Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratujmy życie w takim zakresie, jakim potrafimy

Krystyna Bochenek
fot. Marzena Bugała
O tym, co to jest pierwsza pomoc i jak zachować się będąc świadkiem wypadku z prof. dr. hab. n. med. Krystynem Sosadą, wojewódzkim konsultantem z dziedziny medycyny ratunkowej rozmawia Krystyna Bochenek

Co to jest pierwsza pomoc?

Często słyszymy, nie tylko w mediach, takie określenia, jak pierwsza pomoc medyczna, przedmedyczna czy przedlekarska. Obecnie obowiązuje terminologia zgodna z Ustawą, a mianowicie - pierwsza pomoc. Jeśli mówimy o pierwszej pomocy, to mamy na myśli podstawowe czynności wykonane najczęściej przez świadka zdarzenia, mające na celu ratowanie zdrowia lub życia w przypadku jego zagrożenia. Pierwszą pomoc w zależności od zakresu jej udzielania dzielimy na podstawową, rozszerzoną i kwalifikowaną. Wiedzę i umiejętności w tym zakresie nabywają osoby niezależnie od wykonywanej profesji przechodząc odpowiedni kurs. Nie musi to być medyk, może to być uczeń, student czy osoba starsza. Wyższym szczeblem wtajemniczenia w zakresie działań ratunkowych są medyczne czynności ratunkowe i leczenie ratunkowe. Udzielanie pierwszej pomocy w zakresie rozszerzonym powinni opanować m.in. kierowcy wszystkich kategorii na kursach prawa jazdy, policja, straż miejska, wojsko, nauczyciele oraz te grupy zawodowe, które bezpośrednio pracują w miejscach o dużym zagęszczeniu, jak stadiony, dworce, lotniska, hipermarkety.
Natomiast kwalifikowaną pierwszą pomoc udzielają głównie funkcjonariusze straży pożarnej oraz służby ratunkowe (GOPR, WOPR, TOPR, PCK). Działania ratunkowe zawierające w nazwie słowo "medyczne" zastrzeżone są dla medyków, czyli lekarzy, ratowników medycznych i pielęgniarek.
Tak więc medyczne czynności ratunkowe wykonywane są najczęściej przez Zespół Ratownictwa Medycznego na miejscu zdarzenia. Mam tutaj na myśli przyjeżdżające na sygnale ambulanse P (podstawowe, bez lekarza) lub S (specjalistyczne, z lekarzem). Każdy z nas powinien próbować udzielić pierwszej pomocy przynajmniej w takim zakresie, jakim potrafi. Nawet samo zadzwonienie na numer alarmowy 112 jest już pewną formą udzielenia pomocy. Sprawy te i inne reguluje Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym, której nowelizacja jest już na końcowym etapie opracowania i lada chwila wejdzie w życie.

Co zrobić, gdy jesteśmy świadkami wypadku, którego ofiarą jest nieprzytomna osoba?

Pamiętajmy, że osoba nieprzytomna, leżąca na wznak znajduje się w bezpośrednim zagrożeniu życia. Na skutek zapadnięcia się nasady języka w każdej chwili może dojść do uduszenia się ofiary wypadku. W tej sytuacji należy udrożnić drogi oddechowe. Osoba, która nie potrafi wykonać udrożnienia dróg oddechowych tzw. "chwytem pistoletowym" bez odchylenia głowy, powinna odchylić głowę do tyłu i wysunąć żuchwę do przodu. Następnie musimy sprawdzić obecność lub brak oddechu. W tym celu pomocne są trzy magiczne słowa "nie widzę, nie słyszę, nie czuję". Nie widzę, jak klatka piersiowa się unosi, nie słyszę szmeru oddechowego i nie czuję oddechu na własnym policzku. Na tej podstawie stwierdzamy, ze poszkodowany nie oddycha. Wtedy zaczynamy resuscytację od uciskania klatki piersiowej. Trzeba wykonać 30 uciśnięć dłońmi na środku klatki piersiowej z częstotliwością około 100 uciśnięć na minutę. Następnie wykonujemy dwa oddechy i znowu robimy 30 uciśnięć. Postępujemy tak aż do przywrócenia czynności życiowych, czyli do czasu, gdy poszkodowany zaczyna się ruszać i sam oddychać lub do przyjazdu ambulansu. Jeśli nie mamy przy sobie maseczki foliowej do sztucznego oddychania, to wystarczy chusteczka. Pamiętajmy, że głowa powinna być przez cały czas resuscytacji odchylona do tytułu. Gdy wykonujemy sztuczne oddychanie, nie musimy specjalnie silnie nabierać powietrza, jest to nasz zwykły oddech wynoszący około 500 ml.
Co zrobić jednak, jeśli poszkodowany krwawi z ust lub wymiotuje?

