Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Ziółkowska to najstarsze w Polsce dziecko poczęte metodą in vitro

Maria Zawała
Agnieszka Ziółkowska przyszła na świat w rzymskiej klinice w maju 1987 roku. Wychowała się w kochającej rodzinie. Właśnie kończy trzeci fakultet studiów
Agnieszka Ziółkowska przyszła na świat w rzymskiej klinice w maju 1987 roku. Wychowała się w kochającej rodzinie. Właśnie kończy trzeci fakultet studiów Bartek Syta
Mam 26 lat, jestem zdrowa i bez osławionej bruzdy na twarzy - mówi Agnieszka Ziółkowska, najstarsze w Polsce dziecko poczęte metodą in vitro. Jest oburzona, gdy ktoś próbuje takie dzieci jak ona i ich rodziny stygmatyzować. Jej opowieści wysłuchała Maria Zawała

Jest pani dzieckiem Frankensteina, szatana, potworem z probówki?
Nie, nie jestem. Jestem za to oburzona takimi określeniami dzieci poczętych metodą in vitro, ale przede wszystkim szczerze współczuję ludziom, którzy tak myślą i mówią. Często takie słowa padają z ust hierarchów Kościoła, co jest o tyle kuriozalne, że przecież chrześcijaństwo powinno być religią miłości, otwarcia na drugiego człowieka. Gdy słyszę takie słowa nienawiści, mnie to po ludzku i obywatelsku bulwersuje.

Patrzę na pani twarz i szukam...
Bruzdy dotykowej? Ja też jej od razu zaczęłam szukać, gdy przeczytałam słowa księdza profesora Franciszka Longchamps de Bérier, twierdzącego, że są lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą już, że zostało poczęte metodą in vitro, bo mają dodatkową bruzdę na twarzy, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych. Serio, byłam bardzo ciekawa. Zaraz pobiegłam do lustra i nawet uwieczniłam tę chwilę telefonem komórkowym. Nie mam bruzdy.

CZYTAJ TAKŻE:
Rząd ma swoje in vitro, Częstochowa swoje
Władze Katowic przeciwne wnioskowi o dofinansowanie in vitro
Prezydent Częstochowy: dofinansujemy in vitro. Kuria: Nie!

Choruje pani często?
Skąd, jestem zdrowa, kończę trzeci kierunek studiów i nie mam zaburzeń psychicznych. Wynurzenia księdza profesora, które niedawno wywołały społeczną burzę na temat in vitro, uważam po prostu za skandaliczne. Według niego powinnam mieć jeszcze przerost języka, przepuklinę brzuszną i ślinotok. To, że ksiądz opowiada takie bzdury publicznie to jedno. Gorzej, że powtarzane, faktycznie mogą się utrwalić w ludzkiej świadomości. Zwłaszcza że my, dzieci z in vitro, nie jesteśmy dziećmi jakiegoś gorszego Boga, tylko tego samego, w którego wierzy ksiądz profesor, choć słuchając jego stygmatyzujących wypowiedzi, można zacząć w to wątpić, że w niego wierzy.

Nie zastanawiało pani, że mówi to człowiek wielce wykształcony?
Profesor Longchamps de Bérier zajmuje się prawem rzymskim, nie jest ani biologiem, ani lekarzem, więc jego arogancja granicząca z pychą jest nie do wytłumaczenia. Zresztą lekarze i genetycy na jego teoriach nie zostawili suchej nitki. Zastanawia mnie jednak cały czas, jak osoba ciesząca się szacunkiem społecznym, może bezkarnie opowiadać takie rzeczy. Rozważam, czy nie zaskarżyć księdza profesora o naruszenie moich dóbr osobistych.

Jest pani najstarszym żyjącym w Polsce dzieckiem poczętym metodą in vitro?
Prawdopodobnie tak, choć nie prowadzi się takich rejestrów. Magda, pierwsze dziecko z in vitro w Polsce, urodziła się w listopadzie 1987 roku w klinice prof. Mariana Szamatowicza w Białymstoku. Ja urodziłam się w maju 1987 roku w Rzymie.
Pamiętam, że mama mówiła o jeszcze jednej polskiej dziewczynce urodzonej w tym samym roku w Jugosławii, ale już po mnie, więc chyba jestem najstarsza. Ja przyszłam na świat w Policlinico Umberto I w Rzymie, gdzie pracował wybitny włoski specjalista od leczenia niepłodności, prof. Cesare Aragona.
Rodzice musieli za to zapłacić majątek?
No właśnie, że nie. Mieszkali wtedy i pracowali we Włoszech. Ojciec jest profesorem historii starożytnego Rzymu, a mama malarką. Zapłodnienie in vitro państwo włoskie refundowało w ramach ubezpieczenia, bo niepłodność to choroba jak każda inna. Zresztą to była dla nich ostatnia szansa na posiadanie dziecka. Mama miała 33 lata, leczyła się od dawna, wiele razy poroniła.

Abraham doczekał się syna - wg Starego Testamentu - gdy Sara miała 95 lat. I aniołowie mu w tym pomagali. Izaak miał problemy i jemu również pomagali aniołowie. Lekarze, pani zdaniem, przejęli dziś ich rolę?
Coś w tym jest. Sądzę, że można o tym myśleć w ten sposób.

