Mirella M. została szefową szpitala w Mysłowicach latem ub. roku i pełniła tę funkcję 5 tygodni. Ostatecznie nie podpisano z nią umowy o pracę, bo zdaniem urzędników, nie przedstawiła oryginalnych dokumentów, potwierdzających wykształcenie.
Nie przeszkodziło to staroście w Lublińcu powierzyć jej stanowiska szefa szpitala na próbne 4 miesiące, choć legitymowała się na dodatek starym dowodem osobistym. Straciła stanowisko po 18 dniach, ale od prawie 2 miesięcy pracuje w szpitalu w Świętochłowicach. Tu wprawdzie nie jest dyrektorem, a "jedynie" jest odpowiedzialna za kontakty z NFZ.
Jak to się stało, że 28-letnia kobieta, która nie pokazuje pracodawcom dyplomu, dostaje tak odpowiedzialne stanowiska? W Mysłowicach i w Lublińcu scenariusz wydarzeń był taki sam. Była powoływana na stanowisko dyrektora bez konkursów.
- Ogłosiliśmy konkurs, ale nie przyniósł rozstrzygnięcia. Wtedy pojawiła się pani M. z bogatym CV i postanowiliśmy dać jej szansę - tłumaczy Joachim Smyła, starosta lubliniecki.
Krótkotrwałe i burzliwe rządy pani M. kończyły się konfliktami z lekarzami. W żadnym ze szpitali nie doszło do podpisania umowy o pracę. Mimo to kobieta podejmowała decyzje, także finansowe. Mysłowicka prokuratura już postawiła jej pięć zarzutów. Dyrektor szpitala w Mysłowicach, Piotr Drenda, potwierdza, że chodzi m.in. o zakupy bez wymaganej procedury przetargowej.
- Podczas sprawdzania dokumentów zauważyliśmy, że pani M. podjęła decyzje, które naszym zdaniem przyniosły szpitalowi duże straty, bo nie wszystkie sprawy udało się odkręcić. Zebrany materiał przekazaliśmy prokuraturze - mówi.
Mirella M. kupiła sprzęt okulistyczny za 450 tysięcy zł bez procedury przetargowej. Nie rozliczyła również dwóch zaliczek, po ok. 6 tysięcy zł każda, na delegacje i na zakup sprzętu medycznego. Zdaniem śledczych, powoływała się także na wykształcenie, którego faktycznie nie posiadała. Zarzuty prokuratorskie postawiono też mężczyźnie, który na zlecenie M. dokonywał audytu w szpitalu. Dowiedzieliśmy się, że akt oskarżenia może trafić do sądu jeszcze w tym tygodniu.
- To były zakupy interwencyjne, których trzeba było dokonać, bo ryzykowalibyśmy problemy z NFZ, który wzywał nas do uzupełnienia brakującego sprzętu. Inaczej umowa na niektóre świadczenia mogła być zerwana - tłumaczy się M.
- Mirelli M. grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności - mówi prok. Dariusz Lendo, szef Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach. - Oddzielnym wątkiem jest sprawa podejmowania przez Mirellę M. decyzji w sytuacji, kiedy faktycznie nie doszło do podpisania umowy o pracę. Sprawdzaliśmy również inne placówki, w których wcześniej pracowała i okazało się, że pełniła w nich inne funkcje niż podane w kwestionariuszach osobowych.
Szykują się kolejne zarzuty. W szpitalu w Lublińcu, podczas 18 dni rządów, M. miała pobrać 4 tys. zł zaliczki, laptopa i pieczątkę dyrektora. Jerzy Tomanek, obecny dyrektor tego szpitala, wzywał M. listownie do ich zwrotu, jednak odpowiedzi nie uzyskał. Po konsultacji z prawnikiem powiadomił o sprawie prokuraturę.
- Zaprzeczam i jednoznacznie dementuję. Jeżeli takie doniesienie zostanie złożone, będę tym bardzo zdziwiona - ripostuje M. Jej obecny pracodawca, Grzegorz Nowak, gdy zapytaliśmy go o M., musiał się chwilę zastanowić. Dopiero po chwili skojarzył, o kogo pytamy.
- Poznałem tę panią pod innym nazwiskiem - wyjaśnia dyrektor świętochłowickiej placówki. Z naszych informacji wynika jednak, że nie ma podstaw, by Mirella M. posługiwała się innym nazwiskiem. Nie zmieniała go, ani nie wychodziła za mąż...
- Sprawa jest poważna, zasięgnę oficjalnych informacji - zapowiada Nowak. Potwierdza, że i on nie sprawdzał złożonych przez nią dokumentów.
Mirella M. utrzymuje, że zamieszanie wokół jej osoby jest spowodowane procesem prezydenta Mysłowic, Grzegorza O.
- Mam uzasadnione podstawy do wyrażenia przypuszczenia, że wszystko, co dzieje się wokół mojej osoby, ma na celu wyłącznie całkowite zdyskredytowanie mnie i podważenie wiarygodności jako osoby, która będzie powołana na świadka w procesie, w którym oskarżonym jest prezydent Mysłowic - tłumaczy. Czy będzie zeznawać w sprawie O.?
- Ze względu na dobro śledztwa nie mogę powiedzieć - ucina. Zapowiada jednak, że dziś złoży skargę do Prokuratora Generalnego na działania mysłowickich prokuratorów.
- W moim przekonaniu przekroczono uprawnienia. Postawienie zarzutów to jedno, ale nie do pomyślenia jest, żeby informować media o tym, jakoby zarzuty się potwierdziły przed umożliwieniem mi złożenia wyjaśnień w prokuraturze. Miałam je składać 10 lutego - mówi Mirella M.
Współpraca: Agnieszka Klich, Magdalena Sekuła
Zagadkowe CV
Polska Dziennik Zachodni dotarł do kilku dokumentów, w których Mirella M. podaje, że jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego z 2005 r. oraz Gornośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej.
Katarzyna Łukaszewska z biura prasowego UW stwierdza, że Mirella M. nie widnieje na liście absolwentów tej uczelni. Nie była też, choć tak podaje w CV, wicedyrektorem Centrum Kształcenia Ustawicznego w Tarnowskich Górach, ani Szpitala Wojewódzkiego nr 5 w Sosnowcu.
Miała tam pracować w innym charakterze, co stwierdzają dyrektor CKU, oraz rzecznik prasowy sosnowieckiego szpitala.
Mirella M. mówi, że wszystkie te wątpliwości rozwieje przed sądem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?