18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Zuber najlepsze lata spędził w poprawczaku. Dziś wygrywa konkursy literackie

Aleksander Król
Grzesiek bardzo kocha psy, może dlatego, że one potrafią odwzajemnić miłość
Grzesiek bardzo kocha psy, może dlatego, że one potrafią odwzajemnić miłość arc.
Grzesiek Zuber najlepsze lata spędził w poprawczaku. Ale spokojnie, nikogo nie zabił, nic nie ukradł. Poszedł tam, bo - jak twierdzi - sam chciał. Odrzucony przez mamę, nie miał się gdzie podziać. Dziś wygrywa konkursy literackie - pisze Aleksander Król

Wystarczyło mu tylko podejść do okna, włócząc starymi nogami o jeszcze starszą podłogę kamienicy, by spojrzeć i widzieć (…) Wystarczyło mu otworzyć okno, by świat ten niby niedostępny, buchnął na niego przytłaczającym ciężarem upału i gwaru (…) Tętniący życiem żorski rynek niczym deski teatru otwierał swe podwoje dla codzienności wielu. Zwykłych i niezwykłych. Dzieci i dorosłych. Kobiet i mężczyzn. Nawet gdzieś tam w swej doskonałości w tym teatrze znajdzie się miejsce dla zbłąkanego kundla. Lecz ten teatr miał tylko jednego widza".

- To ty jesteś tym starcem, Grzesiek, prawda? - pytam chłopaka, którego twarz nie porysował bynajmniej wiek, a raczej doświadczenia wczesnej młodości. Drobny. Szatyn. Na oko ma dopiero 20 lat, ale jest już dziwnie zmęczony i tak jak starzec z noweli, którą napisał, zamiast żyć, przyzwyczaił się do obserwacji życia przez okno.

Grzesiek Zuber najlepsze lata życia spędził w poprawczaku w Raciborzu. Ale spokojnie, nikogo nie zabił, nie ukradł batona w markecie. Grzesiek poszedł do raciborskiego poprawczaka bo - jak twierdzi - sam chciał. A może tylko pięknie bajki pisze?
Kto zaryzykuje wydanie jego powieści?

Opowiadania, nowele, wiersze, ma na koncie nawet powieść kryminalną, której akcja dzieje się częściowo w Rybniku, a częściowo we Włoszech. Grzesiek ma talent, ale wciąż jest "starcem".

- Tak, jestem starcem, ale nie w tym znaczeniu, o jakie panu chodzi - odpowiada mi. - Nie dlatego, że oglądałem życie przez okna poprawczaka, a sam nie mogłem w nim uczestniczyć. Starcem może być każdy z nas. Pan też. Bo trzeba umieć naprawdę żyć, a nie tylko być obserwatorem. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i próbować zmieniać rzeczywistość. Bo możemy żałować, że całe życie spędziliśmy na nieróbstwie - mówi Grzesiek.

Czuje się starcem, tym ze swojej noweli, z powodu bezradności. - Ciągle słyszę, że mam talent, że tak szybko to wybuchło, konkursy ogólnopolskie wygrywałem trzy lata z rzędu. Dyrektor Tomczyk z poprawczaka się śmiał, że mógłbym założyć komis z tymi wszystkimi nagrodami. I co? I nic. Kto zaryzykuje wydanie kilkunastu tysięcy złotych, by opublikować moją książkę, książkę synka, który był w poprawczaku? Ministerstwo Sprawiedliwości miało piękny projekt, ale rząd się zmienił. Potem były panie z Wrocławia, które bardzo się wzruszyły i chciały wydawać. Ktoś mówił, że płakał, jak czytał, ale w końcu zamknąłem "Starca" i moją powieść do szuflady - mówi Grzesiek. "Spowiedź przestępcy" liczy 260 stron. To rachunek sumienia Grześka? Nie, Grzesiek nie oglądał włoskich kurortów i gorących plaż.

