18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Kutz: Polacy gówno wiedzą o sobie, Ślązacy też nie wiedzą nic o sobie [WYWIAD RZEKA]

Kazimierz Kutz
Przyszły do mnie we trzy, niemieckie panienki, i mnie, 14-latka, zgwałciły - mówi Kazimierz Kutz. A Tusk sam przyrzekł mi wspieranie spraw śląskich. Czuję się oszukany. Ślązacy mają wszelkie cechy mniejszości etnicznej. Na przeszkodzie stoi paskudny polonocentryzm - dodaje. Z reżyserem, pisarzem, senatorem, Ślązakiem, Szekspirem z Szopienic, specjalistą od chińskiej tortury, wrogiem feministek, rozmawia Marcin Zasada. Rozmowa z Kazimierzem Kutzem ukazała się 2013 roku.

Kazimierz Kutz nie żyje. Wielki śląski reżyser, były poseł i senator miał 89 lat

Wysłał pan coś Janoschowi?
Ja? Janoschowi?

Na urodziny. Niedawno 82 mu strzeliło.
Nic nie wysłałem. Wiem, gdzie mieszka, ale nie mamy kontaktu, niestety. A tak szczerze, to nawet śnił mi się ostatnio. Widziałem jego dom - gdzieś w górach wulkanicznych, Janosch słabował, żył ubogo. A swoją drogą, to on też mi nic nie przysłał, a urodziny niedawno i ja miałem.

Pytam, bo Janosch ma 82 lata, a pan, proszę wybaczyć skrupulatność, jest 2 lata starszy. Nie zazdrości mu pan tego żywota na bezludnej wyspie?
Nie zazdroszczę. Nie zazdroszczę mu jego samotności, jego wygnania. To jest człowiek, którego wygnano ze Śląska, który przeżył różne, nie najłatwiejsze koleje losu. Pamięta pan, jak Janosch odżył, kiedy na nowo odkryto go na Śląsku, jak bardzo się z tego cieszył. Ja cały czas jestem u siebie, we własnym kraju, na własnej ziemi.

Pisał pan ostatnio, że śnił mu się też własny pogrzeb, który sam próbował reżyserować. Czy w tym żarcie nie zawiera się jakaś podświadoma potrzeba ciągłego gonienia uciekającego pociągu? Uciekającego świata?
Ja już nikogo nie gonię, sam jestem człowiekiem samotnym. Żyję sobie na wsi, pracuję w Senacie, niedawno napisałem pierwszą i pewnie ostatnią poważną książkę… Cały czas obserwuję i opisuję rzeczywistość w swoich felietonach, ale nie ma już we mnie żadnej gonitwy.

Wrócił pan do teatru.
Tak, ale jako autor i widz. Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że z "Piątej strony świata" ktokolwiek będzie w stanie stworzyć sztukę teatralną. Książka wydawała mi się zbyt trudna do przełożenia na spektakl. A tu proszę - jestem bardzo mile zaskoczony.

Kutz, "święty z Szopienic"?
(śmiech). Przeczytałem gdzieś niedawno, że w dzisiejszych czasach za świętych mogą uchodzić jedynie artyści. Więc mogę być "świętym z Szopienic", zwłaszcza że biskup pochodzący z tych samych Szopienic nie ma na to wyróżnienie żadnych szans. Z drugiej strony, walczę w tych swoich rodzinnych stronach o różne rzeczy i czasem to jak praca na pustyni. Weźmy proponowaną przeze mnie galerię malarstwa Hilarego Krzysztofiaka, wybitnego artysty pochodzącego z Szopienic. I co? Jest sprzeciw mieszkańców. Mogę być jedynym świętym, "świętym z Szopienic", który nie ma swojego kultu, a nawet wręcz przeciwnie (śmiech). Odnoszę wrażenie, że miastu też specjalnie na tym nie zależy.
Słyszałem też o Szekspirze z Szopienic.
Proszę, kolejny żart. Proszę, broń Boże, nie diagnozować w ten sposób mojej próżności, to raczej dowód, że nie zatraciłem poczucia humoru i dystansu do siebie.

