Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bidule muszą zniknąć

Aldona Minorczyk-Cichy
Ewelina, Dorota, Wioletta i Sylwia nie chcą, by w ich domu dziecka panował strach
Ewelina, Dorota, Wioletta i Sylwia nie chcą, by w ich domu dziecka panował strach fot. Lucyna Nenow
Przemoc fizyczna i psychiczna, poniżanie, demoralizacja, brak odpowiedniej opieki to codzienność nie tylko w Domu Dziecka w Orzeszu. Pisaliśmy o tym w czwartek. Takie przechowalnie pokrzywdzonych przez los dzieci powinny odejść w przeszłość. W marcu gotowy będzie rządowy projekt ustawy, który ma doprowadzić do likwidacji biduli.

- Nad tym, co działo się w placówce w Orzeszu dyskutowaliśmy wczoraj w sejmowych kuluarach. Moi koledzy są wstrząśnięci. Przyspieszymy prace nad ustawą regulującą sprawę pieczy rodzicielskiej i rodzicielstwa zastępczego. Korzystamy ze wzorów, które wprowadzane są w życie w Rudzie Śląskiej - wyjaśnia Danuta Pietraszewska, posłanka Platformy Obywatelskiej.

W Rudzie Śląskiej rodziny, w których źle się dzieje, podpisują kontrakty z pomocą społeczną. Godzą się na pomoc asystentów. Uczą się podstawowych spraw: opieki nad dzieckiem, prania, gotowania, sprzątania, opłacania rachunków. W zamian dostają więcej pieniędzy. Jeśli nie wywiązują się z umowy - grozi im odebranie dzieci. Program realizowany jest od czterech lat. Dzięki "asystentom rodziny" z patologii wyprowadzono tam już 400 rodzin.

- To naprawdę działa - podkreśla posłanka Pietraszewska. I dodaje, że dzieci z rodzin, które nie podołały terapii są kierowane nie do domów dziecka, tylko do rodzin zastępczych.

Rządowy projekt ustawy o likwidacji domów dziecka ma być gotowy już w marcu. Przyspieszenie prac nad nim wymusiła historia dziewczyn z bidula w Orzeszu. Brak opieki, przemoc, znęcanie się. Najgorsze, że nikt tego przez lata nie widział, także kontrolerzy.

Jak dowiedzieliśmy się od Teresy Kaniowskiej, szefowej zespołu informacyjno-interwencyjnego biura Rzecznika Praw Dziecka, pierwsze sygnały o tym, że w Orzeszu dzieje się źle, były już w 2004 r. - To były anonimowe informacje o nadużyciach. Niezwłocznie przekazano je do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego i poproszono o zbadanie sprawy. Po uzyskaniu wyjaśnień, uznaliśmy, że sprawę załatwiono. Nie mogliśmy wtedy sami kontrolować domów dziecka. Takie uprawnienia mamy dopiero od kilku tygodni - wyjaśnia Kaniowska.

Sylwia Oleksy, Dorota Zwierzchowska, Wioletta Sojka i Ewelina (imię zmienione) - byłe wychowanki ośrodka w Orzeszu, półtora roku temu były u Henryka Zawiszowskiego z zarządu starostwa w Mikołowie. To temu urzędowi podlega dom dziecka. - Wtedy te dziewczyny mnie nie przekonały. Uważałem, że przesadzają. Byłem zły, bo domagały się sprzątaczki w mieszkaniu usamodzielniającym - wspomina Zawiszowski. Teraz na sprawę patrzy nieco inaczej. Wczoraj z szefową pomocy społecznej był w Orzeszu. Obiecuje kontrolę w bidulu. Kolejną zapowiada wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.

Agnieszka Kuchna, szefowa ośrodka w Orzeszu tłumaczy: - Mamy obowiązek przyjąć każde dziecko, które skieruje do nas sąd. Piotrek i Marek, którzy molestowali jedną z wychowanek, zostali tu przywiezieni po policyjnej interwencji w ich domach. Pierwszy z nich powinien trafić do poprawczaka. Taka kara została mu zawieszona. Trwa sprawa sądowa o jej odwieszenie. Chłopak sprawia nam ogromne problemy. Pobił kilku wychowanków, dewastował pomieszczenia.

