Zapobiegliwy student
Patryk Tuzgier studiuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Mieszka w Raciborzu. O strajku słyszał i już wie, że raczej mu życia nie skomplikuje. Przyjechał do Katowic już w niedzielę i przez najbliższe kilka dni się stąd nie ruszy. Zamieszka na stancji.
- Podróżuję często koleją, więc strajk byłby dla mnie utrudnieniem. Słyszałem, że być może zostanie uruchomiona komunikacja zastępcza, ale nigdy nie wiadomo, jak to będzie wyglądało w praktyce - mówi student.
CZYTAJ KONIECZNIE:
*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
Raciborzanin z sympatią jednak wypowiada się o akcji związkowców. Patrykowi nie podoba się to, że coraz więcej połączeń kolejowych jest likwidowanych.
- Ktoś musi się temu przeciwstawić - mówi Tuzgier.
Na dworcu czeka kawa
Na nowym katowickim dworcu kolejowym informacja o wtorkowym strajku mało kogo zaskakuje. Pytaliśmy o niego wczoraj podróżnych, ale i pracowników sklepów i lokali gastronomicznych. Nie wszyscy jeszcze przemyśleli, co zrobią w momencie trwania protestu.
- Muszę we wtorek jechać do Warszawy. Zawsze jeżdżę pociągiem, bo podróżowanie samochodem do i po stolicy jest uciążliwe. Szybciej można dojechać koleją. Tym razem jednak chyba przesiądę się do auta - mówi Paweł Walek z Chorzowa, który osobiście nie interesuje się tym, o co walczą związkowcy.
- Trzeba pracować i już. Nawet nie mam czasu się zastanawiać, czy jest dobrze, czy źle - mówi Walek i zaraz znika w tłumie podróżnych.
Ci, którzy będą przymusowo koczować na dworcu, z pewnością skorzystają z działających tutaj kawiarenek. Ich obsługa spodziewa się we wtorek większej liczby klientów.
- Ten strajk przypadnie praktycznie w środku tygodnia, a nie w weekend, więc na dworcu powinno być sporo osób. Ci, którzy nie wyjadą z Katowic, na pewno przyjdą na kawę, zjeść kanapkę - przewiduje Sabina Potyka z SO-Caffee na katowickim dworcu PKP i dodaje, że przeważnie pracuje na zmianie sama. - Nie jest wykluczone, że w czasie strajku za barem staną dwie osoby - kończy.
W restauracji z fast foodami przy placu Andrzeja także spodziewają się większej liczby klientów w dniu strajku. Chociaż to nie będzie nadzwyczajny dzień pracy.
- O wiele więcej klientów, na dodatek każdego dnia, mieliśmy wówczas, gdy dworzec był w przebudowie. Teraz liczba klientów nam zmalała - skarży się Sylwia Kułakowska, pracownica baru z kebabami. Podkreśla, że ona i jej koleżanki na pewno dadzą sobie radę, gdyby w dniu strajku więcej osób zdecydowało się poczekać w ich barze na zakończenie protestu.
- Koleżanka opowiadała mi, że w nocy z soboty na niedzielę wpadło tutaj kilkudziesięciu kibiców GKS-u Katowice. Tłok był duży, ale dała sobie radę, wszystkie zamówienia wydała, więc podczas strajku też nie będzie źle - mówi Kułakowska.
Sama strajk jednak popiera, bo każdy chciałby mieć godną zapłatę za swoją pracę. Jednocześnie przyznaje, że taki protest jest uciążliwy. Do pracy można dojechać wtedy tylko samochodem.
- Dla mnie to byłaby jedyna opcja dojazdu z Siemianowic. Niektórzy muszą jednak wziąć wolne. Tak zrobiła podczas ostatniego strajku koleżanka mojej mamy, która nie mogła dostać się na Ligotę - opowiada pani Sylwia.
Taksówkarz nie zarobi
Chaos komunikacyjny w regionie powinien być na rękę taksówkarzom. W tym środowisku trudno jednak znaleźć entuzjastów.
Piekarzanin Marek Dziuba, jeżdżący taksówką w Katowicach mówi, że nie ma się z czego cieszyć z powodu strajku.
- Uważam, że my także mamy o co walczyć - twierdzi Dziuba. Jego zdaniem w Katowicach, a także w innych miastach, coraz więcej robi się, by utrudnić życie taksówkarzom. Szczególnie tym, którzy nie są skupieni w korporacjach.
- Coraz mniej jest postojów dla taksówek, które nie są zrzeszone. Na placu Szewczyka kiedyś były dwa postoje, teraz nie ma ani jednego. Podobno postój w rynku ma być też zlikwidowany. Wszędzie tam, gdzie klient mógłby przyjść, jesteśmy przepędzani - mówi z goryczą kierowca.
