18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar w Jastrzębiu: Wstrząsające wyznania Dariusza - ojca i męża ofiar pożaru

Aleksander Król
Można szukać analogii do księgi Hioba, ale ja nie potrafię, nie mogę zrozumieć tej tragedii - mówi ks. Zalewski
Można szukać analogii do księgi Hioba, ale ja nie potrafię, nie mogę zrozumieć tej tragedii - mówi ks. Zalewski Aleksander Król
Na dzień przed tragicznym pożarem w Jastrzębiu, w którym zginęła matka i czworo dzieci, Małgosia bawiąc się na dworze, powiedziała nagle: "Jak umrę, chciałabym oddać komuś swoje serduszko". Żaden znak na niebie i ziemi nie zapowiadał nieszczęścia. Pisze Aleksander Król

ZOBACZ WSTRZĄSAJĄCE ZDJĘCIA Z DOMU-PUŁAPKI W JASTRZĘBIU-ZDROJU

W krainie Us żył Hiob - mężczyzna niezwykle sprawiedliwy, prawy, bogobojny i wystrzegający się zła. Posiadał ogromny majątek, miał siedmiu synów i trzy córki. Pewnego dnia przed obliczem Boga stanął szatan. Powiedział, że Hiob czci Boga, ponieważ Ten otoczył go dobrobytem. Uznał, że jeśli mężczyzna straci cały swój majątek, wówczas zwróci się przeciwko Stwórcy. Bóg, przekonany o niezłomnej wierze Hioba, powierzył szatanowi władzę nad jego dobrami. Kilka dni później w domu Hioba zjawił się posłaniec z wiadomością, że skradziono mu oślice i woły, a ogień strawił stada owiec. Wichura zniszczyła dom najstarszego syna mężczyzny, w którym zginęły wszystkie jego dzieci. Zrozpaczony Hiob rozdarł swoje szaty, ogolił głowę i pokłonił się, błogosławiąc imię Boga, który mu wszystko dał i wszystko zabrał.

- Panie Boże, ale ja nie jestem Hiobem, ja nie jestem Hiobem - mówił Dariusz, siedząc w jastrzębskim szpitalu, gdzie umierała jego żona Joasia i dzieci, zatrute tlenkiem węgla w tragicznym pożarze domu w Ruptawie, który zabrał pięć istnień.

Jak zrozumieć śmierć najbliższych osób?

- Darek rzeczywiście tak powiedział, gdy przy nim siedziałem. O tym, że nie jest przecież Hiobem. Chyba bardziej do siebie to mówił. Można szukać analogii, ale mnie się to w głowie nie mieści - mówi ks. Bogusław Zalewski, proboszcz parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Ruptawie, w której Dariusz jest szafarzem. I mówi tak po ludzku, że nie rozumie, a przecież mógłby mówić o cierpiącym Chrystusie, o zmartwychwstaniu. Nie, mówi wprost, że nie rozumie. Bo jak można zrozumieć tragedię, w której traci się pięć najbliższych osób - żonę Joasię, 17-letnią córkę Justynę, 13-letnią Małgosię, 10-letniego syna Marcina i 4-letnią Agnieszkę.

Jeśli ma to biblijny wymiar, to i tak tego nie rozumiem

- Księga Hioba jest księgą dydaktyczną, zachęca do wierności Panu Bogu - ale ja nie rozumiem - powtarza ksiądz Zalewski i szklą mu się oczy. - Raz się może jakiś pożar przydarzyć, ale dwa razy w ciągu dwóch lat? - pyta. Trzy tygodnie temu Darek trzy palce sobie obciął na pile, nie tak dawno miał wypadek samochodowy i przez godzinę nie mogli mu przytomności przywrócić - wylicza "plagi", jakie spadły na rodzinę Darka. - Nawet gdyby miało to mieć wymiar biblijny - to coś za dużo tej dydaktyki - nie umiem pojąć. Panu Bogu to też wypłakałem - mówi z bólem.

Czy Agnieszka słyszy jeszcze kołysankę ojca?