Kuchna podkreśla, że to o czym opowiedziały jej byłe podopieczne, jest nieprawdą. - Zamykanie w piwnicy? To chyba żarty? Szarpanie, bicie? Nie wierzę w to, choć przecież nie jestem tu przez całą dobę - dodaje.

O wychowawcach mówi, że to ludzie z pasją. - Mam złość na te panienki, że nie przyszły do mnie. One od początku były roszczeniowo nastawione. Były złe, że kiedy przeprowadziły się do samodzielnego mieszkania, kontrolowaliśmy ich finanse. W ich mieszkaniu zawsze był bałagan, jak po wojnie - opowiada dyrektorka.

Narzeka, że jej podopieczni nie szanują rzeczy. - Te dzieci każdego dnia coś rozkręcą. Spłuczki trzeba codziennie naprawiać - wyjaśnia. - Jedyna kara jaką możemy stosować to wstrzymanie kieszonkowego lub pismo do sądu. Te są zawalone robotą. Nie zawsze reagują od razu.

Kiedy chcieliśmy zobaczyć w jakich warunkach mieszkają dzieci, od dyrektor Kuchny usłyszeliśmy: - Kategorycznie zabraniam!

Andrzej Olszewski, założyciel stowarzyszenia "Misja Nadziei", propagującej rodzicielstwo zastępcze, twierdzi, że sprawę w Orzeszu trzeba dokładnie zbadać. - Zdarza się, że wychowankowie takich ośrodków przesadzają, konfabulują. Świat, w jakim żyją jest trudny do zrozumienia, skomplikowany. Nie da się jednak ukryć, że domy dziecka sprzyjają przemocy - podkreśla Olszewski.

Powołuje się na wyniki badań ogłoszonych w 2006 r. przez Fundację Dzieci Niczyje. Wynika z nich, że co dziesiąty wychowanek był wykorzystywany seksualnie. Większość ofiar nikomu do tego się nie przyznała. Ponad połowa z badanych zetknęła się z przemocą fizyczną i psychiczną, znęcaniem się, kradzieżą, niszczeniem rzeczy osobistych. Z raportu wynika, że co trzecia ofiara przemocy fizycznej została pobita przez wychowawcę, a co druga opowiadała o tym, że wychowawca znęcał się nad nią psychicznie.

O aktach przemocy, wandalizmu w bidulach informował także NIK. Z ogłoszonego w październiku raportu wynika, że jest tam zbyt tłoczno, dochodzi do przypadków przemocy między wychowankami, a liczba opiekunów jest zbyt mała. Według kontrolerów wojewodowie, starostowie i prezydenci nie wywiązywali się z obowiązku sprawowania nadzoru nad ośrodkami. Według NIK, największym problemem jest to, że do domów dziecka trafiają nieletni, którzy zgodnie z orzeczeniami sądowymi powinni trafić do specjalistycznych ośrodków lub nawet zakładów poprawczych.

Sąsiedzi domu dziecka w Orzeszu twierdzą, że problemy zaczęły się, gdy ośrodek stał się koedukacyjny. Wcześniej trafiali tam tylko chłopcy. - Te dzieci wszystko niszczą. Przystanek jest w opłakanym stanie. Ogrodzenia - zdewastowane. Tam przydałaby się większa dyscyplina. Wychowawcy robią co mogą. To nie są źli ludzie. Naprawdę się starają, ale nie dają rady - usłyszeliśmy od orzeszan. Przedstawić się nie chcieli.

To o czym opowiedzieli nam wychowankowie domu dziecka szerokim echem rozniosło się po okolicy. Niestety sporo osób pomyliło tę placówkę z pobliskim Ośrodkiem Terapii Nerwic dla Dzieci i Młodzieży.
- My udzielamy specjalistycznej pomocy, jesteśmy ośrodkiem terapeutycznym. Miałam telefony od zaniepokojonych rodziców. Zapewniam, że nie mamy nic wspólnego z domem dziecka. Prosimy nas z nim nie kojarzyć - podkreśla Jadwiga Trzetrzelewska, dyrektor ośrodka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!