Podkreśla też, że spotkał się już z przeganianiem z miejsc postojowych i straszeniem mandatami. Taksówkarzowi nie podoba się także ciągłe nakładanie nowych i wyższych opłat przez państwo na przedsiębiorców, a więc i taksówkarzy.
Zdaniem Dziuby taksówkarze wcale nie zarobią na wtorkowym strajku. Przywołuje przykład styczniowego protestu kolejarzy.
- Ludzie byli na niego przygotowani. Pracownicy sami organizowali sobie wspólne dojazdy - tłumaczy taksówkarz.
Strajk może również spowodować, że bardziej majętni klienci, tzw. biznesowi, nie skorzystają z usług taksówkarskich.
- W dzień strajku w styczniu straciliśmy tych klientów, bo nie dojechali do Katowic - zauważa Marek Dziuba.
Górnik do pracy dojedzie swoim samochodem
Trudno oczywiście spotkać przeciwników wtorkowego strajku wśród aktualnych i byłych górników. Choć nie wszyscy w nim wezmą udział. Na przykład poza strajkową machiną są ci, pracujący w tzw. firmach zewnętrznych. Jednym z nich jest Lech Szymczak z Katowic. Mieszka nieopodal kopalni Wujek. Był kiedyś szeregowym pracownikiem tego zakładu.
- Dorabiam teraz w firmie zewnętrznej, dlatego nie będę strajkował. Popieram jednak całym sercem kolegów, z którymi przecież lata pracowałem - mówi pan Lech. Sam nie narzeka na swoją wypłatę. Za miesiąc pracy dostaje ponad 3 tys. zł.
- To nie jest źle, ale w fatalnej sytuacji są ci młodzi. Wiem, że dostają 1900 złotych. Przecież za takie pieniądze trudno wyżyć, a jeszcze muszą naprawdę pracować w trudnych warunkach pod ziemią - podkreśla mieszkaniec Katowic.
Czy jednak jego przygotowujący się do strajku koledzy będą mieli jak dojechać do zakładu, by tam rozpocząć protest. Wszak transport zbiorowy też stanie.
- Dojadą. Mają przecież swoje samochody, którymi zabiorą też kolegów. Moja żona w tym dniu też będzie musiała dojechać do pracy do szpitala. Zawiozę ją - bagatelizuje problem Lech Szymczak i apeluje, żeby państwo i pracodawcy zaczęli wreszcie doceniać pracę ludzi i ją dobrze wynagradzać.
Do i z Katowic kursują również minibusiki. Najwięcej jest ich na placu Andrzeja za dworcem PKP. Można nimi pojechać m.in. Do Krakowa czy Cieszyna. Kierowcy, których pytaliśmy o strajk, nie spodziewali się jednak znacznie większego obłożenia na tych trasach.
- Czy będą dodatkowe autobusy, zdecydują nasi szefowie. Przy strajku kolejarzy nie było dodatkowych autobusów - mówili nam dwaj kierowcy. Z kolei Stanisław Bigaj, kierowca busika z Katowic do Chrzanowa, którego spotkaliśmy w niedzielę przy ul. Piotra Skargi, nie wykluczał jednak, że będzie miał więcej klientów we wtorek. - Wszystko zależy od tego, czy na przykład miejska komunikacja w Jaworznie też stanie. Stamtąd też zabieramy pasażerów - mówi kierowca.
To, że firmy reagują na to, co dzieje się w PKP i organizowane przez kolejarzy strajki, doskonale było widać w miejscowościach województwa śląskiego, które nie są członkami większych komunikacyjnych związków komunalnych, jak KZK GOP, czy MZKP w Tarnowskich Górach. Taką gminą są na przykład Kalety w powiecie tarnogórskim. Jest tutaj dworzec kolejowy z linią do Tarnowskich Gór i w kierunku na Herby. Przez Kalety przebiegają linie autobusowe prywatnej firmy Uni-Metal z Koniecpola.
Kursuje ona na trasach z Częstochowy do Tarnowskich Gór, ale również z Kalet do Tarnowskich Gór. Gdy pod koniec stycznia zastrajkowali kolejarze, przewoźnik z Koniecpola uruchomił w godzinach porannych z Kalet dodatkowe busiki.
Czy Twoim zdaniem strajk jest jedynym wyjściem w obecnej sytuacji? NAPISZ KOMENTARZ
*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
*Bandycki napad na sklep w Mysłowicach ZOBACZ WIDEO
*ZOBACZ luksusowe samochody prezydentów miast. Po co im to? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?