Brat był kochany

- Gdy miałem roczek, ojciec wyrzucił mnie i moją matkę z domu - opowiada. - Mama wdała się potem w szereg związków z różnymi mężczyznami. Mam jeszcze brata, starszego o dwa lata. To on był tym kochanym dzieckiem. Ja byłem dzieckiem rywalizacji, które musiało udowadniać matce, że też potrafi, że zasługuje na takie samo traktowanie. Wszyscy mówili, że mam większe możliwości od brata, że w nauce mógłbym dużo osiągnąć, ale mama tego nie widziała. Nie wiem, co jej zrobiłem. Gdy czasem do tego wracam, to zastanawiam się, ile człowiek musi mieć nienawiści w sobie, by zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi, a co dopiero synowi. Dziękuję Bogu, że nie jestem jedną z tych historii w gazetach o dzieciach wrzuconych do rzeki - mówi Grzesiek.
Zamiast wylegiwać się we włoskich kurortach, zwiedzał sanatoria i szpitale, także psychiatryczne. - Mama cały czas kombinowała, żeby mnie w tym domu nie było. Kiedyś chciała mnie oddać do szpitala psychiatrycznego, chodziła po psychiatrach, szukała na siłę powodu. Gdy przychodziłem ze szkoły do domu, ona w drzwiach pytała "po co"? - wspomina Grzesiek.

Jego odskocznią były książki, trochę kopał w piłkę, pod warunkiem, że mógł wyjść na dwór... - Matka zamykała mnie czasem w komórce, zupełnie za nic. Jak chciałem iść do ubikacji, to musiałem pukać w próg. Już wtedy, mając kilka lat, żyłem jak więzień. Święta? Wszyscy siedzieli w pokoju, a ja sam w kuchni - wspomina Grzesiek. Pyta, co mogło zrobić wątłe dziecko dorosłej osobie, nawet gdyby chciało? Ale nie czeka na odpowiedź.

W końcu zabrało go do siebie wujostwo, ale nie na zawsze. - Pamiętam taką sytuację, że ciotka chciała mnie odwieźć do matki, bo to w końcu moja matka. I zawiozła mnie do Pszczyny, bo tam mieszkała. Dla mnie to był już ktoś obcy, bo ja przyzwyczajony byłem do cioci. Stałem z mamą na peronie, a ciotka odjeżdżała. W pewnym momencie wyrwałem się mamie i wskoczyłem do pociągu. Drzwi mnie ścisnęły - wspomina.

Zamknęła go w łazience

W końcu zamieszkali w Orzeszu. Miał już prawie 15 lat. Koledzy ze szkoły pojechali na dwudniową wycieczkę klasową. Grześ nie wspomniał o niej mamie, bo i tak by nie jechał. - Mama stoi nade mną i mówi, że mam wstać i iść do szkoły, a jak szkoły nie ma, to mam wziąć plecak i iść gdziekolwiek. Na odchodne powiedziała jeszcze "idź se do ojca". Ale ja jedyne, co wiem o ojcu to to, że mieszkał w Knurowie. Nie widziałem tego człowieka na oczy. Powiedziałem, że jadę do cioci. I wróciłem po dwóch tygodniach - opowiada Grześ tak, jakby wciąż miał plecak przerzucony przez ramię, na jednym tchu.

- Zanim wróciłem do domu, poszedłem do mojego najlepszego kolegi. Wszyscy na mnie patrzyli, jakby ducha zobaczyli. Czułem, że coś jest nie tak. Potem okazało się, że mama rozgadała wszystkim, że uciekłem, że do Włoch pojechałem. W końcu poszedłem do domu. Jak otworzyła drzwi, powiedziała "siadaj na krześle". Zamknęła je na klucz. Słyszałem urywane rozmowy: "Tak, wszedł, nawet nie powiedział przepraszam, policja przyjechała, dzisiaj go nie możemy wziąć, bo mamy jeden radiowóz". Ja nie wiedziałem, o co chodzi, dzieciak byłem, 14 lat, cały spłakany - przecież nic nie zrobiłem. Mama zamknęła mnie na noc w łazience. Tam musiałem spać. Przykryłem się czymś, jakieś ubranie wziąłem z kosza, chyba kurtkę. Rano słyszę: "idź do auta". Samochód ruszył. Myślałem, że jedziemy do babci.

Ale przyjechaliśmy pod komisariat. Mama wyszła i po chwili wróciła z policjantem. On każe mi ręce podać i zakłada kajdanki. Ja byłem taki chudy, że te kajdanki mi spadły. Słyszę: "załóż je sobie sam". Siedzę, minęło z pół godziny i widzę mamę. Wołam ją: "mamo, mamo", a ona po prostu przeszła obok. Długo jej nie widziałem. Nie wiedziałem, dlaczego tu jestem. Dali mi do podpisania jakąś kartkę, że nie była stosowana wobec mnie przemoc. Powiedzieli, że tam, gdzie jadę, panienkę ze mnie zrobią - wspomina.
Ojciec chciał wziąć do siebie

