akcja, po której Andrzej padł na deski?

Trafiłem chyba lewym sierpowym, a zaraz po tym lewym podbródkowym. Zobaczyłem, że te ciosy zrobiły wrażenie. Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę, bo na początku tej rundy coś strzeliło mi w prawej ręce i nie mogłem za bardzo nią atakować. Andrzej nie padł po jednym moim ciosie. Ja nigdy nie byłem puncherem. To była kumulacja ciosów i zmęczenia. Walka toczyła się naprawdę w dobrym tempie.

Kiedy pomyślał Pan - jest dobrze?

Gdy zobaczyłem, że Andrzej idzie na "wojnę", pomyślałem, że spełnia się moja taktyka. Gdy pierwszy raz wypluł szczękę, wiedziałem już, że jest dobrze.

Pierwsze dwie rundy wydawały się należeć do Gołoty. Pod koniec piątej uratował Pana gong...

Tak naprawdę dwa razy poczułem ciosy Andrzeja. Najpierw prawy, a potem serię. Poza tym nie miałem większych kryzysów. Ten jego lewy sierpowy to już nie jest to co kiedyś, choć oczywiście to wciąż bardzo mocno bijący zawodnik - kawał chłopa. Ludziom wydawało się, że Andrzej mnie trafiał, bo te rękawice gdzieś się ocierały o moją głowę. Ale to był element taktyki, wolałem, żeby zadał więcej ciosów nie trafiając, bo wiedziałem, że w końcu zaczną się u niego problemy z kondycją.

Jednym słowem, podpuścił Pan Andrzeja Gołotę, który uwierzył, że jest w stanie szybko Pana znokautować?

Coś w tym jest. Andrzej mnie zaskoczył. Myślałem, że będzie więcej się ruszał. Że trochę potańczy na ringu. Moja taktyka "wojny" w półdystansie wynikała z tego, że ja nie mam już takich nóg jak kiedyś. Cieszę się, on tę moją taktykę przyjął. Znam siebie i wiem, jakie mam ograniczenia, choćby wynikające z wrodzonego braku ciosu. Musiałem coś wymyślić na ten pojedynek. Nastawiłem się na wytrzymałość, tempo i to wypaliło.

Nie jest Pan puncherem, ale mimo to Andrzej już od trzeciej rundy miał kłopoty po Pańskich ciosach. Szczękę wypluwał, bo był w tarapatach...

Kiedyś Andrzej słynął z tego, że mógł przyjmować dużo uderzeń, ale każdy ma swój limit. To on tworzył historię wagi ciężkiej, a nie ja. Jego kosztowało to też więcej zdrowia. Zawsze zdrowszy z boksu wyjdzie ten, który jest znokautowany jednym ciosem, niż ten, który był wielokrotnie obijany. A tak było z nim. Ja, gdy przegrywałem przez nokaut, to szybko.

Pan był skromny i cierpliwy. Andrzej zbyt pewny siebie?

Tak bym nie powiedział. Ta walka toczyła się w bardzo sportowej atmosferze. Jeszcze raz dziękuję Andrzejowi i jego żonie Marioli, że się na nią zgodzili.

Podtrzymuje Pan decyzję o zakończeniu kariery?

Lepszego pożegnania nie mogłem sobie wymarzyć. To była dobra walka do zakończenia kariery. I dla mnie, i dla niego. Mam nadzieję, że ten sukces zainspiruje ludzi, którzy mają lat 40-45 do tego, by uprawiać sport i prowadzić aktywny tryb życia.

Sądzi Pan, że zainspiruje też Andrzeja Gołotę do zakończenia kariery?

Nie jestem od tego, by mówić, co Andrzej ma robić, ale uważam, że to dobry moment dla nas. Jest mi łatwiej, bo to ja wygrałem. Ale to dobry czas na pożegnanie.

Co by Pan powiedział Andrzejowi Gołocie?

Ta walka nic nie zmienia w historii polskiego boksu, to Andrzej Gołota jest numerem jeden. W sobotę ja byłem lepszy, gdy obaj mamy po 45 lat. Co by było 10 lat temu, tego już się nie dowiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gala w Ergo Arenie - Przemysław Saleta: Poszliśmy na wojnę, którą udało mi się wygrać - Dziennik Bałtycki