Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drożdżówki powrócą do sklepików szkolnych? Walka z nimi to fikcja

Bartek Romanek, Adrian Heluszka
- Jesteśmy bardzo rozczarowani faktem tej reformy. Nie możemy napić się coli, zjeść drożdżówki ani nawet napić się wody mineralnej, ale mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni - mówią Adam Warzycha i Bartosz Ulczycki, uczniowie IX Liceum Ogólnokształcącego im. C.K. Norwida.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani faktem tej reformy. Nie możemy napić się coli, zjeść drożdżówki ani nawet napić się wody mineralnej, ale mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni - mówią Adam Warzycha i Bartosz Ulczycki, uczniowie IX Liceum Ogólnokształcącego im. C.K. Norwida. Adrian Heluszka/Dziennik Zachodni
Wynegocjowałam z ministrem zdrowia powrót drożdżówek - powiedziała na antenie RMF FM Joanna Kluzik-Rostkowska i od razu wywołała spekulację, które produkty mogą do wrócić do szkolnych sklepików i stołówek. Pani minister na razie deklaruje, że będzie walczyła o kawę oraz o więcej soli w potrawach. Czy uratuje to szkolne sklepiki przed zamknięciem.

- Jesteśmy bardzo rozczarowani faktem tej reformy. Nie możemy napić się coli, zjeść drożdżówki ani nawet napić się wody mineralnej, ale mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni - mówią Adam Warzycha i Bartosz Ulczycki, uczniowie IX Liceum Ogólnokształcącego im. C.K. Norwida.

Zmiany, które wprowadzono od 1 września odbiły się na działalności szkolnych sklepików. - Zmiana na zdrową żywność spowodowała wzrost cen. Nie możemy nawet podać kawy, a przecież do tej szkoły chodzą również dorośli ludzie - mówi Katarzyna Idzikowska, właścicielka sklepiku w IX LO im. C.K. Norwida w Częstochowie. - Uczniowie przychodzą z własnym jedzeniem, a nawet zamawiają do szkoły jedzenie z McDonalda albo pizzę. To dorośli ludzie i nikt im tego nie zabroni. Czują się dyskryminowani, mogą głosować, kupić alkohol, a nie mogą kupić coli. Uważam, że wystarczyłoby niezdrową żywność opodatkować, to wówczas kupiliby jedną paczkę zamiast dwóch.

Sklepikarze radzą sobie, jak mogą, aby kontynuować działalność. - Ale nie jest łatwo, bo czynsze od lat rosną, a dochody nie. Ja kiedyś zatrudniałam pracowników, dzisiaj jestem sama. Mamy zdrowe produkty np. drożdżówki z ograniczoną ilością cukru, ale wszystko jest przez to droższe, a uczniowie kupują tego mniej, bo mniej im to smakuje - dodaje Idzikowska.

- U nas również sklepik cieszy się zdecydowanie mniejszym powodzeniem i mamy spory problem. Właściciel stara się jednak przygotowywać produkty ze zdrowych składników i jakoś sobie radzić. Uczniowie na przerwach wychodzą do pobliskich sklepów i zaopatrują się w produkty. Monitoring, czy zamykanie szkoły nie jest wyjściem z sytuacji. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, bo to, jak należy się zdrowo odżywiać młodzi ludzie powinni wynosić z domu. Sam czekam z nadzieją na nowe rozporządzenie, bo ono może rozwiązać po części tą sytuację. Sam wychowałem się na drożdżówkach i nie widzę w tym problemu - podkreśla dyrektor Liceum im. mjr. Henryka Sucharskiego w Myszkowie, Aleksander Surma.

Czy drożdżówki powrócą do szkoły?

Sklepikarze żalą się również na sposób wprowadzenia zmian. Wielu z nich zakupiło w dużych ilościach niezdrowe produkty i mają teraz problem, co z nimi zrobić, bo Sanepid jest bezwzględny i o żadnej taryfie ulgowej nawet tymczasowej nie ma mowy. - Prowadzimy kontrolę w szkolnych sklepach i stołówkach. W tym przypadku nie ma żadnego etapu przejściowego, sklepy powinny być przystosowane do nowych zasad - mówi Edyta Kapelka, rzeczniczka prasowa częstochowskiego Sanepidu.
Faktycznie walka z niezdrową żywnością w szkołach jest fikcją. Bo uczniowie, jeśli nie mogą kupić niezdrowych produktów, to przynoszą je ze sobą do szkoły.

