Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O zmywarce farorza i nie tylko

Michał Smolorz
Zaprzyjaźniony farorz zaprosił mnie na obiad. Przy deserze pochwalił się, że kupił najnowocześniejszą zmywarkę do naczyń za astronomiczne pieniądze.

W zamian ma zagwarantowane super-dokładne mycie, suszenie, nabłyszczanie i konserwację zastawy, a przy tym oszczędność energii i wody. I wreszcie ochronę środowiska, bo ścieki są filtrowane i neutralizowane. Zajrzałem do kuchni. A tam gospodyni myła gary i talerze w... starym żeliwnym zlewozmywaku, zaś ultranowoczesna zmywarka służyła jej jako stolik pod wielką miednicę, do której odkładała ociekające naczynia.

Przypomniałem sobie ten epizod, kiedy siedziałem na widowni katowickiego Centrum Sztuki Filmowej podczas premiery filmu "Karol Stryja - Ślązak, który zdobył cały świat". Niedawno Instytucja Filmowa Silesia Film wydała z publicznych środków grube miliony na budowę tego centrum; kolejne miliony poszły na jego wyposażenie w najnowocześniejszy sprzęt, którego parametry przyprawiają o zawrót głowy. I oto Silesia Film, współproducent filmu, na który również wydano z wojewódzkiej kasy wielkie pieniądze, organizuje uroczystą premierę.

Na widowni kilkaset osób: twórcy, rodzina, współpracownicy i przyjaciele bohatera filmu, katowicki high-life. Wszyscy w napięciu czekają na konfrontację dzieła z publicznością. A tu z ekranu lecą jakieś szmaty i farfocle, film przerywa, szarpie, dostaje czkawki. Normalka, po prostu wybitni fachowcy z Centrum Sztuki Filmowej, dysponujący aparaturą za miliony, która leży sobie spokojnie na półkach przykryta kurzem, puścili film... z amatorskiego dysku za kilka złotych. Nie wiem, jak czuli się twórcy, nietrudno się domyślić. Znam autorkę filmu, która temu dziełu poświęciła całą swoją duchową energię ostatnich miesięcy. Znam autora zdjęć, wybitnego, doświadczonego operatora, który cyzeluje każde ujęcie, gdzie ważny jest promyk światła, aby obraz był doskonały. Znam montażystę, który jest fachowcem zwracającym wielką uwagę na technologiczną doskonałość dzieła. I po miesiącach ofiarnej pracy wszyscy oni patrzą na ekran i zamiast wycyzelowanych, dopieszczonych obrazów widzą totalny szajs z amatorskiego nośnika, zamazany, zabełtany, skopany. Bo ktoś pracujący w firmie pod dumną nazwą CENTRUM SZTUKI FILMOWEJ poszedł na łatwiznę. Co się będzie męczył z profesjonalnym sprzętem, którego instrukcji obsługi nie przeczytał... Jakby miał kasetę VHS, to by puścił z kasety, jak w gminnym domu kultury. Co tam szacunek dla cudzego dzieła i dla premierowej widowni!

To nie jest, niestety, pojedynczy wypadek przy pracy. To absolutna kwintesencja tego, co dzieje się w Silesii Film od kilku lat. Ryba psuje się od głowy, co w przypadku tej firmy sprawdza się idealnie. Na czele publicznej instytucji filmowej, utrzymywanej z marszałkowskiego budżetu, stoi pani, która o jej istocie nie ma zielonego pojęcia. Równie dobrze mogłaby zarządzać barem mlecznym. Pardon, jednak nie! Do zarządzania barem mlecznym trzeba mieć książeczkę zdrowia, w Silesii Film nawet to nie jest wymagane.

Głównym zajęciem pani kierującej tą firmą jest posłuszne noszenie torebki za swoją możną protektorką, która posadziła ją w tym fotelu i konsekwentnie osłania przed złym światem. Kto więc ma wymagać od personelu Centrum Sztuki Filmowej elementarnej fachowości? Utopione w murach i sprzęcie miliony gnuśnieją, imponujące nabytki służą głównie jako dekoracja. Niedawno ta sama pani (za poduszczeniem możnej protektorki) wystawiła się na pośmiewisko kuriozalnym doniesieniem do prokuratury na kierownika kina, który nagradzał panie w minispódniczkach ulgowymi biletami. Chwilę później (czy też za wiedzą swojej możnej protektorki?) skompromitowała się sprzedażą za psie pieniądze chorzowskiego kina prywatnemu nabywcy. Wówczas wicemarszałek od kultury "stracił do niej zaufanie", co miało skutkować jej odwołaniem. Ale szybko (czyżby też za przyczyną możnej protektorki?) zaufanie odzyskał. Nie minęło kilka tygodni i znów mamy nowy skandal wokół Silesii Film (w obecności możnej protektorki, która - a jakże - przemówiła i chyba tylko to się w tej sprawie liczyło).

Przepraszam opisaną na wstępie gospodynię farorza. Wprawdzie nie skorzystała z zakupionej przez pryncypała superzmywarki, ale naczynia były przynajmniej dobrze umyte, choćby i w zlewozmywaku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!