Chociaż jako ksiądz często spotyka się z ludzką tragedią - ledwo dwa tygodnie temu w Ruptawie chował młodego chłopaka, który zginął w wypadku samochodowym - to w tym przypadku, jak wszyscy, nie radzi sobie z tragedią. Bo jak można sobie radzić, gdy widzi się ojca śpiewającego kołysankę dla nieżyjącej 4-letniej córeczki?
- Wezwali mnie do szpitala, pracują tam pielęgniarki z Ruptawy i rozpoznały Darka, bo jest u nas w kościele szafarzem. Nie wiedzieli, co zrobić - on tam biegał: jedno dziecko na 6 piętrze, drugie dziecko gdzie indziej, żona. Więc posłali po mnie. Gdy przyjechałem, akurat lekarz prosił go do identyfikacji ciała tego dzieciątka. Pielęgniarki wyszły i powiedziały, że ktoś tam musi z nim być, i że one nie są w stanie. Wszedłem i to, co zobaczyłem, było takie niezwykłe - on klęczał przy tym łóżku, na którym przewożą pacjentów. Agnisia leżała w prześcieradle, a Darek śpiewał jej kołysanki, tulił ją, całował, owijał w to prześcieradło. Myśmy byli porażeni. Taki aniołek - główka jej opadała, więc ją próbował ustawić, zawijał. Nigdy nie zapomnę tego widoku - mówi ksiądz Zalewski. - A już druga córka nie żyła, on jeszcze tego nie wiedział, a myśmy mu nie byli w stanie o tym powiedzieć - dodaje. - Potem sam, jeszcze w piątek zadzwonił, że był u Justyny w kostnicy i że do Cieszyna do Małgosi jedzie. W sobotę wieczorem przyszedł w sprawie pogrzebu porozmawiać. Po dwóch godzinach przyjechał znowu, żeby powiedzieć, że żona Asia zmarła. Nie żył już też 10-letni Marcin.

Ksiądz: Jakie to były grzeczne dzieci...

Jeszcze kilka dni temu Marcinek pomagał bratu kosić trawę przy kościele. - Dobrze wychowywali dzieci, chętne do pomocy były. Trawę kosiłem, ojciec przejeżdżał i powiedział, że za 15 minut podeśle Wojtka. I faktycznie, przywiózł chłopców autem i do wieczora razem tę trawę kosiliśmy. Marcinek, taki maluch, też był i grabił tę trawę i ładował do taczki, cieszył się, bawił się tym - mówi Zalewski, tak jakby mówił o członkach swojej rodziny.

- Skąd pan jest? - pyta w końcu. - Z Rybnika, ze Świętego Antoniego - odpowiadam.

- To duża parafia. Relacje są inne. Raz w roku widzi się księdza na kolędzie z bliska. A tu jest taka parafia tradycyjna - my tu niby Jastrzębie, ale to jest Ruptawa. Jastrzębie ma 50 lat, Ruptawa ponad 700. Ludzie się znają, są sobie życzliwi, otwarci na siebie. Troje dzieci uczyłem religii - Wojtek (17-latek, jedyne dziecko, które przeżyło piątkowy pożar) od 8 lat jest ministrantem. Marcin od roku był ministrantem, po komunii. Dziewczyny w Dzieciach Maryi, Oazie. Mama Joasia też mi pomagała w przygotowaniu grup do bierzmowania, do małżeństwa - mówi proboszcz. - Wszystkie dzieci takie pogodne, wyluzowane, uśmiechnięte. A ta mała? Aniołek. Była takim późnym dzieckiem. Wiadomo jak to jest, wcześniejsze dzieci wychowywali, gdy byli młodzi. A tutaj takie szczęście jeszcze się przytrafiło - urodziło się dzieciątko, inaczej już się do tego podchodzi w tym wieku. Sama radość. Sąsiedzi mówią, że Darek codziennie na rowerze z nią jeździł.

- A teraz mówi, że jest u Pana Boga i ma lepszego tatusia niż on sam. To takie mocne słowa - przyznaje ksiądz Zalewski.
Wojtek słyszał krzyki sióstr, nic nie mógł zrobić

- Ale co będzie, jak już przyjdzie zwykły szary dzień, już po pogrzebie siądzie w czterech ścianach? - zastanawia się na głos. Czy pozbiera się Wojtek, który był w domu, gdy rozgrywał się dramat (ojca nie było, pracował w swoim warsztacie meblowym w Palowi-cach). To Wojtek zadzwonił po straż pożarną. Słyszał krzyk Justyny za ścianą, wołał, by otwarła okno, ale nic więcej nie mógł zrobić. Korytarz się palił. - Wojtek jest w najgorszym stanie psychicznym, siedzi ze spuszczoną głową i nic nie mówi - dodaje ksiądz. Zastanawia się, czy ojciec i syn będą w stanie dalej mieszkać w Ruptawie. - Ja czuję, że on tu nie będzie chciał mieszkać - jeden z tych kolegów, który go teraz wszędzie wozi i pomaga załatwiać sprawy, mówił, że byli po ubrania w tym domu - Darek nie był w stanie na nic patrzeć. On ciągle w tym domu dzieci widzi.

Dzieci wciąż są w spalonym domu

Dariusz widzi swoje dzieci patrząc na zabawki porozrzucane w pokoju, tak jakby jeszcze przed chwilą ktoś się nimi bawił, i zdjęcia, których całą masę zawiesili nad meblościanką w kuchni.