Głowę ofiary przechylamy w bok, aby nie doszło do zachłyśnięcia. Dopuszczalne jest w resuscytacji wykonywanej przez niewyszkolonego świadka zdarzenia tylko uciskanie klatki piersiowej, nawet bez prowadzenia sztucznego oddychania. Wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji z 2005 roku podkreślają znaczącą rolę hemodynamiki, czyli pobudzania krążenia krwi poprzez ucisk klatki piersiowej w pierwszych minutach zatrzymania oddechu i krążenia.

Jak wygląda nasza wiedza na temat udzielania pierwszej pomocy na tle innych państw europejskich?

Po przeprowadzeniu przez pracowników Śląskiego Uniwersytetu Medycznego ankiet wśród różnych grup społecznych i zawodowych na ten temat okazało się, że częstość podejmowania pierwszej pomocy jest na poziomie europejskim. W Polsce 25 proc. społeczeństwa decyduje się na udzielenie pierwszej pomocy, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych czy też innych krajach Europy Zachodniej. Optymistyczne jest jednak to, że nasze społeczeństwo w większości deklaruje chęć uczenia się udzielania pierwszej pomocy, gdyby stworzono im taką okazję.

Jak się ma zachować świadek wypadku komunikacyjnego?

Jeśli prowadzimy samochód i widzimy wypadek, na przykład samochód w rowie, to oczywiście zatrzymujemy się. Najpierw trzeba zadbać o własne bezpieczeństwo, czyli zatrzymać pojazd w bezpiecznym miejscu, np. na poboczu, wyjąć kluczyki ze stacyjki, zaciągnąć hamulec ręczny, nie zostawiać otwartych drzwi, ustawić trójkąt ostrzegawczy w odpowiedniej odległości od miejsca wypadku, włączyć światła awaryjne. Jeśli widzimy w pobliżu innego świadka, to prosimy go, by wezwał pomoc, dzwoniąc na numer 112. W samochodzie ofiary również trzeba wyłączyć silnik, zaciągnąć hamulec ręczny, a kluczyki rzucić na podłogę. Potem podchodzimy do poszkodowanego, ale zawsze od przodu, od jego twarzy. Gdy będziemy podchodzili od tyłu pytając się, co się stało, ta osoba może się odwrócić. A pamiętajmy, że ofiara może mieć uszkodzony kręgosłup szyjny.
Pamiętajmy o uruchomieniu tzw. łańcucha przeżycia, który tak naprawdę decyduje o skuteczności działań ratunkowych. Jego pierwszym, a zarazem najważniejszym ogniwem jest już wcześniej wymieniony świadek zdarzenia, od którego tak naprawdę w głównej mierze zależy życie ludzkie.
To pierwsze minuty w przypadku zatrzymania oddechu i krążenia decydują o przeżyciu. Drugie ogniwo to łączność alarmowa (telefon 112 lub 999). Powiadamiając Centrum Powiadamiania Ratunkowego o zaistniałym wypadku, przywołujemy na miejsce zdarzenia trzecie ogniwo - zespół ratownictwa medycznego. Kolejnym ogniwem jest Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR), do którego powinien trafić pacjent. Pamiętajmy, że jeśli któreś ogniwo "łańcucha przeżycia" nawali, to skuteczność działań ratunkowych znacznie maleje. Możemy mieć najlepszy Szpitalny Oddział Ratunkowy i świetnie wyszkolonego świadka zdarzenia, ale nie mamy na przykład możliwości połączenia się z Centrum Powiadamiania Ratunkowego, a zatem poszkodowanego możemy nie uratować. Jeśli jesteśmy sami i nie mamy łączności, np. w lesie, to przez minutę prowadzimy resuscytację, a następnie dopiero biegniemy po pomoc. Gdy to jest dziecko, to zawijamy je w koc i zabieramy je z sobą. W takich sytuacjach nie ma rozwiązań idealnych. Zawsze wybieramy mniejsze zło.
Co trzeba zgłaszać przy powiadamianiu odpowiednich służb?

Jest to bardzo istotny problem. Absolutnie nie można powiedzieć przez telefon: Proszę szybko przyjechać, bo zdarzył się wypadek, a następnie rozłączyć się. To nie jest powiadomienie. Nie wolno pierwszemu się rozłączać. Należy przede wszystkim zgłosić, ilu jest poszkodowanych, czy się ruszają, należy określić mechanizm wypadku (czy było to zderzenie czołowe, z drzewem, czy poszkodowany wypadł przez szybę, itp.), gdyż te okoliczności mogą świadczyć o ciężkości obrażeń ciała. Następnie należy określić miejsce wypadku, nie zawsze jest możliwe podanie precyzyjnie miejsca zdarzenia, ale starajmy się podać np. dwie godziny drogi od wjazdu na autostradę w danej miejscowości, kierunek jazdy, np. okoliczne widoczne obiekty, gdyż każdy szczegół jest bardzo ważny. Potem podajemy swoje imię i nazwisko oraz numer telefonu. Dlaczego? W tym celu, iż dyspozytor medyczny będzie nami kierował, mówił, co mamy robić, jak się zachowywać w stosunku do poszkodowanych do momentu przyjazdu ambulansu. Wynika z tego, że jeżeli ktoś nawet nie potrafi udzielić pierwszej pomocy, to otrzyma wskazówki od dyspozytora, iż ma odchylić głowę ofiary, uciskać klatkę, itd.

