Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Wujka wróciła do sądu

Teresa Semik
06 Polska Picture Caption benton 8.5pt Red
06 Polska Picture Caption benton 8.5pt Red 06 Photo Credit/Source all caps ranged right 5.5pt
Rodziny zastrzelonych górników oraz ranni w czasie pacyfikacji kopalni Wujek wołali wczoraj, by proces przeciwko zomowcom wreszcie się skończył.

- Ile lat tu jeszcze będę jeździć? - pytała wzburzona Janina Stawisińska z Koszalina, mama zastrzelonego Janka.
Proces w sprawie tragedii w kopalni Wujek trwa ponad 15 lat. Wczoraj rozpoczęła się rozprawa apelacyjna od wyroku z maja 2007 roku, skazującego zomowców na kary od 2,5 do 3 lat pozbawienia wolności (zmniejszone o połowę na mocy amnestii). Dowódcy wymierzono 11 lat. Na pierwszej rozprawie sąd wysłuchał oskarżyciela publicznego, pełnomocników ofiar i samych pokrzywdzonych.
- Z ulgą przyjęłam pierwszy wyrok skazujący - mówiła wzruszona Stawisińska. - Janek miał 21 lat, dopiero wchodził w dorosłe życie. Dlaczego ci bandyci go zabili?

Na ławie oskarżonych zasiada 16 funkcjonariuszy dawnego plutonu specjalnego ZOMO, wczoraj przyszło tylko sześciu. Dowódca doprowadzony został z aresztu, w którym przebywa od roku. Wczoraj usłyszał od sędziego Waldemara Szmidta, przewodniczącego składu orzekającego dobrą dla siebie informację. Sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej zarzucanego mu czynu - na łagodniejszą. Zamiast za zabójstwo miałby odpowiadać za pobicie ze skutkiem śmiertelnym z użyciem broni palnej.

Strona oskarżycielska kwestionowała wysokość wymierzonych kar członkom specplutonu. - Są rażąco niskie, nie stanowią realnej dolegliwości - mówił prokurator Krzysztof Błach, wnioskując o 8 lat więzienia za pacyfikację kopalni Wujek. Przypomniał, że organizatorów strajku sąd skazał w 1982 roku na 3 i 4 lata pozbawienia wolności.

Pełnomocnik ofiar, Janusz Margasiński, konsekwentnie domagał się równie wysokich kar, ale - odmiennie niż prokurator - wnioskował także o skazanie zomowców za zabójstwo lub usiłowanie zabójstwa, a nie pobicie, jak jest w akcie oskarżenia. - Musieliby być pozbawieni wyobraźni i rozsądku, żeby nie zdawali sobie sprawy, że strzelając z broni palnej do tłumu górników, nie zabiją lub nie ranią nikogo- uzasadniał adwokat.

Marian Giermuziński, górnik postrzelony w pierś, także nie krył zdenerwowania. - Taki wyrok to dziecko dostaje - mówił. Ma jednak cichą nadzieję, że ten proces się skończy. Nie wierzy jednak, by kiedykolwiek mógł spojrzeć w twarz temu, kto w niego wycelował.

Zaskakujące stanowisko zajął Leszek Piotrowski, drugi z pełnomocników ofiar. Wnioskował, by sąd utrzymał wyrok z maja 2007 roku. - Po 15 latach nie widzę sensu spierać się o kwalifikację czynów i wysokość kary. Wyrok jest rzetelny - dodał. Uważa, że uniewinnienie w tym procesie byłego wicekomendanta wojewódzkiego MO w Katowicach jest uzasadnione. Pozostali oskarżyciele byli innego zdania.
Sąd pierwszej instancji skazując zomowców, wykazywał, że strzelali, by stłumić opór strajkujących górników, by zastraszyć także innych. Dziś w sądzie usłyszymy mowy obrończe oskarżonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!