Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek autobusu w Belgii: Nie wiadomo, kiedy ciała kierowców wrócą do Polski

K. Spyrka, J. Bombor
Nadal nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną wypadku polskiego autokaru, do którego doszło w niedzielę rano w Belgii (na autostradzie 15 km od Antwerpii) . Przypomnijmy, że w autokarze należącym do firmy transportowej z Jastrzębia-Zdroju jechały 42 osoby, głównie dzieci z Rosji. Zginęło 5 osób, w tym dwóch kierowców: 60-latek z Żor i 31-letni kierowca z Jastrzębia-Zdroju.

- Na razie nie wiemy, kiedy ciała zostaną sprowadzone do Polski. Nie mogę też powiedzieć, kiedy i czy w ogóle, będziemy mogli pojechać na miejsce tragedii. My oraz rodziny naszych pracowników - tłumaczył wczoraj przedstawiciel firmy transportowej Henryka Szymiczka. Także wicekonsul RP w Belgii, Pia Libicka, w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" nie była w stanie podać terminu, w którym ciała kierowców z Żor i Jastrzębia, mogłyby zostać przewiezione do Polski.

- Kontaktowałam się z policją i prokuraturą, trzeba najpierw przeprowadzić autopsję, badania mogą pomóc w ustaleniu przyczyn tragedii - wyjaśnia pani konsul. Konsulat jest w stałym kontakcie z rodzinami (wczoraj z panią konsul rozmawiał syn starszego z kierowców). - Być może będzie zgoda na przyjazd rodzin do Belgii, aby tu odbyła się uroczystość ostatniego pożegnania - dodaje Pia Libicka.

Jednocześnie polskie i belgijskie służby próbują znaleźć przyczyny tragedii. Nie jest wykluczone, że kierowca mógł zasnąć za kierownicą - to jedna z nieoficjalnych wersji. Nie jest wykluczone, że prokuratura w Jastrzębiu-Zdroju na wniosek belgijskich służb "prześwietli" przewoźnika z Jastrzębia.

- Na razie nie ma żadnej decyzji - mówi Izabela Dydowicz, wiceszefowa prokuratury rejonowej w Jastrzębiu-Zdroju.

O uchybieniach u jastrzębskiego przewoźnika mówi inspektorat drogowy. - W wyniku jednej z ostatnich kontroli w firmie okazało się, że trzech kierowców łamało przepis o minimalnym czasie odpoczynku. Niestety, nie mogę potwierdzić czy wśród ukaranych kierowców byli akurat Ci, którzy prowadzili autokar w Belgii - powiedział nam Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.

Firma nie komentuje tych informacji, czekając na wyniki śledztwa.

Mieszkańcy Żor i dzielnicy Szeroka w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie mieszkali kierowcy z feralnego autokaru do Belgii, który rozbił się w niedzielę rano w Antwerpii, są wstrząśnięci tragedią.

31-letni Tomasz, jeden z kierowców, mieszkał w Szerokiej. Tu swoją siedzibę ma też firma transportowa Henryka Szymi-czka, która wysłała feralny autobus do Belgii.

- Od kiedy tylko pamiętam, ta firma tu istnieje. Nigdy nie słyszałam o niej nic złego. Wręcz przeciwnie, właściciel firmy, pan Henryk, pomagał nam przy organizacji pielgrzymki na Jasną Górę - powiedziała nam sołtys Szerokiej, Barbara Niemczyk. O tragicznie zmarłym kierowcy, Tomaszu, nie chciała mówić, ponieważ zna jego rodzinę i wie, że przeżywa teraz trudne chwile. Rodziny poszkodowanych nie rozmawiają z dziennikarzami.
- Wszyscy w Szerokiej to przeżywamy. W naszym kościele modlimy się za naszego parafianina, ale także za wszystkie ofiary tego wypadku - usłyszeliśmy w parafii pw. Wszystkich Świętych w Szerokiej.

Drugi z nieżyjących kierowców, 60-letni Stanisław, mieszkał w Żorach. Jego bliski znajomy mówił nam wczoraj, że "Stasiu był profesjonalistą w każdy calu". - Inni mogli się od niego uczyć fachu. Jeździł w całej Europie, znał trasy znakomicie. Nie popełniał błędów - stwierdził.