- Kiedy weszłam kiedyś do ich domu, gdy chodziliśmy z dziećmi od drzwi do drzwi z naszą kolędą misyjną, zobaczyłam coś pięknego - na ścianie kuchni mieli zdjęcia swoich dzieci - robione od maleńkości, jak się rozwijały. I pamiętam, że nawet wtedy wróciłam i powiedziałam Darkowi i Asi, że to coś pięknego, że nie każdy tak docenia rodzinę. Oni nią żyli i żyli Jezusem, kościołem. On szafarz, ona katechetka, chłopcy ministranci, dziewczynki Dzieci Maryi i w Oazie, a Justyna była już animatorką, która chciała, by kościół był idealny - mówi pani Ewa Gworys, katechetka, która uczy w ruptawskiej szkole.

Mądra, dobra, Justyna miała wiele pasji, a do tego jeszcze bardzo piękna...

Halina Tworzydlak, szefowa Klubu Kaktus w Jastrzębiu-Zdroju, który co roku organizuje kursy dla modelek, wspomina, jak cudnie wyglądała, gdy na pokazie na egzaminie końcowym wystąpiła w czerwonej sukience. - Piękna dziewczyna. Ale mimo swojej urody, była bardzo skromna. Mówili o niej "Calineczka" - wspomina pani Halina.

- Justyna mogła zrobić karierę - dodaje Magdalena Cibis, koleżanka Justyny ze Szkółki Modelek.
W podstawówce nikt dziś nie gania, nie krzyczy

W podstawówce w Ruptawie, gdzie uczęszczał Marcinek i Małgosia, jest teraz jakoś dziwnie cicho. Powiewa flaga z kirem, ogłoszono żałobę.

- Pierwszy szok przeżyliśmy w piątek, gdy dowiedzieliśmy się o pożarze. We wtorek przeżyliśmy kolejny, gdy przekazano informację o śmierci Małgosi. Dzieci z szóstej klasy dowiedziały się o tym, że ich koleżanka zmarła, już po lekcjach, jak wychodziły do domów. Straszna tragedia. W szkole nie ma teraz ganiania, krzyków - mówi Piotr Hołówko, dyrektor szkoły. Pokazuje księgę pamiątkową, którą przygotowano, by wpisywały się dzieci, ale jakoś nie potrafią jeszcze jej wystawić. Nie dadzą też zdjęć, to wszystko zbyt świeże, wciąż wraca. Przecież uśmiechnięty Marcinek jeszcze "wczoraj" biegał po korytarzu, Gosia bawiła się z dziewczynkami.

Gosia rzucała grosiki na szczęście

- Nie wiem, czy o tym wspominać, ale dzieci z szóstej klasy, od Małgosi, mówiły, że dzień przed tragedią bawiły się przed sklepem i Gosia rzucała grosiki na szczęście. Była szczęśliwa i nagle ni stąd, ni zowąd powiedziała: "Gdybym miała umrzeć, chciałabym oddać komuś swoje serduszko". Mówiła tak dzień przed tragedią - wspomina katechetka Ewa Gworys.

Jastrzębska Ruptawa pogrążona jest w żałobie. I nawet rzepak w tym roku nie jest tak żółty jak zawsze. Na ulicy Zdziebły, przy której stoi dom tragicznie zmarłej rodziny, przy jednej z posesji stoi przydrożny krzyż. Rozpięty na ramionach Chrystus spogląda dziwnym trafem na ich dom. A mieszkańcy Ruptawy przechodząc, modlą się, by Bóg zwrócił ojcu dzieci, jak Hiobowi.

Aleksander Król
Współpraca: Kasia Spyrka

***

Pożar wybuchł w nocy z 9 na 10 maja w domu rodziny w Ruptawie. Od tlenku węgla (ogień się tlił, czad się ulatniał) na miejscu zmarły dwie córki - 4-letnia Agnieszka i 17-letnia Justyna. Rodzina spała na pierwszym i drugim piętrze w swoich pokojach. 11 maja w szpitalu zmarli: matka, 40-letnia Joanna, i 10-letni syn Marcin. 14 maja odeszła 13-latka. W sobotę odbędą się pogrzeby. Ojciec, Dariusz, w chwili pożaru był w pracy, a 17-letni syn Wojtek jako jedyny wyszedł z pożaru bez szwanku.


*Najpiękniejszy Rynek w woj. śląskim jest w... ZAGŁOSUJ i ZMIEŃ WYNIK
*Matura 2013: Pytania egzaminacyjne na 100 proc. ZOBACZ
*Nudyści już zawitali na plaże ZOBACZCIE, gdzie spotkacie naturystów w woj. śląskim
*Tak zdasz egzamin na prawo jazdy kat. A na motocykl ZDJĘCIA i WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pożar w Jastrzębiu: Wstrząsające wyznania Dariusza - ojca i męża ofiar pożaru - Dziennik Zachodni