Spośród tych osób, które w ciągu ostatnich czterech lat rozpoczęły pracę w kopalni i wzięły udział w zorganizowanej przez Wyższy Urząd Górniczy ankiecie, niecałe 40 proc. przynajmniej raz w miesiącu jest w patowej sytuacji. Tak przynajmniej wynika z badań przedstawionych wczoraj przez Wyższy Urząd Górniczy.
Jesienią ubiegłego roku WUG przeprowadził ankietę wśród blisko 1100 górników zatrudnionych w Kompanii Węglowej, Katowickim Holdingu Węglowym, Jastrzębskiej Spółce Węglowej i KGHM Polska Miedź. Sondaż był anonimowy. Wszyscy pytani pracowali w kopalniach nie dłużej niż cztery lata. Opisali, jak oceniają swoje przygotowanie do pracy pod ziemią, umiejętności radzenia sobie w razie niebezpieczeństwa oraz znajomość zasad pierwszej pomocy przekazaną im podczas szkolenia bhp. Okazuje się, że szkolenia nowych pracowników kopalń bywają powierzchowne i za krótkie, a nadzór instruktorów nad młodymi górnikami kończy się zbyt szybko.
Ankietowanych górników pytano również o przypadki zlecania przez osoby z dozoru takich prac, do których wykonywania nie mieli ani kwalifikacji, ani umiejętności.
O ile ze znajomością szeroko rozumianych zasad bezpieczeństwa wśród młodych górników nie jest najgorzej, to już w przypadku wykonywania prac bez odpowiednich ku temu kwalifikacji wyniki ankiety nie nastrajają optymistycznie.
Co dziesiąty z ankietowanych górnik przyznał, że przynajmniej raz w tygodniu kierowany jest przez przełożonych do wykonywania prac niezgodnych z jego kwalifikacjami czy umiejętnościami. Co czwarty natomiast otrzymuje takie polecenie przynajmniej raz w miesiącu. Najczęściej do przyjmowania takich zleceń przyznawali się pracownicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego.
Dlaczego tak się dzieje? Tu zgodni są górnicy, związkowcy, przedstawiciele górniczych spółek i WUG-u. W kopalniach brak wykwalifikowanych fachowców, a fedrować trzeba, więc sięga się po tych, których aktualnie ma się do dyspozycji. Nawet jeśli jest to na bakier z przepisami - tłumaczą.
W górnictwie coraz częściej pracują ludzie bez przygotowania i kwalifikacji - wynika z badań Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. Tymczasem bezpieczeństwo w kopalniach zależy w dużej mierze właśnie od tego, czy górnik zna dobrze swój fach. Na dole nie ma miejsca dla amatorów.
Z czego wynika ta zła sytuacja? Otóż po okresie zapaści i braku przyjęć do pracy w kopalniach, ostatnie lata przyniosły radykalny zwrot. Rosnąca koniunktura na węgiel w połączeniu z dużą liczbą odchodzących na emerytury górników sprawiła, że kopalnie zaczęły gorączkowo rozglądać się za nowymi pracownikami. Kompania Węglowa zamierza zatrudnić w tym roku ponad cztery tysiące górników (w ubiegłym roku była to liczba niemal dwa razy wyższa). W Katowickim Holdingu Węglowym pracę znajdzie w tym roku około 2200 osób. Rośnie zatem odsetek górników o stażu pracy, który nie przekracza czterech lat - w Kompanii Węglowej stanowią oni ok. 20 procent, w KHW ok. 11,5 proc. załogi.
Choć kilka lat temu reaktywowano klasy górnicze w szkołach ponadgimnazjalnych, to większość górniczego "narybku" stanowią ludzie, którzy o górnictwie wiedzą niewiele, a na pewno zbyt mało. Dopiero w kopalniach uczą się więc swego fachu.
Od ubiegłego roku górnicze spółki stosują jeden model szkolenia: po wstępnym kursie następuje trzymiesięczna adaptacja w oddziale (w tym czasie młody górnik ma mieć swojego opiekuna) zakończona komisyjnym egzaminem sprawdzającym znajomość zasad bezpieczeństwa. Wcześniej każdy z pracodawców szkolił górników według własnego pomysłu. Z jakim efektem? To właśnie miała sprawdzić przeprowadzona przez Wyższy Urząd Górniczy ankieta. Co dziesiąty górnik ocenił w niej swoją znajomość zasad postępowania w sytuacjach awaryjnych, bądź udzielania pomocy poszkodowanym jako niską (w niektórych zakładach jest to nawet jedna trzecia badanych). Najgorzej w ankiecie zaprezentowała się kopalnia Zofiówka (Jastrzębska Spółka Węglowa), gdzie co piąty z ankietowanych górników zadeklarował niski poziom wiedzy w zakresie zachowania się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia i taka sama ich liczba przyznała, że nie ma pojęcia o zasadach udzielania pomocy poszkodowanym w wypadkach.
- Martwi mnie, że osoby z niższego dozoru, głównie sztygarzy zmianowi, kierują górników do prac niezgodnych z ich kwalifikacjami. Wydając takie polecenia z góry zakładają łamanie przepisów - mówi Cezary Kula, dyrektor departamentu warunków pracy Wyższego Urzędu Górniczego.
Najczęściej do przyjmowania takich zleceń przyznawali się pracownicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego. Ryszard Fedorowski, rzecznik KHW, nie chciał komentować wyników ankiety, zaskoczenia nie kryła natomiast Katarzyna Jabłońska- Bajer z JSW. - Od lat budujemy system bezpieczeństwa. Sztygarzy znają regulamin i ponoszoną za swe decyzje odpowiedzialność. Przypomnimy im jednak, by zwracali większą uwagę na to, aby kierowali swych podwładnych na stanowiska zgodne z ich kwalifikacjami - zapowiada.
Przedstawiciele WUG-u są zdania, iż taka sytuacja to skutek braku wykwalifikowanych fachowców: przez lata kopalnie nie przyjmowały nowych pracowników, którzy zastąpiliby odchodzących na emerytury doświadczonych górników, więc powstała pokoleniowa luka - tłumaczą.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?