Przypomnijmy, że młodszy z kierowców, 31-latek z Jastrzębia-Zdroju, miał żonę i trzyletnią córeczkę. Starszy, 60-letni żorzanin, też był żonaty, miał żonę i trójkę dzieci, w tym dwoje dorosłych.

Obecnie najważniejsze będzie sprowadzenie ciał kierowców do Polski. - Na razie nie wiemy, kiedy ciała zostaną sprowadzone do Polski. Nie mogę też powiedzieć, kiedy, i czy w ogóle, będziemy mogli pojechać na miejsce tragedii my oraz rodziny naszych pracowników. W tej chwili staramy się im pomóc, jesteśmy z nimi w stałym kontakcie - zapewniał nas wczoraj przedstawiciel firmy transportowej Henryka Szymiczka.

Także wicekonsul RP w Belgii, Pia Libicka, w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" nie była w stanie podać terminu, w którym ciała mogłyby zostać przewiezione do Polski. - Kontaktowałam się z policją i prokuraturą, trzeba najpierw przeprowadzić autopsję, badania ciał mogą pomóc w ustaleniu przyczyn tragedii, więc są bardzo istotne - wyjaśnia pani konsul. Konsulat jest w stałym kontakcie z rodzinami (wczoraj z panią konsul rozmawiał syn starszego z kierowców).

- Być może będzie zgoda na przyjazd rodzin do Belgii, aby tu odbyła się uroczystość ostatniego pożegnania. O formule takiego spotkania zdecydują rodziny. Natomiast my pomożemy we wszelkich procedurach później, gdy trzeba będzie przewieźć ciała do Polski. Powinno to być w ciągu kilku dni - dodaje Pia Libicka. Chwali również zaangażowanie firmy przewozowej z Jastrzębia. To jej pracownicy przekazują na bieżąco informacje rodzinie i wspierają ich w tych trudnych chwilach.

W firmie nikt nie chce spekulować na temat przyczyn tragedii i ewentualnych uchybień. - Nie możemy wydawać żadnych opinii, dopóki nie poznamy szczegółowych badań śledczych w Belgii. Czekamy na ich decyzję, co mamy dalej robić. Jesteśmy do ich dyspozycji - stwierdził Henryk Szymiczek.

Tymczasem wśród prawdopodobnych przyczyn wypadku wymienia się zaśnięcie kierowcy podczas jazdy.

Główny Inspektorat Transportu Drogowego przyznał, że w firmie doszło do uchybień.

- W wyniku ostatniej, szczegółowej kontroli, przeprowadzonej w siedzibie przedsiębiorstwa w marcu, inspektorzy wykryli naruszenia czasu pracy. Nie były one rażące, ale kierowcy otrzymali mandaty. Niestety, nie mogę potwierdzić, czy wśród ukaranych kierowców byli akurat Ci, którzy prowadzili autokar w Belgii - powiedział Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy GITD.

W firmie wykryto też inne drobne naruszenia, ale na razie ma ona prawo odnieść się do nich. W najgorszym wypadku przewoźnik zapłaci kilka tysięcy złotych kary.

Przypomnijmy, że do wypadku doszło w niedzielę pod Antwerpią. Zginęło pięć osób, troje rosyjskich nastolatków i dwóch polskich kierowców. Ok. godz. 6.30 trzyletni man z jastrzębskiej firmy przewozowej uderzył w barierkę na autostradzie E-34 w mieście Ranst, spadł z mostu i przewrócił się na bok. W wypadku ciężko rannych zostało dziewięć osób, a 20 odniosło lekkie obrażenia. Autokarem jechały 42 osoby, w tym 39 młodych Rosjan. Wycieczka jechała do Paryża. Wczoraj Rosjanie wysłali do Belgii samolot Ił-76 z ekipą lekarzy i psychologów. Kolejny wysłano wieczorem, by pozostali uczestnicy wycieczki wrócili nim do kraju.


*Kutz: Autonomia okazała się oszustwem. Ślązakom należy się status mniejszości etnicznej [WYWIAD RZEKA]
*TYLKO W DZ: Niesamowite zdjęcia górników i kopalń z XIX w. Maxa Steckla
*Cygańskie wesele w Rudzie Śl. On - 21 lat, ona 16 lat. ZOBACZ ZDJĘCIA Z ZABAWY
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!