Oprócz reżyserowania swojego pogrzebu i słabującego Janoscha… Śni się panu coś przyjemnego?
A owszem. Kobiety. Różne. Nieznajome. Piękne, w lirycznych wersjach. A że zawsze byłem wrażliwy na baby… Próbowałem sobie przypomnieć, czy je skądś znam, pamiętam. I nic. Po prostu przychodzą, ładne to wszystko, tylko nie wiem, co o tym sądzić.

A propos: anegdota z dziewczętami z pańskiego dzieciństwa jest prawdziwa?
Jeśli o TĘ anegdotę pan pyta, to prawdziwa. Gdy miałem czternaście lat, zostałem wywieziony do ówczesnych Niemiec na roczną pracę przymusową po szkole. To była kara za udział w powstaniach mojego ojca. Był rok 1943, żadnych mężczyzn, bo przecież wszyscy na froncie i dookoła pełno kobiet. Pracowałem u ogrodnika. Przy jakimś święcie gospodarz dał nam trochę wina i zostałem przez te panienki uwiedziony. Co tam uwiedziony - zgwałcony! Ale dziś myślę o tamtym zdarzeniu z pewną przyjemnością. Miałem 14 lat, strasznie byłem wtedy zafascynowany kobiecym ciałem. Więc przyszły do mnie we trzy te niemieckie baby, no i… w nieco osobliwy sposób spełniły moje chłopięce marzenia.

A mówił pan - roboty przymusowe.
Właśnie. Tu kara za ojca, przymus, a wychodzi coś takiego. Potraktowałem to jako rodzaj rewindykacji (śmiech). A później pewnie, na mocy umów międzynarodowych, mógłbym domagać się odszkodowania od Niemców. Za gwałt podczas wojny. Tylko nie wiem, jak bym udowodnił, że niemieckie baby mnie skrzywdziły.

Później nasze polskie feministki zarzucały panu, że źle, instrumentalnie to pan traktuje kobiety.
No tak, mówiły, że obchodzę się z kobietami, jak z kotletami schabowymi. Co za porównanie, utkwiło mi to w głowie. Kotlety schabowe (śmiech). Kotlety? Schabowe?! Nie wiem dlaczego, przecież ja o kobietach zawsze mówiłem z wielką czułością, zawsze ładne rzeczy. Tylko feministki uważały chyba, że coś jest ze mną nie tak, skoro z natury jestem dość niestały w uczuciach.

To za aktorki, z którymi rzekomo pan romansował?
Przy żadnym filmie nie miałem… bliższych kontaktów z żadną aktorką. W trakcie zdjęć to byłoby psucie sobie pracy. Można było o tym marzyć, myśleć, ale jeśli już, cokolwiek, to po filmie. Ja nie zająłem się reżyserką, żeby mieć łatwiejsze dojście do kobiet, choć na tym ten zawód też polega. Romans nie może nikogo dziwić, bo w ogóle kontakt reżysera z aktorem, niezależnie czy to facet, czy kobieta, czy ładna, czy brzydka, stara, czy młoda - jest paraerotyczny. Taka gra trochę, pobudzanie, wpływanie na siebie, żeby to wszystko odbiło się na filmie. Bergman za każdym razem "miał do czynienia" ze swoimi aktorkami i najczęściej po zakończeniu zdjęć kończyło się to kolejnym małżeństwem.
A w parlamencie czuć czasem napięcie erotyczne pomiędzy obradującymi, bez względu na orientację partyjną?
Z tym to różnie bywa, choć zdarzają się oczywiście piękne kobiety. Pani minister sportu, Joanna Mucha na przykład. W Sejmie siedziałem nad nią dwa rzędy i miałem stamtąd naprawdę dobry punkt obserwacyjny. Patrzyłem na jej dłonie i często przyciskałem to, co ona przyciskała. Mucha miała taki ładny gest: siadając, dłońmi, płynnym ruchem podwijała sukienkę, żeby się nie pogięła na siedzeniu. To jedno z tych subtelnie erotycznych doświadczeń, w których uczestniczyłem w parlamencie.
Ciężko wypowiadać te słowa, ale zostawmy kobiety, wróćmy do snów. Nie przyśnił się panu jeszcze Michał Smolorz?
Jeszcze nie, ale czekam na ten sen, tym bardziej że na Śląsku okropne rzeczy się dzieją. Znając Smolorza, to wiem, że na pewno się przy okazji odezwie.

