Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuczny brud i zęby - recenzja The Bastard Executioner

Redakcja
The Bastard Executioner
The Bastard Executioner
Wszyscy powinniśmy dziękować Sutterowi oraz stacji FX za to, że pilot The Bastard Executioner składał się z dwóch pierwszych odcinków, ponieważ w innym przypadku i tak niska oglądalność premiery, byłaby zwyczajnie niższa. Ale po kolei.

Kurt Sutter dał światu dwa seriale, które są uznawane za jedne z najlepszych produkcji ostatnich lat: Świat gliniarzy oraz Synów Anarchii. Obydwa toczyły się na przedmieściach wielkich miast, a wyróżniały je niebanalne i bardzo charakterystyczne postacie, świetny dobór aktorów, bardzo dobrze skonstruowana fabuła (choć zdarzały się momentami słabsze odcinki) i realizm kręcenia wszystkich scen.

Sutter najwyraźniej chciał spróbować czegoś nowego. Czegoś, co kompletnie będzie się różnić od jego wcześniejszych produkcji. Tak powstał The Bastard Eecutioner, którego akcja toczy się w średniowieczu. Serial opowiada o rycerzu króla Edwarda I Wilkinie Brattle, który po jednej z kolejnych bitew przysięga, że już nigdy nie weźmie miecza do ręki. W swoim postanowieniu wytrwał kilka lat aż do momentu, gdy wojska lokalnego barona wymordowały całą wioskę wraz z jego żoną oczekującą potomstwa.

Pilotowy odcinek, trwający półtora godziny, nie zachwyca. Gdyby nie to, że składał się właśnie z dwóch odcinków, prawdopodobnie serial długo by nie wytrwał na antenie. Przyczyną jest dość ślamazarnie nakreślana fabuła. Pierwsze 40 minut nie przyciąga niczym. Ani postaciami, które powoli poznajemy, ani dialogami, które są tak naprawdę nijakie. Co gorsza, bohaterowie serialu (jak i aktorzy) są bardzo bezpłciowi, co w produkcjach Kurta Suttera jest rzadkością. Nie pomógł tu angaż Katy Sagal, która była pierwszoplanową i wyrazistą postacią w „Synach Anarchii”, a teraz została sprowadzona do roli słowiańskiej wieszczki. Jedynym wspólnym mianownikiem dla jej bohaterek jest to, że obie swoimi działaniami napędzają całą akcję serialu.

Stąd też dziać się zaczyna dopiero w połowie pilota, kiedy spalona zostaje wioska a Wilkin Brattle chce się zemścić za śmierć żony. To, co na początku wydawało się historią na zaledwie jeden główny wątek, zmienia się w wielowątkową fabułę, której dostajemy zaledwie przedsmak. Sutter daje tu wyraźny sygnał, że nie zapomniał jak się tworzy wciągającą historię. To też pokazuje, że największą siłą The Bastard Executioner będzie właśnie fabuła. Sporym plusem jest również to, że tak jak w poprzednich serialach, tak i tutaj Sutter stawia na absolutny realizm scen akcji. Nie uświadczymy widowiskowych tańców z mieczem, a raczej dość realistyczne pojedynki odarte z dynamiki, za to bardzo krwawe.

Sporym minusem obok bezpłciowych postaci jest oddanie klimatu średniowiecza. Wszystkie lokacje, obiekty, są zbyt „czyste”, a w przypadku np. zamku widać dokładnie, że nawet jeśli pochodzi on z tamtych czasów, to zdecydowanie jest po renowacji. Podobnie jest z aktorami grającymi wieśniaków. Ich brud na twarzach jest sztuczny tak jak sztuczne są ich zepsute zęby. Grubiańskość jest nam narzucana, a język, jakim posługują się aktorzy, jest zbyt współczesny.

Podsumowując największą siłą „The Bastard Executioner” jest jego producent, czyli Kurt Sutter i nakreślona przez niego historia. Realizacja momentami kuleje. Czasom, w których rozgrywa się akcja, brakuje realizmu, a głównym bohaterom brakuje wyrazistości. Oby z kolejnymi odcinakami to się zwyczajnie zmieniło, inaczej serial nie będzie miał zbyt długiego żywota.

STREFA EKRANU JEST TEŻ NA FACEBOOKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo