Jacek Sieradzki - dyrektor artystyczny festiwalu, po prostu serdecznie przywitał publiczność, a Krystyna Siejna - wiceprezydent Katowic, w imieniu swoim i prezydenta Piotra Uszoka, życzyła widzom wielu wrażeń artystycznych. I tyle, choć oboje mogliby dopominać się uznania za to, że komisja kwalifikacyjna, nim skonstruowała program "Interpretacji", obejrzała 82 przedstawienia, a miasto Katowice niemal w całości tę imprezę sfinansowało i przygotowało organizacyjnie…
Walka młodych reżyserów o Laur Konrada rozpoczyna się w niedzielę, dzień wcześniej festiwal zainaugurował natomiast spektakl mistrzowski. Tym razem była to "Udręka życia" Hanocha Levina, w reżyserii Jana Englerta. Rzeczywiście, spektakl perfekcyjny, choć klasycznie zagrany i na pozór opowiadający o zwyczajnej stronie naszej egzystencji.O gorzkim, pełnym wzajemnych pretensji, ale i przywiązania, rachunku, wystawianym sobie wzajemnie przez małżonków po 40 latach dzielenia łoża i codziennych kłopotów.
Bojowo nastawiona, i zdecydowanie młodsza, część publiczności trochę zżymała się na ten wybór. Że niby o czym ta sztuka, i dlaczego tak normalnie zrealizowana? Odpowiedzieli jej sami bohaterowie Levina. Bo, gdy Jona mówi do żony (ale patrzy na widzów): "Nasze życie ich nie interesuje", mądra Lewiwa odpowiada: "Nasze życie musi ich interesować! Będzie to kiedyś też ich życie". Ot, i cała prawda. Do zrozumienia niektórych tekstów trzeba po prostu więcej doświadczenia, albo chociaż obserwacji życia.
A sam teatr też nie musi od razu kąsać, żeby widza poruszyć; czasem wystarczy, że uniwersalną refleksję, dyskretnie wydobędzie spod strumienia pozornie błahych zdarzeń. I dokładnie tak Jan Englert inscenizuje tekst "Udręki życia", żadnej pointy nie dopychając kolanem i wystrzegając się mentorskiego tonu. Ale ma w tym działaniu wyjątkowych partnerów - aktorów. Anna Seniuk, Janusz Gajos i Włodzimierz Press balansują na granicy realizmu, ironii i umowności, ani przez chwilę nie skręcając w którąś z tych ścieżek na dłużej. Dzięki temu nie oglądamy historii w stylu Zapolskiej, ale też nie szybujemy w rejony naciąganej metafizyki. Jesteśmy z postaciami sztuki dokładnie pośrodku.
Z kłótni bohaterów, czasem wręcz obelg, odczytujemy ich wspólny lęk przed samotnością, śmiercią, pustką. Nie zrealizowali planów i ambicji, latami obserwowali więdnięcie swoich ciał, mało co ich łączy, jeśli w ogóle coś. Długo wydaje się - Jonowi i Lewiwie, ale i widzom - że została tylko nuda i zniecierpliwienie przewidywalnością partnera. Ale gdzieś, spod tej nudnej codzienności, przebija wartość dodana ich związku - potrzeba bycia razem. Mówią, że to z obowiązku, z uzależnienia. Ale my podejrzewamy, że nie tylko ...
*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemny dworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?