Grześ trafił na policyjną izbę dziecka, nie wiedział dlaczego. - Zostałem ubrany w te piżamy, pasiaki, i dalej nie wiedziałem o co chodzi. Co ja tu robię? Pytają mnie - "Co, źle ci było w domu? Co ci matka złego zrobiła?". No nic. "To czemu jej groziłeś?". Dopiero wtedy dowiedziałem się, według oficjalnej wersji przyszedłem wtedy do domu, trzasnąłem drzwiami, wyjąłem nóż i zacząłem wszystkim grozić. Ci policjanci rozmawiając ze mną chyba się połapali, że coś jest nie tak. Przynieśli mi zupy pomidorowej. Ale siedziałem trzy miesiące w domu dziecka - wspomina Grzesiek.

To wtedy zrozumiał, że nie ma co liczyć na rodzinę, że ma 14 lat i jest sam, że za kratami będzie z nieletnimi złodziejami, przestępcami. W końcu była rozprawa. Mama siedziała na innej ławce i nie poznawała Grześka. Nawet policjant się dziwił.
Chłopak został umieszczony w Schronisku dla Nieletnich w Raciborzu, gdzie miał czekać trzy miesiące na kolejną rozprawę, już decydującą o jego przyszłości.

- Siedzę przed salą rozpraw. Podnoszę głowę i widzę jakąś kobietę i faceta. To był mój ojciec. I pierwsze zdanie, jakie powiedział do mnie po 15 latach - cytuję - "Czego ta dziwka ode mnie chce?". Chwilę z nim rozmawiałem. Wzięli nas do innego pomieszczenia, żebyśmy byli sami. A ja czułem, że gadam z obcym człowiekiem. Nie wiedziałem, co mam mówić. Potem przyszła mama. I mówi, żebym się przyznał, że ja to zrobiłem, że zabierze mnie na święta. I że szybko stąd wyjdę. No i się przyznałem na tej rozprawie. Liczyłem, że odzyskam kontakt z matką. Ojciec deklarował, że mnie weźmie do domu, że nie muszę iść do zakładu. I sąd pytał, czy chcę iść do taty. A ja już byłem 3 miesiące w izbie dziecka, 3 miesiące w schronisku i już mi to było obojętne. I powiedziałem, że nie chcę. Bo to było pójście pod dach do jakiejś obcej rodziny. A w zakładzie to już przynajmniej wszystkich znałem. Dostałem ten zakład, no i przyszły święta, ale mama się nie odzywała. Zostałem sam. Zacząłem pisać - mówi.

Piszę, bo chcę się ratować

- A poprawczak? - dopytuję. - Było lepiej niż w domu? (cisza) - Chyba tak. Oczywiście tam nikt nie jest święty, tam nie ma bajki, ale czuło się, że jest z kim pogadać. Tych znajomości z zakładu nie żałuję. Jak była niedobra kolacja, to dzielili się zupką chińską. Poprawczak, ten w świadomości ludzi, a ten prawdziwy, to dwa światy. Ludzie mówią czasem, że ja tam nie powinienem był trafić. A ja mówię, że powinienem. Bo jak naprawdę mam talent, to na wolności bym go nie odkrył.
Dlaczego pisze? - Chcę się "ratować". Chcę powiedzieć przez to pisanie: "Mamo, zobacz, ja umiem, ja coś potrafię - ja zasługuję na to, byś zaczęła mnie traktować jako syna".

Grześ nie chce być już starcem ze swojej noweli: "Życie. Pięć liter, słowo krótkie i ze śmierci skutkiem. Dzień po dniu mija w gąszczu innych dni. Jak życie, które co chwila gaśnie, jak światło w oknie, tak zupełnie obojętnie przechodzimy koło niego, i tak głośno krzyczymy, kiedy je tracimy. Po co te łzy, po co te krzyki, po co lament, skoro wciąż żyjesz? Tu i dziś. (…) Bez obaw. Śmierć i tak przyjdzie. Póki możesz, zmień tylko swoje jutro. Śmierć".


*Kutz: Autonomia okazała się oszustwem. Ślązakom należy się status mniejszości etnicznej [WYWIAD RZEKA]
*TYLKO W DZ: Niesamowite zdjęcia górników i kopalń z XIX w. Maxa Steckla
*Cygańskie wesele w Rudzie Śl. On - 21 lat, ona 16 lat. ZOBACZ ZDJĘCIA Z ZABAWY
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!