Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zespół Negatyw w Chinach. Pamiętnik Mietalla część III: Tęsknię za chlebem z Janowa

Ola Szatan, Mietall Waluś
ARCHIWUM Mietalla Walusia/Chiny
ARCHIWUM Mietalla Walusia/Chiny Mietall Waluś
To już kolejny tydzień pobytu mysłowickiego zespołu Negatyw w Chinach. Śląski zespół który ma na swoim koncie najdłuższą klubową trasę w historii polskiego rocka (podczas której w 75 dni zagrał 52 koncerty) po raz kolejny udał się w niecodzienną trasę, gdzie tym razem do pokonania ma ponad 11 tysięcy kilometrów.

I nie jest to "bułka z masłem", bo nasi muzycy w zasadzie nie mają chwili wytchnienia. Jak nie koncert, podróżowanie między kolejnymi miastami (jedna taka podróż może nawet trwać 20 godzin) to jest jeszcze ta naturalna ciekawość, by jak najwięcej zobaczyć, spróbować i poznać Chiny "od kuchni".
Mietall Waluś, wokalista Negatywu pisze dla nas specjalny pamiętnik z pobytu w Chinach (a chińska trasa liczy 9 koncertów).
Za czym tęskni lider grupy, co robi w podróży i co mają wspólnego chińskie pociągi z tymi polskimi?
Poniżej trzecia część opowieści Mietalla z trzech dni. A jutro, 8 maja, czwarta część pamiętnika i wspomnienia wokalisty z kolejnych dni.

28 kwietnia, czyli co w Chinach daje zdrowie?

O godzinie 7:15 zapukał do nas Dawid, pytając się czy idziemy z Łukaszem na śniadanie, nieprzytomny ubrałem się i poszliśmy wspólnie coś zjeść, szwedzki stół, tak to można określić, bez herbaty, kawy ani pieczywa, same dziwne potrawy ale jajko na twardo oczywiście było, zauważyłem, że jest ono tutaj wyjątkowo traktowane. Jest dosłownie wszędzie. Śniadanie nie smakowało mi w ogóle, po raz pierwszy od przylotu do Chin miałem ochotę na frankfurterki oraz chleb z Janowa, który często kupuję. Hotelowa restauracja znajduje się na 7 piętrze, otoczenie to jeden wielki syf ale mający swój klimat. Jestem tak zmęczony, że wracam do łóżka prosząc Łukasza z którym byłem w pokoju, aby zasłonił zasłony. O 12.00 spotkałem się z Marcelem pod recepcją, siedzieliśmy i dochodziliśmy do siebie. Krótko tu śpimy więc zmęczenie daje o sobie znać.

Po chwili podeszła do nas pani z recepcji przynosząc nam w pięknych kubeczkach, w czerwone kwiatki wrzątek, który był ostatnią rzeczą na którą miałem ochotę w tym czasie, pić gorącą wodę. Uśmiechem podziękowaliśmy za miły gest, i tak we dwójkę sobie siorpaliśmy J, po krótkiej chwili otworzyły się drzwi windy z której wyszedł Reno i który uświadomił nam że w Chinach jest taki zwyczaj, że pijąc gorącą wodę z rana człowiek będzie zdrowy. Następnie skierowaliśmy się do swoich pokoi i aż do godziny 17:00 spędziliśmy czas w hotelu pracując nad bieżącymi sprawami które chcieliśmy jak najszybciej przygotować i dostarczyć dziennikarzom.
Plan na wieczór wyglądał następująco: poszliśmy całą grupą do parku "Dayan Pagoda" oddalonego o 1,5h drogi pieszo, nie chcieliśmy korzystać z pomocy taksówek gdyż każdy miał ochotę na spacer. Park jest ogromny, mający niesamowity klimat, było w nim około 80 do 100 tysięcy ludzi, których przyciągnął pokaz kilkudziesięciu fontann które wypuszczały wodę w rytm muzyki, wbrew pozorom nie było to tak ciekawe jak się wydawało, więc szybko się stamtąd zwinęliśmy. Około godziny 22.00 kiedy już wracaliśmy, było bardzo ciemno, trzeba stale uważać na każdy swój ruch ponieważ jest tu mnóstwo ludzi, tysiące samochodów, wszędzie jeżdżące motory, do tego oszczędzając na akumulatorach poruszające się bez włączonych świateł.
Całą drogę powrotną myślałem o tym wszystkim co tutaj się dzieje, jak wszystko jest tu duże i jak wiele osób mieszka w każdym mieście w którym byliśmy, doszedłem do wniosku, że co raz bardziej mnie to przeraża.