Co zrobić natomiast w sytuacji, gdy zobaczymy potrącenie pieszego?

Nasze zachowanie powinno być identyczne. Każda osoba w stanie zagrożenia życia, niezależnie od przyczyny, potrzebuje takiej samej pomocy jak ofiara wypadku komunikacyjnego.

Jak rozpoznać atak padaczki i jak się wtedy zachować?

Atak padaczki, choć robi dramatyczne wrażenie na świadku zdarzenia, często nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia dla chorego. Chory traci przytomność, bywa, że wcześniej czuje zbliżający się atak padaczki poprzez osłabienie, drętwienie kończyn. Nie wolno wtedy hałasować, wywoływać paniki, ale trzeba zachować spokój. Jedyne, co można zrobić w tej sytuacji, to zabezpieczyć chorego przed urazami, które mogą wystąpić w czasie ataku drgawek. U chorego leżącego podkładamy pod głowę coś miękkiego, nasz sweter czy marynarkę. Czekamy do końca ataku, który sam mija. Po nim osoba może być głęboko nieprzytomna, dlatego kładziemy ją na boku w pozycji bezpiecznej, aby nie doszło do zapadnięcia nasady języka. Obserwujemy osobę, patrzymy czy oddycha.

Często słyszy się, że w czasie wypadku komunikacyjnego, ofiara jest uwięziona w samochodzie. Co wówczas ma zrobić świadek zdarzenia?

Najpierw podchodzimy do poszkodowanego i patrzymy, czy jest świadomy, czy oddycha i czy może z nami rozmawiać. Gdy tak jest, to dzwonimy po pomoc, wtedy najszybciej przyjeżdża wóz techniczny straży pożarnej, który za pomocą odpowiedniego sprzętu, uwolni poszkodowanego. Jednak nawet na siedząco, jeśli osoba jest nieprzytomna, można udrożnić drogi oddechowe. Oczywiście szansa na przeżycie takiej osoby będzie mniejsza, ale pomocy należy udzielić.
Jak wyciągnąć poszkodowanego z samochodu, żeby nie uszkodzić mu kręgosłupa?

Jeśli osoba nie jest zakleszczona i przytomna, rozmawia z nami, to dzwonimy po pomoc. Nieprzytomną osobę zawsze wyciągamy, kładziemy na trawie czy ziemi i przystępujemy do sprawdzenia oddechu, a następnie do resuscytacji. Jest pewien sposób wyciągania osób z samochodu, tak, by zabezpieczyć kręgosłup szyjny. Stosujemy wówczas tzw. manewr Raudkego. Głowę chorego opieramy na naszym ramieniu, nasz tułów będzie zastępował stabilną deskę.

Co to jest złota godzina? Czy w przypadku medycyny ratunkowej również używa się takiego pojęcia?

Jest to czas, w którym istnieje potencjalna szansa na uratowanie poszkodowanego. Nie zawsze oznacza pełne 60 minut. Najlepiej, żeby czas od wypadku do udzielenia specjalistycznej pomocy szpitalnej, np. do czasu rozpoczęcia operacji wyniósł 30 - 40 minut. Wówczas statystycznie chory ma największe szanse na przeżycie. Pamiętajmy, że z każdą minutą opóźnienia resuscytacji szansa na uratowanie osoby poszkodowanej zmniejsza się o 7 do 10 proc., czyli już po kilku minutach uratujemy zaledwie połowę poszkodowanych. Od świadka zdarzenia zależy więc życie ludzkie. Nigdy nie wiadomo, czy my, którzy udzielamy dzisiaj pomocy, sami nie będziemy jej potrzebowali w przyszłości.

Jak w dużych skupiskach ludzi, np. w hipermarketach, powinna być zorganizowana pierwsza pomoc?

Pracownicy lotnisk, dużych sklepów, kolei, strażnicy miejscy czy policjanci powinni przejść kurs udzielania pierwszej pomocy. Według znowelizowanej Ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, takie kursy będą obowiązkowe i pracodawca będzie musiał zapewnić środki na takie szkolenia. Ostatnio sporo mówi się w mediach o automatycznych defibrylatorach, które pojawiają się już w niektórych publicznych miejscach. Trzeba umieć je obsłużyć, gdyż one często ratują życie. Ale żeby tego się nauczyć, trzeba przynajmniej raz spróbować ich użyć podczas ćwiczeń. Oprócz defibrylacji nadal bardzo ważna jest resuscytacja, którą powinniśmy umieć wykonać.

