Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rod Stewart nie próżnował i wrócił do swoich korzeni. 14 września koncert w Rybniku

Ola Szatan
Nowa płyta nosi tytuł "Tome"
Nowa płyta nosi tytuł "Tome" mat. prasowe
14 września na stadionie w Rybniku wystąpi Rod Stewart. Zanim legendarny Szkot zaśpiewa dla nas swoje przeboje warto przeczytać jego pierwszą, bardzo barwną autobiografię i posłuchać nowej płyty. Obie ukażą się 7 maja. Pisze Ola Szatan

Wszystko wskazuje na to, że byłem dzieckiem z wpadki, jakąś pomyłką lub niedopatrzeniem w sferze planowania rodziny. Posługując się terminologią tenisową, można by to nazwać "niewymuszonym błędem". Czym innym bowiem można wytłumaczyć fakt, iż czterdziestodwuletni Bob i trzydziestodziewięcioletnia Elsie Stewart, mając do wykarmienia czwórkę dzieci, z których najmłodsze miało już prawie dziesięć lat, nagle zdecydowali się na jeszcze jednego potomka. I to na dodatek podczas drugiej wojny światowej - napisał na początku swojej autobiografii Rod Stewart (urodzony 10 stycznia 1945 roku).
Wyjątkowej, bo legendarny muzyk po raz pierwszy opowiada szczerze o swoim życiu i nietuzinkowej karierze muzycznej. Autobiografia "Rod" ukaże się na polskim rynku już 7 maja, nakładem wydawnictwa Pascal.

Zadatki na showmana

Kiedy pojawił się rock'n'roll w jego życiu? Na pewno nie w szkole, a powód był prozaiczny. Rod Stewart był uczniem dość sumiennym. Nie lubił opuszczać lekcji, bojąc się, że nie nadąży z materiałem, dlatego rzadko chodził na wagary i starał się unikać kłopotów. No i nie miał zadatków na showmana. Pewność siebie zyskał dopiero z czasem, gdy zaczął grać w zespołach.

Na piętnaste urodziny tata podarował Stewartowi hiszpańską gitarę z frędzlami - to były pierwsze zwiastuny jego przyszłej kariery. A ta, wbrew pozorom, nie od początku była usłana różami.

- Pod koniec lat 60. wśród przedstawicieli przemysłu nagraniowego istniało, mam wrażenie, przekonanie, że mam coś do zaoferowania. Miałem 24 lata, a właściwie 25, a przecież nawet Paul McCartney mawiał, że dałby sobie spokój ze śpiewaniem, gdyby nie odniósł sukcesu przed dwudziestką. Ja miotałem się już od ponad siedmiu lat. W tym czasie Beatlesi zdołali dotrzeć na sam szczyt i praktycznie odejść w cień. Stonesi, których oglądałem kiedyś w zadymionych salkach na tyłach pubów, a później śpiewałem przed ich występem w London Palladium, stali się sławni i ruszyli na podbój świata. Tymczasem każdy z zespołów, w których dotąd występowałem, prędzej czy później się rozpadał - napisał w swej autobiografii.

Hotelowe demolki

Do najbardziej rozrywkowych okresów w bogatej historii Roda Stewarta z pewnością należał ten spędzony z kolegami z zespołu The Faces (grał w nim też m.in. Ronnie Wood, dzisiejszy gitarzysta Rolling Stonesów). Szkot w pasjonujący sposób opisuje m.in. ich wybryki. A tych nie brakowało.
Demolowanie hoteli szybko przysporzyło jego zespołowi złej sławy. Ale, jak twierdzi sam Rod, nie chodziło o bezmyślne niszczenie, a twórcze przeróbki.

Bo czym innym można nazwać wyniesienie wszystkich mebli z pokoju i ustawienie ich zgodnie ze swoim przeznaczeniem, na przykład na korytarzu, balkonie czy w hotelowym ogrodzie?