29 kwietnia, czyli w Chinach pociągi też mają opóźnienia

Z samego rana zaczęliśmy zdjęcia do filmu który ukaże się jesienią. Niestety w tym dniu pogoda nam nie sprzyjała, wychodząc z hotelu w japonkach, spodniach z dresu i przewiewnej koszulce zostałem od razu odesłany przez Dawida do pokoju, w celu przebrania się, gdyż mógłbym przemarznąć.

O godzinie 14.00, podjechały po nas dwa busy które zabrały nas na dworzec, tak samo jak w poprzednich przypadkach czekała nas przeprawa jak na lotnisku, z całą procedurą paszportową i prześwietlania bagaży, pozostało nam już wtedy tylko czekać na pociąg, ciekawą sytuacją jest to, że po odprawie nie możesz wyjść z dworca, ani wejść na platformę którą otwierają na 20 minut przed odjazdem pociągu. Kilka tysięcy ludzi na dworcowej hali, jeden przy drugim, dawno nie stałem w takim ścisku który stawał się dla mnie z każdą chwilą co raz bardziej denerwujący, do tego wszystkiego nasz pociąg spóźnił się 30 minut. Przed nami 20 godzin podróży z Xi’an do Changsha, mam czas aby dokończyć książkę Paula Brannigana - "Oto moje powołanie" o perkusiście zespołu Nirvana, obecnym wokaliście Foo Fighters, odpływam przy dźwiękach moich ulubionych płyt z lat 90.
Co jakiś czas odkładam książkę by popatrzeć co dzieje się za oknem, przepiękne widoki które odkrywają się wraz z naszą podróżą w stronę południa Chin. Zaczynają się góry, jest co raz bardziej zielono, co raz więcej pól ryżowych które dotąd widziałem tylko w telewizji, powierzchnia jaką zajmują jest niezwykle wielka.
Po godzinie 22.00 musiałem przerwać czytanie ponieważ w każdym pociągu o tej godzinie, jest cisza nocna i gaszą światła, przenosimy się z Marcelem do Warsa, kupując po piwie rozmawialiśmy o zespole, oczywiście nasza obecność wzbudziła zainteresowanie Chińczyków, około godziny 1.00 w nocy zasnąłem w swoim łóżku.
30 kwietnia... czyli co ja tu robię:)

O godzinie 7:30 otworzyłem oczy spoglądając na sąsiadujące łóżka, w około mnie wszyscy spali, ponownie otworzyłem książkę, moja ciekawość była tak ogromna dowiadując się że Dave nie ma łatwo w zespole, co chwile dokonują się roszady w składzie.
Na miejsce dotarliśmy o godzinie 13:00, pierwsze co pomyślałem wychodząc z pociągu, "fajnie że zagramy trzeci koncert w Chinach i, że przemierzyliśmy jak dotąd dwoma pociągami 2,200 km, nie jest to takie łatwe jak się każdemu wydaje". Po przyjeździe do hotelu kolejny raz pozytywnie się zaskoczyłem, cieszę się bardzo, że hotele w których śpimy są naprawdę bardzo fajne, o wysokim standardzie, szczerze mówiąc nie spodziewałem się w ogóle takich.

Miasto Changsha w której zagraliśmy nasz trzeci koncert, jest położone nad rzeką Xiang i podzielone jest na dwie części. Z jednej strony patrzy się na niesamowitą panoramę miasta, niczym Nowy York, z drugiej zaś perspektywy rozciągają się przepiękne, zielone góry i miasteczko położone u ich podnóża. Stojąc na moście i patrząc w obie strony zapierało mi dech w piersi, pomyślałem wtedy, co ja tu do cholery robię, ale NEGATYW to moje życie! Będąc już w hotelu marzyłem tylko o gorącym prysznicu i łóżku po 20 godzinnej podróży, wyszedłem jeszcze na chwilę przed swój pokój i spotkałem Dawida i Darię którzy powiedzieli mi że chłopaki poszli do klubu na koncert 6 zespołów, był to ten sam klub w którym następnego dnia my graliśmy. Moja ciekawość była tak wielka żeby wyskoczyć tam na chwilę i posłuchać, że wygrała ze zmęczeniem, był to kolejny klub do którego nie mogłem się doczepić, wszystko było tak jak być powinno, duża scena, fajna garderoba, dym papierosowy którego akurat nie lubię, ale miało to wszystko swój klimat pasujący do naszej muzyki. Zobaczyłem tylko dwa zespoły, było już naprawdę późno więc wróciłem do hotelu, wyszedłem akurat w momencie kiedy jeden z zespołów zagrał utwór "Fire" Jimmiego Hendrixa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!