Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Szeryf" już bez zarzutów

Aldona Minorczyk-Cichy
Tadeusz Łęgowski, zwany w Pyskowicach "szeryfem", sześć lat walczył o przywrócenie dobrego imienia. Niedawno uprawomocnił się wyrok, który oczyszcza go z zarzutów.

Jako policjant i szef komisji bezpieczeństwa w pyskowickim samorządzie w 2002 roku źle ocenił pracę komisariatu. Niedługo potem policjanci oskarżyli go o znieważenie i nakłanianie do zaniechania kontroli drogowej. Zdaniem sędziego Marcina Schoenborna z Sądu Rejonowego w Gliwicach, dowody w tej sprawie zostały przynajmniej częściowo spreparowane.

- Ta sprawa zniszczyła moją karierę. Musiałem zrezygnować z pracy w policji. Ujawniłem patologię, a sam jak patologia zostałem potraktowany - opowiada Łęgowski. Nie wyklucza, że wystąpi o odszkodowanie od policji. Na razie w Ministerstwie Sprawiedliwości będzie domagał się ukarania prokuratorów z Rybnika i Zabrza, którzy, jego zdaniem, niechlujnie prowadzili śledztwo.

Łęgowski przez 20 lat pracował w dochodzeniówce. W końcu został szefem kryminalnych w Pyskowicach. Był świadkiem nieprawidłowości. Chodziło m.in. o gang "Bodzia" - grupę, która ściągała haracze, handlowała narkotykami, miała na sumieniu rozboje, słowem - terroryzowała Pyskowice. Zdaniem Łęgowskiego, bandyci mieli układ z policjantami. Kiedy on zatrzymał "Bodzia", ktoś inny go wypuszczał.

- Do tego doszły inne sprawy. Informowałem o nich przełożonych, ale kazali mi pilnować swojego nosa. Tymczasem do mnie, jako radnego i szefa komisji bezpieczeństwa w radzie miejskiej, przychodzili ludzie ze skargami - wspomina.

To było na przełomie 2002 i 2003 roku. Na zemstę kolegów nie czekał długo. 17 stycznia po spotkaniu z mieszkańcami wstąpił do baru. Wypił dwa drinki. Kolega zaproponował mu odwiezienie. Po drodze zatrzymał ich patrol. Okazało się, że kierowca pił alkohol. "Szeryf" o tym nie wiedział.
Jeden z policjantów powiedział Łęgowskiemu, że nie powinien dopuścić pijanego za kierownicę.

Stwierdził też, że teraz zapłaci za to, co napisał o kolegach. "Szeryf" został obezwładniony i skopany. Założono mu kajdanki, przewieziono do komisariatu, a potem do szpitala. Ponieważ nie zgadzał się na pobranie krwi, ponownie został rzucony na ziemię i przytrzymany. Następnie trafił do izby wytrzeźwień. W tym czasie świadkowie zdarzenia zostali pouczeni przez ówczesnego zastępcę szefa komisariatu, że próba obrony Łęgowskiego może się dla nich źle skończyć.

Zdaniem sądu zarzuty i dowody były niewiarygodne. Policjanci przedstawiali różne wersje tego samego zdarzenia. Powód? Zemsta za krytykę. - Nieco później wyszły na jaw fakty dotyczące trzech z czterech policjantów, którzy usiłowali mnie wrobić. Okazało się, że współpracowali z przestępcami, a jeden był karany za składanie fałszywych zeznań. Zniszczyli mi życie z obawy, że za dużo zobaczę - ocenia Łęgowski.

"Szeryf" twierdzi, że na duchu podtrzymało go zaufanie kolegów z samorządu. Chciał się zrzec funkcji szefa komisji bezpieczeństwa, ale z 15 radnych aż 13 było za pozostawieniem go na tej funkcji. Na następną kadencję radnym jednak nie został. Zabrakło mu kilkunastu głosów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!