- Dzieci cały czas kupują w sklepiku różne produkty, ale ciężko mi mówić teraz o jego dochodach. Produkty przygotowywane są zgodnie z zaleceniami pani minister. Moim zdaniem, wszelkie restrykcje wprowadzane są zbyt szybko. Zarówno w szkole, jak i w środowisku domowym mówiono dużo o zdrowym odżywaniu, ale decyzje podjęto zbyt szybko. Młodzi ludzie z natury są przekorni i nie chcą dostosować się do przepisów. Dużo uczniów przynosi ze sobą do szkoły określone produkty - podkreśla dyrektor Gimnazjum nr 16 w Sosnowcu, Iwona Szumilas-Kasińska.

- U nas nie ma możliwości, by uczniowie w czasie lekcji opuszczali szkołę. Jest ona zamykana, a każdy uczeń ma swoją indywidualną kartę wstępu. Cały czas sytuacja jest monitorowana - dodaje Iwona Szumilas-Kasińska.

Krzysztof Wachowiak, dyrektor IX LO im. C.K. Norwida zwraca uwagę na złożoność problemu. - Temat jest bardzo trudny, od początku budził wielkie emocje, ponieważ jest w to zaangażowanych kilka stron. Z punktu widzenia dyrektora szkoły, najważniejsi są uczniowie, dlatego przyklasnąłem takiemu pomysłowi, bo dobrze, że zaczyna się mówić o zdrowiu młodzieży i zdrowym żywieniu. Natomiast ta decyzja zaskoczyła trochę wszystkich - mówi Krzysztof Wachowiak.

- Trzeba czasu, aby to wprowadzić odpowiednią drogą. Myślę, że te korekty, które ministerstwo chce wprowadzić w najbliższych dniach są korzystne, bo w jakimś sensie łagodzą problem, ale potrzeba czasu, aby sobie z nim od początku do końca poradzić - dodaje dyrektor Wachowiak.

Niektórzy dyrektorzy są jednak mniej dyplomatyczni i otwarcie mówią o tym, że uchwalone prawo jest złe. - W naszej szkole sklepik działał jako mała spółdzielnia. Był prowadzony przez samych uczniów pod opieką jednej z nauczycielek. Dzięki temu uczniowie uczyli się gospodarowania, a rocznie konto szkoły zasilała kwota kilku tysięcy złotych, dzięki której dofinansowaliśmy m.in. wyjazdy na wycieczki. Teraz to będzie niemożliwe, bo z 6 czy 7 półek z produktami została jedna - mówi jeden z dyrektorów beskidzkich szkół.

- Podobnie jest ze stołówką, odkąd wprowadzono zmiany, liczba wydawanych posiłków spadła ze 110 do 80. Uczniom nie smakują potrawy podawane na nowych zasadach. Jak można wypić herbatę bez cukru, a średnio w tygodniu jest ona podawana trzy razy. Ta ustawa to droga na skróty, bo w programie edukacyjnym nie ma nic o zdrowym żywieniu - dodaje dyrektor.

Śląskie Kuratorium Oświaty przyznaje, że są już pierwsze ofiary nowych przepisów. To sklepiki, które zostały zamknięte. Ile ich jest dokładnie? Nie wiadomo, ale ich liczba rośnie każdego dnia.

- Zbieraliśmy opinie od dyrektorów szkół z terenu województwa śląskiego i w wielu przypadkach dyrektorzy zwracali uwagę na to, że uczniowie zaopatrywali się w produkty już przed dojściem do szkoły. Wielokrotnie w obawie o bezpieczeństwo uczniów nie wypuszczano ich także ze szkoły, by mogły kupić sobie jedzenie w innym sklepie. Wśród najczęstszych problemów dyrektorzy wyróżniali fakt, że jedzenie ze stołówek szkolnych po wprowadzonej reformie, nie spełnia wymagań kulinarnych uczniów, których rodzice rezygnowali ze szkolnych obiadów. Dotyczy to także uczniów, których posiłki były dofinansowywane z MOPS-u. Niektórzy sami natomiast przynosili na stołówkę swoje napoje i przyprawy z domu. Ponadto, według reformy wiele potraw miało być pieczonych lub gotowanych na parze. Niektóre szkoły skarżyły się, że nie dysponują odpowiednim sprzętem, by pozwolić sobie na takie przyrządzanie potraw. Nasz raport, mam nadzieję, trafi do ministerstwa i w oparciu o opinie dyrektorów powstanie nowa reforma, która dostosuje zarówno sklepiki szkolne, jak i stołówki do tego, by w ich asortymencie mogły się znajdować zdrowe posiłki - podkreśla wicekurator Kuratorium Oświaty w Katowicach, Dariusz Wilczak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!