Jak dzisiaj wygląda sprawa dostępności do defibrylatorów?

Od kilku lat mówi się o powszechnej dostępności i stosowaniu defibrylatorów automatycznych w miejscach, w których ich użycie jest wskazane. W Stanach Zjednoczonych wymyślono i sprawdzono, że jeżeli w ciągu dwóch lat zdarzyło się, że defibrylator był przynajmniej raz potrzebny w danym miejscu, to on powinien być tam na stałe. Jeśli taka sytuacja nie zdarzyła się w ciągu trzech czy czterech lat, to Amerykanie zwykle nie wprowadzają tam sprzętu. Te kryteria sprawdzają się też w Polsce, przybywa u nas takiego sprzętu, podobnie jak osób, które potrafią go obsłużyć. Stawiamy głównie na młodzież i powszechną edukację, dlatego zajęć z udzielania pierwszej pomocy powinno być w szkołach jak najwięcej. Takie ABC resuscytacji powinno być też ciągle pokazywane w mediach.

Co zrobić, gdy zobaczymy u rannego po wypadku mnóstwo krwi?

Trzeba przede wszystkim się przełamać, gdyż wiele osób nie może patrzeć na krew. Jeżeli ktoś znacznie krwawi, np. z rany podudzia w wyniku uszkodzenia żylaków, to wystarczy rannego położyć, unieść kończynę dolną do góry i na ranę przyłożyć opatrunek uciskowy. Generalna zasada w udzielaniu pierwszej pomocy osobom z krwawiącymi ranami niezależnie od tego, czy jest to krwawienie tętnicze czy żylne, polega na założeniu opatrunku uciskowego na miejsce krwawienia. Nie stosujemy już dzisiaj opasek uciskowych powyżej miejsca krwawienia, gdyż możemy doprowadzić do niedokrwienia kończyny, a w konsekwencji do jej amputacji.Czasami krwawienie wygląda groźnie, ale nie jest duże. Wiele osób obawia się zakażeń. Trzeba więc założyć rękawiczki z apteczki samochodowej. Możliwość zakażenia jest minimalna, musielibyśmy mieć sami ranę i mieć dłuższy kontakt z krwią.
Czy można rozpoznać krwawienie wewnętrzne i jak wtedy postępować?

Krwawienie wewnętrzne jest o wiele bardziej niebezpieczne i trudniejsze do opanowania niż zewnętrzne. Ono prowadzi do wstrząsu krwotocznego. Pacjent jest osłabiony, powoli traci przytomność, jest blady, spocony, ma szybkie tętno. Spada mu także ciśnienie tętnicze krwi. Trzeba ocenić podstawowe czynności życiowe poszkodowanego. Resuscytację możemy rozpocząć jedynie w przypadku braku czynności życiowych. Trzeba szybko wezwać specjalistyczną pomoc.

Prof. dr hab. n. med. Krystyn Sosada

Jest specjalistą chirurgii ogólnej, medycyny ratunkowej i zdrowia publicznego.

Studia ukończył w Śląskiej Akademii Medycznej na Wydziale Lekarskim w Zabrzu w 1979 roku. Po studiach podjął pracę w III Katedrze i Klinice Chirurgii Ogólnej w Bytomiu. W latach 2000 - 2005 był kierownikiem Katedry Medycyny Ratunkowej i Oddziału Klinicznego Chirurgii Urazów Wielonarządowych w Bytomiu.

Od 2005 roku kieruje Katedrą i Oddziałem Klinicznym Chirurgii Ogólnej, Bariatrycznej i Medycyny Ratunkowej w Zabrzu. W latach 2000 - 2005 pełnił kolejno funkcje prodziekana i dziekana Wydziału Zdrowia Publicznego Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach. Jest konsultantem wojewódzkim w dziedzinie medycyny ratunkowej i wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. Jest też członkiem Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia. Od 2002 roku jest członkiem zespołu ekspertów ministra zdrowia w dziedzinie medycyny ratunkowej. W 2008 roku uzyskał tytuł naukowy profesora.

Autor 340 publikacji naukowych krajowych i zagranicznych. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi i Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Wśród licznych zainteresowań naszego gościa na plan pierwszy wysuwa się aktywny wypoczynek, szczególnie żeglarstwo i narciarstwo. W wolnym czasie gra na gitarze i fortepianie. Żona prof. Sosady jest również lekarzem - ordynatorem oddziału laryngologii dziecięcej w Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Bytomiu. Mają 25-letnią córkę, absolwentkę Wydziału Lekarskiego w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!