Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żart w normalnym kraju

Regina Gowarzewska-Griessgraber
Fedorowicz: Żeby robić show nie potrzebuję 100-osobowej orkiestry, czołgów i 40 tysięcy tancerek na lodzie
Fedorowicz: Żeby robić show nie potrzebuję 100-osobowej orkiestry, czołgów i 40 tysięcy tancerek na lodzie Mikołaj Suchan
O tym, czy w ciągu minionych 20 lat zmieniło nam się poczucie humoru, o Lechu Wałęsie jako symbolu naszych czasów i o różnych obliczach Instytutu Pamięci Narodowej z satyrykiem Jackiem Fedorowiczem rozmawia Regina Gowarzewska-Griessgraber

Jedna z najbardziej znanych i zarazem symbolicznych pana grafik, czyli "Portret nieznanego mężczyzny z II połowy XX wieku " przedstawia Lecha Wałęsę. Gdyby dziś miał pan stworzyć podobny symbol naszych czasów, kogo umieściłby pan na portrecie nieznanego człowieka z pierwszej połowy XXI wieku?

Byłby to nadal Lech Wałęsa. Ostatnio ten rysunek przypomniano, gdy ruszyła akcja wymazywania Wałęsy z historii. Całą akcję nazywam tak subiektywnie i nie bezstronnie. Na nowym obrazku dalej byłby Lech Wałęsa, co stanowiłoby zjadliwy komentarz do działalności ludzi, którzy chcą z niego uczynić właśnie człowieka nieznanego. Innej postaci symbolizującej nasze czasy nie znajduję.

Przez lata miał pan okazję występować, w zależności od zmieniającej się sytuacji politycznej, w różnych miejscach. Od salek parafialnych, po Telewizję Polską. Czy razem ze zmianami w polityce, ludziom zmienia się poczucie humoru?

Nie. Natura ludzka jest niezmienna. Nie widzę specjalnych różnic w odbiorze dowcipów. Wydaje mi się, że wszystko zależy od artysty, a nie od publiczności. Zasada jest prosta. Artysta musi mówić o tym, co obchodzi publiczność.

A co ją dzisiaj obchodzi?

Bardzo wiele różnych rzeczy, tak jak to jest w normalnym kraju. Nie można wszystkich siedzących na krzesłach określać jednym mianem - "publiczność". W normalnym kraju, powtórzę, publiczność bywa bardzo różnorodna. Są grupy zainteresowane wyłącznie wyśmiewaniem się z polityków, innych to odrzuca i wolą obserwacje obyczajowe. Dobrze, jeżeli satyryk ma szansę trafić do wybranej przez siebie niszy.

Podkreśla pan, że tak dzieje się w normalnym kraju. To Polska jest już normalna?

Oczywiście, że tak. Mieści się w normie krajów samodzielnych. Nie rozumieją tego osoby znacznie ode mnie młodsze. Ja jestem naznaczony życiem przez 50 lat w kraju niesamodzielnym, któremu narzucano wszystko, co obce. To, co nastąpiło po odrzuceniu uzależnienia mieści się w określeniu "NN", czyli "nareszcie normalnie".
To chyba ta normalność namieszała w pana pracy. Ostatnio znacznie większą popularność od politycznych, mają kabarety posługujące się pure nonsensem czy wręcz paranoją. Czy to oznacza, że ludzie już nie chcą śmiać się z polityki? A może to politycy wystarczająco ich śmieszą?

Prawda, że mniejsza liczba ludzi interesuje się satyrą polityczną. To jednak zwyczajna sytuacja w normalnych społeczeństwach. Dawniej wielkie zainteresowanie było wręcz wynaturzone. Co do naszych polityków, mogą być nadal wdzięczną pożywką.

Przychodzi panu oceniać nowe młode kabarety, chociażby na krakowskiej PACE. Jaki poziom prezentują dziś artyści tego nurtu?

Jako juror staram się zapominać o swoich uwarunkowaniach i zainteresowaniach. Staram się uczciwie i obiektywnie oceniać, co dowcipne, a co nie. Co tanie, a co wyraziste i wyrafinowane. Gdzie kryją się na przykład sprzeczności z językiem polskim...

Czy zdarza się, że pana, mistrza ciętej puenty, młode kabarety zaskakują?