Wspomina pan go czasem?
Eh… Bardzo mi go brakuje i wszystkim nam będzie go brakowało. To był wielki wojownik o Śląsk, człowiek o niesłychanej wiedzy, tam niesamowicie umeblowany w środku… Miał oko myśliwca, potrafił dopaść argumentami każdego, kto na to zasługiwał. Kiedy o nim myślę, mogę tylko powtarzać sobie, jaka to wielka krzywda, że Michała nie ma już z nami. Ta rana jeszcze boli, ciężko mi o nim mówić po tak krótkim czasie.

Starzejecie się, umieracie albo wyjeżdżacie na bezludną wyspę. Taki to los zbiorowego śląskiego sumienia.
Taki los… Śląska elita humanistyczna jest nieliczna, ale tak naprawdę, to ona dopiero się kształtuje i rozrasta. Rząd Buzka pozamykał kopalnie i dziś Ślązacy muszą się kształcić. I coś dobrego dzieje się w umysłach tych ludzi - Śląsk dla nich staje się wartością istotną. Powstaje gleba.

Którą nie wszyscy chcą podlewać. Co wyprawia polski rząd wobec Śląska i spraw, w których nie powinien robić nikomu łaski, jak język? Kaszubi pozdrawiają Ślązaków.
Nic nowego. Myśli pan, że powstańcy, którzy walczyli o Polskę, bo uważali ją za mądre, bezpieczne państwo, nie czuli się rozczarowani? Przecież autonomia okazała się politycznym oszustwem, przedwojenna władza nigdy nie dopuściła Ślązaków do stołu. I tak jest do dzisiaj, dlatego toczy się walka, w której sam zresztą uczestniczę - o samostanowienie, o status, który w dzisiejszej demokracji europejskiej Ślązakom się po prostu należy. Zawsze się należał, a państwo polskie nigdy na to nie zezwoliło.

A ten status to…
Mniejszość etniczna. Nie żaden naród, żadne państwo, to jest po prostu kategoria kulturowa. Ślązacy mają wszystkie cechy mniejszości etnicznej. Na przeszkodzie stoi nieznośny polonocentryzm, paskudny polski nacjonalizm, wyhodowany na rubieżach polsko-rosyjskich, na mitach niepodległościowych… Najgorsze, że w Warszawie uważa się, że nie ma problemu Śląska. Dlaczego? Bo Polska dostała Śląsk za darmo, nie szanuje go, a w dodatku nie zna i nie chce tego zmienić. To przykład okrutnego braku demokracji, za to historia wystawi państwu polskiemu rachunek. Czekam na dzień, kiedy Ślązacy będą mogli być pełnoprawnymi obywatelami w tym kraju, z pełnią praw, które im przysługują. Na razie takim ludziom jak ja pozostaje praca w postaci uprawiania chińskiej tortury - kropla po kropli drążyć tę skałę.
Historia Śląska zajmuje w szkolnych podręcznikach mniej więcej tyle samo miejsca, co historia tubylczych ludów Ameryki Północnej.
I Polacy gówno wiedzą o sobie, Ślązacy też nie wiedzą nic o sobie, bo nikt ich tego nie uczy. Uczą ich o powstaniu warszawskim, które przekazuje zupełnie inny sposób myślenia niepodległościowego. Śląsk ma odmienną historię. Najgorsze, że od wieków jesteśmy skazani na to, że będąc u siebie, nie czujemy się u siebie. Albo Ślązaków germanizowano, albo polonizowano, wmawiano im różne rzeczy i tak jest nadal. Dziś młodzi Ślązacy powinni zajmować się polityką, tworzyć swoje organizacje, walczyć o demokrację oddolną, bo skończą jak Indianie w rezerwacie. Gdy w połowie XIX wieku wybuchła tu rewolucja przemysłowa, Ślązacy nadawali się tylko do tego, by być proletariatem. Sto lat później role się odwróciły, kolonia przeszła w nowe ręce i tak już zostało.