Niektórzy mówią, że jak Bóg chce, by ktoś nie miał dzieci, to trzeba się z tym pogodzić.
Jeśli ktoś nie może mieć dzieci, bo jest bezpłodny, to jest to coś ostatecznego. Nie da się tego zmienić, ale niepłodność to coś zupełnie innego. To choroba, którą trzeba leczyć. Jeśli posiadanie dziecka jest w granicach możliwości medycyny, to takim osobom trzeba pomóc. Powinni to także zrobić politycy. Refundowanie zabiegów in vitro powinno być czymś naturalnym, tak jak naturalne jest leczenie płuc palaczom, choć ci ostatni sami sobie na chorobę zapracowali.

Kiedy się pani dowiedziała, że jest dzieckiem z in vitro?
Dopiero w liceum. Miałam jakieś 15-16 lat. Ojcu wyrwało się to w nerwach. Poszło o moje późne powroty do domu. Jak to nastolatka, bez przerwy pytałam, dlaczego ja nie mogę wracać do domu jak moi rówieśnicy. W końcu ojciec nie wytrzymał i w emocjach usłyszałam, dlaczego. Że się o mnie po prostu tak bardzo boją, że wiele przeszli, żebym się urodziła. Choć nie było to powiedziane w najlepszej formie, stało się. Oni zresztą długo szukali dogodnego momentu, by mi o tym powiedzieć. Naprawdę nie wiedzieli, jak to zrobić.

Jak pani zareagowała?
W pierwszym momencie to był szok. Przez chwilę patrzyłam na siebie jak na jakiegoś robota, ale wkrótce zrozumiałam, że moje przyjście na świat to wielki tryumf nauki i medycyny.

Miała pani do nich żal, że wcześniej o tym nie powiedzieli?
U nas w domu wiele razy rozmawiało się o in vitro, ale nie miałam pojęcia, że tak bardzo nas to dotyczy. Tak, początkowo miałam do nich żal, ale zrozumiałam, dlaczego mi nie powiedzieli. Bali się o mnie. Bali się głupich komentarzy pod moim adresem, bo nie żyjemy wszak w najbardziej tolerancyjnym kraju świata.

Spotkało panią w życiu coś złego z tego powodu, że pochodzi z in vitro?
Mnie osobiście nie, wręcz przeciwnie, spotkałam się z bardzo pozytywnym oddźwiękiem, od kiedy zaczęłam mówić o in vitro publicznie. Stygmatyzowanie rodzin takich jak moja odbywa się jednak na poziomie dyskursu politycznego i to jest oburzające i skandaliczne. Ale np. moją matkę opluto w sklepie krótko po tym, jak o in vitro opowiadała w telewizji. Moją mamę łatwiej zranić, podobnie jak innych rodziców. Na szczęście nikt nie neguje jeszcze naszego prawa do życia.
Od pewnego czasu publicznie mówi pani o tym, że jest dzieckiem z probówki. Dlaczego zdecydowała się pani to ujawnić?
Zdecydował przypadek. Na Facebooku pojawił się temat refundacji in vitro. Ktoś zapytał, że niby czemu ma być to refundowane. I wtedy napisałam, że między innymi po to, by takie osoby jak ja mogły się urodzić. Wirtualny problem nagle zaczął mieć imię, nazwisko i twarz kogoś znajomego. Wtedy zrozumiałam, że powinnam o tym głośno mówić. Że ten cały stek pomyj nie spada w próżnię, ale dotyka konkretnych osób, które mają swoją godność i prawo do życia bez stygmatów.
Dzieci z in vitro przeważnie wychowują się w bardzo kochających rodzinach, są wyczekane i wychuchane. Jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, że perfekcyjnie zdrowe dziecko, słysząc ciągle, że nie powinno nigdy znaleźć się na tym świecie, mogłoby nabawić się problemów tożsamościowych. Nie dlatego, że zostało poczęte na szkle, tylko dlatego, że ktoś usilnie stara się mu te problemy wmówić.

Wierzy pani w Boga?
Nie, już nie, chociaż zostałam wychowana w chrześcijańskiej tradycji, wiele lat spędziłam w katolickich szkołach, co na pewno przyczyniło się do tego, że odeszłam od Kościoła.

To szatan jednak wygrał?
Nie, to Kościół, jako instytucja mnie rozczarował. Hipokryzja, afery homoseksualne. Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza przesądziła sprawę.

Jak zareagowali rodzice?
Uszanowali moją decyzję.

Twórca metody in vitro prof. Robert Edwards dostał Nagrodę Nobla po wielu latach i nie bez oporu. Może na wszystko potrzeba czasu?
Może tak. Profesor Edwards czekał 32 lata. Jego pierwsze dziecko z probówki - Joy Louise Brown - żyje i ma już swoje dzieci. Jest w tym nadzieja.

Rozmawiała: Maria Zawała


*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
*Bandycki napad na sklep w Mysłowicach ZOBACZ WIDEO
*ZOBACZ luksusowe samochody prezydentów miast. Po co im to? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Ziółkowska to najstarsze w Polsce dziecko poczęte metodą in vitro - Dziennik Zachodni