Bardzo często. Niezwykle zaskoczył mnie kiedyś kabaret Fraszka z Warszawy. Może nie powinienem zdradzać ich patentu, ale to było na tyle dawno, że pewnie ograli już ten numer. Zrobili program grając tekst od końca do początku. Gdyby ktoś mi powiedział teoretycznie,że coś takiego zobaczę, nie uwierzyłbym. Tymczasem byłem zachwycony. Oprócz tego - Neo-Nówka. Wbrew swoim zasadom zachwyciłem się obscenicznymi słowami, które padły ze sceny. Zawsze tępiłem brzydkie słowa, nie dlatego, że jestem świętoszkiem. Uważa-łem jednak, że inteligentny twórca nie musi iść na łat-wiznę. Tymczasem zachwyciła mnie puenta jednego z dialo-gów Neo-Nówki, gdzie na koniec pada najordynar-niejsza wiązanka. Była tak sensownie podprowadzona, że w tamtym miejscu nie mogły zabrzmieć inne słowa. Zawsze zaskakuje mnie coś dobrego, co widzę, słyszę po raz pierwszy.

Po dłuższym rozwodzie z telewizją, teraz będziemy mogli oglądać pana satyryczne komentarze polityczne w Telewizji Silesia. Skąd wziął się pomysł na ten program?

Powstał w sposób naturalny i najprostszy. Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej wziął ode mnie wystawę moich rysunków sprzed ćwierćwiecza, z lat 80. - moją prosolidarnościową propagandę. Zaczął ją prezentować w różnych miejscach. To oczywiste, że zacząłem jeździć na otwarcia, które przeradzały się w formę spotkań autorskich. Mam taką pasję, żeby z ludźmi rozmawiać o rzeczach aktualnych, zamiast wspominać "jak to drzewiej działaliśmy w podziemiu". Zacząłem snuć refleksje o tym, co się dzieje teraz wokół nas. Zorientowałem się w pewnym momencie, że trafia to do dosyć wąskiego grona. Jak każdemu artyście, zakochanemu w sobie, zrobiło mi się żal tekstów, które dosyć szybko się dezaktualizowały. Pomyślałem, że gdzieś to trzeba umieszczać. Prezentować szerszej publiczności. Naturalnym miejscem wydała mi się Telewizja Silesia.
I tak IPN ma wpływ na rozwój satyry w naszym regionie.

Instytut Pamięci Narodowej, jak widać, ma różne oblicza. Nie jestem z IPN-em, kiedy ten walczy z Wałęsą. Natomiast jestem z nim, kiedy upowszechnia wiedzę historyczną. Moja wystawa to przecież już element historii. Doszło do tego, że jestem zabytkiem.

Jak chce pan, żeby wyglądał program "Jacek Fedorowicz na bieżąco"?

To bardzo skromny program. Taki, jak historia jego powstania. Zaczęło się od tego, że pojechałem do Tarnowskich Gór, do Galerii "Natynku", gdzie właśnie zawieszono moją wystawkę. Miałem ze sobą kamerę, nacisnąłem "record" i już...

Chciałbym, żeby właśnie skromność formy wyróżniała mój program od wszystkich tych, gdzie najmniejszym podmiotem wykonawczym jest 100-osobowa orkiestra, czołgi z girlandami na lufach i czterdzieści tysięcy tancerek na lodzie.

Rozmawialiśmy o tym, jak zmienia się podejście do humoru i satyry. A co najbardziej bawi Jacka Fedorowicza?

Buster Keaton.

Dlaczego?

A bo ja to wiem? Po prostu!

Z telewizji do"drugiego obiegu" i z powrotem

Jacek Fedorowicz -popularny satyryk i aktor. Znamy go m.in. z filmów "Nie ma różny bez ognia", "Motodrama" czy "Kochajmy syrenki". Studiował na Wydziale Malarstwa w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Był aktorem studenckiego teatru Bim-Bom w Gdańsku. W latach 1963-71 był współtwórcą cyklicznych programów rozrywkowych w Telewizji Polskiej, m. in. "Poznajmy się", "Małżeństwo doskonałe". To również współautor audycji radiowej "60 minut na godzinę". Po ogłoszeniu stanu wojennego zerwał kontakty z państwowymi środkami przekazu. Przez lata był gwiazdą tzw. "drugiego obiegu", gdzie publikował poza cenzurą. Prezentował wówczas także, na bardziej kameralnych spotkaniach, chociażby w salkach parafialnych, m.in. program, który ośmieszał ówczesny dziennik telewizyjny. Od 1995 roku podobną myśl kontynuował na antenie Telewizji Polskiej. W styczniu 2006 roku satyryk odszedł z TVP. Teraz Jacek Fedorowicz pojawia się na antenie Telewizji Silesia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!