Albo historie z dwóch tras koncertowych w Ameryce, które miały miejsce w 1970 roku. Wśród popisowych numerów z tamtego czasu był ten z wy-pchaniem hotelowej windy materacami, a następnie wysłanie jej z tym ładunkiem na parter. Zwolenników miało też wykręcanie śrub łączących ramy łóżka albo usuwanie mikrofonu ze słuchawki telefonicznej w pokoju hotelowym.
Kolejną przyczyną napiętych stosunków pomiędzy zespołem The Faces a hotelarzami był dość osobliwy zwyczaj muzyków zapraszania publiczności do hotelu po zakończeniu koncertu. W tym procederze brylował, rzecz jasna, Rod.

- Zaproszenie padało z moich ust jeszcze na scenie i zawierało dokładny adres i piętro, na którym mieszkamy. W efekcie zdarzały się wieczory, że w korytarzach hotelowych tłoczyły się setki fanów, z których większość, trzeba im przyznać, zachowywała się bardzo przyzwoicie - wspomina na łamach książki przebojowy Szkot.

Kiedy zabawa rozkręcała się już na dobre, wesołej ekipie zdarzały się a to kąpiele nago w basenie, albo praktyki seksualne w zaciszu hotelowego pokoju. Czasem wynikały z tego zabawne (ale raczej tylko dla jednej strony) sytuacje.

Pewnego razu, gdy koncertowali razem z Deep Purple, Rod podał ze sceny adres ich hotelu zamiast tego, w którym był zameldowany. I nie trzeba dodawać, że nie zostało to dobrze odebrane...

Nietrudno też zgadnąć, że wybryki The Faces były dość kosztowną zabawą. Nie było niczym nadzwyczajnym, gdy ich menedżer chcąc uregulować należność za pobyt w hotelu, otrzymywał rachunek przykładowo za "remont dziewiątego piętra". Zaś w jednej z sieci hoteli muzycy dostali nawet zakaz rezerwacji pokoi. Jej właściciele nie znieśli kolejnej zalanej łazienki. Ale i na to znalazł się doskonały sposób.

- Żeby jakoś ten zakaz obejść, rezerwowaliśmy pokoje jako Fleetwood Mac. Kiedy nas zdemaskowano, zaczęliśmy się podawać za Grateful Dead - dodaje Stewart.

Mercury i sztuczny biust

Szkocki wokalista nie kryje, że życie w trasie koncertowej bywało kolorowe i szalone. W latach 80. nabrało jeszcze większego rozmachu. Potwierdzają to liczne anegdotki, jakie opisał w autobiografii. Wspomina m.in. pierwszą edycję festiwalu Rock in Rio w 1985 roku i okoliczne hotele, które pełne były muzyków przybyłych na cały tydzień trwania festiwalu. Przydarzały się różne ekscesy.

Rod przywołuje chociażby historię o tym, jak podobno widziano Freddiego Mercury'ego, lidera Queen (zespół był jedną z gwiazd festiwalu), jak spacerował sobie z nałożonym sztucznym biustem.

Z jednej strony Rod Stewart przywołuje znajomości i przyjaźnie z innymi muzykami, z drugiej opowiada o sytuacji, kiedy w 1977 roku Johnny Rotten, wokalista Sex Pistols, nazwał go starym pierdołą. Nie prosto w oczy, a w programie rozrywkowym brytyjskiej telewizji.

W autobiografii kilka fragmentów wokalista poświęcił ponadto nieustającej rywalizacji z kolegą po fachu, Eltonem Johnem.

Raz przed świętami Rod Stewart wpadł na pomysł, by dać w prezencie Eltonowi Johnowi najnowocześniejszy model przenośnej lodówki. Urządzenie było hitem, a cena 300 funtów imponująca.

Jednak Elton John zepsuł niespodziankę... Podarował Rodowi bardzo cenny rysunek Rembrandta "Adoracja pasterzy" ze sceną ze stajenki w Betlejem.

- Pieprzony Rembrandt! Poczułem się taki małostko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!