Anna Fotyga, była szefowa polskiej dyplomacji, w wywiadzie dla poważnego tygodnika mówi, że na Śląsku kwitnie separatyzm niemiecki. Albo: "tam, skąd wycofa się Polska, wejdzie kto inny, próżni nie będzie". Skąd i gdzie ma się Polska wycofywać?
A co pan się dziwi?

Minister sportu można by wybaczyć ignorancję. Ale pani, która kierowała MSZ?
A jak pojmuje ten problem arcybiskup katowicki? Inaczej? Człowiek, który jest Ślązakiem uważa, że cała ta odradzająca się śląskość jest zjawiskiem, które najlepiej powstrzymywać.

Dlaczego lokalnym społecznościom we Wrocławiu czy Gdańsku łatwo przychodzi upamiętnianie postaci związanych z niemiecką historią tych miast i ich regionów? Na Śląsku każda taka inicjatywa rodzi podejrzenia, oskarżenia i pomówienia.
To rodzaj utrwalonej głupoty i nie ma na to rady, trzeba edukować. Na Śląsk po wojnie zjechały tysiące ludzi, nie tylko po to, by się tu urządzać, ale i dbać o jego polskość. Strzec jej. Nadal strzegą. We Wrocławiu nie ma konfliktu, bo nie ma już autochtonów, którzy rodziliby podejrzenia o czystość intencji. Dlatego dystans do swojej historii jest większy.

Zdaniem części polityków, Ślązacy nie powinni świętować rocznicy przyjęcia chrześcijaństwa na sto lat przed Mieszkiem I, bo, tu cytat: "ten jubileusz nie spaja Śląska z Polską". Myślałem, że pisanie historii pod dyktando piastowskiej jedności mężów zakończyło się ze 30 lat temu.
Rocznica? Jeśli są podstawy historyczne, nie widzę żadnych przeciwwskazań. A sprzeciw? To kolejny dowód na to, że zabiegając o swoje, mierzymy się ze skrajną głupotą.
Gdy sześć lat temu startował pan do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk miał obiecać panu…
Aktywne wspieranie spraw śląskich. Osobiście mi to przyrzekł.

Może zapomniał.
Można mówić, że polityka oparta jest na oszustwie, że nie warto mieć złudzeń, ale ja naprawdę czuję się oszukany. Zresztą, pal licho obietnicę, tu chodzi o całokształt działań rządu Tuska wobec Śląska. To jest karygodne działanie oparte na ignorancji i zaniechaniach. Aż się gadać odechciewa… A tu trzeba gadać, ciągle to powtarzać i uprawiać tę chińską torturę…

A propos obietnic - rok temu obiecywał pan, że pisze jeszcze jedną książkę, a dziś pan mówi, że ostatnią już napisał.
No tak, dłubię…

Co z tego będzie?
Trudno powiedzieć. Co Bóg da i co wywalczymy.

Listy do matki?
Tak, książka w oparciu o te listy, które pisałem przez kilkadziesiąt lat. Matka przechowywała je z wielką starannością. To ma być quasi-biograficzna powieść z wieloma pikantnymi szczegółami. Dłubię… Ale daty premiery nie obiecam.
Rozmawiał Marcin Zasada


*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
*Bandycki napad na sklep w Mysłowicach ZOBACZ WIDEO
*ZOBACZ luksusowe samochody prezydentów miast. Po co im to? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!