Sami oskarżeni też zgodnym chórem powtarzali, że nie strzelali do ludzi.
Wczoraj zakończyła się dwudniowa rozprawa odwoławcza od wyroku skazującego członków plutonu specjalnego ZOMO na kary 11 oraz 2,5 i 3 lat więzienia. Katowicki Sąd Apelacyjny zapowiedział, że ogłosi wyrok dopiero 24 czerwca ze względu na zawiłość sprawy.
Pacyfikacja Wujka w pierwszych dniach stanu wojennego należała do najtragiczniejszych. Śmierć od kul poniosło 9 górników, a 21 zostało postrzelonych. Od ponad 15 lat wymiar sprawiedliwości nie może poradzić sobie z rozstrzygnięciem tej sprawy. Dowody są tylko poszlakowe. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy, nikt ze świadków nie rozpoznał w nich strzelców sprzed 27 lat.
- Rozumiem rozgoryczenie i ból ofiar. Rozumiem pretensje do wymiaru sprawiedliwości, że przez tyle lat nie wskazał sprawców. Emocje, choć są najsłuszniejsze, nie mogą nam przesłonić przestrzegania prawa - mówił mecenas Leon Krasoń. Zakwestionował - nie on jeden - zarzut, jaki postawiono plutonowi specjalnemu: udział w bójce z użyciem broni palnej. - Jeśli to była bójka, to dlaczego na ławie oskarżonych nie ma pozostałych kilkuset zomowców, którzy w pacyfikacji także uczestniczyli - dodaje Krasoń.
Inny adwokat dodał, że taka konstrukcja oskarżenia nie przystaje do wagi tej sprawy i prowadzi do absurdów. Przecież zomowcy nie bili się sami ze sobą. A w takim razie na ławie oskarżonych powinni być również górnicy. Po tych słowach na miejscach dla publiczności zawrzało gniewem.
- Ja już odsiedziałem swoje za udział w tym strajku - przypomniał później Stanisław Płatek, górnik, który został ranny podczas tych wydarzeń. - Sądzono mnie w trybie doraźnym, z gipsem na ramieniu i proces się skończył w ciągu miesiąca.
Niewątpliwie jest to trudna do rozstrzygnięcia sprawa. Nie da się bowiem zindywidualizować winy poszczególnych oskarżonych, bo nie ma dowodów skutecznie zatartych tuż po akcji w kopalni Wujek. Skoro jednak zomowcy zgodnie milczą, choć oni wiedzą, kto zawinił, skazani zostali wszyscy - i ci, co strzelali do ludzi, i ci co być może nawet broni nie podnieśli do góry. Ta odpowiedzialność grupowa była najczęściej krytykowana przez obrońców. - Nie ma takiego przestępstwa: przynależność do plutonu specjalnego - mówił mec. Marek Lubelski. Przypomniał również, że już w czasie procesu z akt tej sprawy zginęły istotne dowody, m.in. mapa sytuacyjna kop. Wujek.
Obrońcy kwestionowali wiarygodność "kluczowego" dowodu z zeznań tzw. taterników, którzy tuż po akcji szkolili w Tatrach katowicki specpluton i rzekomo słyszeli z ich rozmów, kto strzelał.
- Nigdy nie wyjaśnili przekonująco, dlaczego ujawnili się z tą wiedzą tak późno - mówił mecenas Michał Koniczyński.
Z ostrożności procesowej obrońcy wnosili o ewentualne skierowanie sprawy do ponownego, czwartego rozpoznania. Jeden tylko adwokat prosił o łagodniejszą karę dla swojego klienta.
Ripostowała wzburzona Janina Stawisińska, której 21-letni syn został zastrzelony. - Same niewinne anioły na ławie oskarżonych. To od czyich kul zginął mój syn? - pytała. - Ilu zginęło zomowców z rąk górników? Żaden. Górnicy nie mieli czołgów, armatek wodnych, helikoptera, broni palnej. I kto kogo napadł w tej kopalni? My nie chcemy, żeby oskarżonych wieszano, ale by zapadł wyrok sprawiedliwy. Niech odpowiedzą za swoje czyny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?