Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Powązka: Nic nie jest guzik warte. Wszystko jest warte śmiechu

Książki. Mimo wszystko
Sięgnijcie po "Trzy razy tak" Janusza Rudnickiego. Będziecie przy tej książce chichotać, rechotać i łkać. Niektórzy nawet zadławią się śmiechem (co może być niebezpieczne). Nie ma wyjścia: kto żyw, przy czytaniu wybuchnie. A może nawet i ten mniej żyw, bo autor przekonuje, że w trumnie też bywa śmiesznie. Ale to nie będzie radość beztroska. Przeciwnie: z troskami i to wieloma nawet. Swoimi i cudzymi.

Janusz Rudnicki pochodzi zza miedzy. Z Kędzierzyna-Koźla. Od 30 lat mieszka w Niemczech.  Czasem też w Polsce. Czasem też w Czechach.  No tuła się, ale nie bezproduktywnie. Korespondencje z dróg (także wewnętrznych) składa  potem w książki. Trochę ich napisał: "Można żyć", "Cholerny świat" "Tam i z powrotem po tęczy", "Męka kartoflana" ,"Mój Wehrmacht", "Chodźcie, idziemy", "Śmierć czeskiego psa" (większość  już absolutnie nie do dostania). Wielokrotnie nominowany: do nagrody NIKE, Europejskiej Nagrody Literackiej, do nagrody GDYNIA, "Gwarancji Kultury" TVP Kultura i Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS. Pechowiec?

"Do pierwszego rzędu dla nominowanych, wchodzę jak bezszelestny fakt dokonany. Włączają się światła i kamery TV, ćwiczę w pamięci parę zdań, które przygotowałem sobie na tę okoliczność odpowiednio wcześniej (…).  Kiedy pada nazwisko laureata, wstaję. I siadam, bo brzmi ono jak nie moje. Wręcz przeciwnie ono brzmi. Znowu wstaję, bo przecież to niemożliwe, to pomyłka. Wchodzę na scenę, odsuwam skonsternowanego przewodniczącego jury od mikrofonu i mówię, że to pomyłka, ale nie szkodzi".

Jednak szkodziło. Ale książkowy nominat swoją nagrodę dostaje: "Wtem chwyta mnie ktoś za ramię, i słodki jakiś głos mówi, że mnie poznaje, że ja to ja, Nominowany, i że ja powinienem główną nagrodę dostać, a nie ten ktoś inny, i że on, ten głos, chętnie coś zrobi dla polskiej literatury. - Zrobię ci Nike, i to za darmo - tak mówi. I dodaje:  -  Dwa razy, od czytelników i w imieniu jury". Jak powiedziała, tak zrobiła. Na dachu warszawskich Złotych Tarasów.

Oj, tendencyjnie ten cytat wybrałam, bo przecież o uczuciach wyższych też jest. Do Muni na przykład: "Chciałem jej pomachać, zaskoczyć ją jak światła drogowe sarnę i tak zostawić, bez szans na najmniejszy ruch. Chciałem rozjechać ją moim uczuciem, tak żeby nie pomogła jej żadna reanimacja i żeby nie pozostało nic innego, jak tylko ściągnąć ją z drogi na pobocze".

Munia na poboczu jednak nie wylądowała. Inne czasem lądowały, ale i tak bohaterowi przyszło spędzić  samotnie urodziny. Postanowił  "uraczyć siebie tequilą". "Sól na dłoń, polizać, tequila i plasterek cytryny jak zakąska. W sklepie nie wystarczyło mi na tequilę, zdenerwowałem się i zapomniałem o cytrynie, w domu zlizałem sobie sól z dłoni i poszedłem spać".

Niektóre sceny w książce są jakby wyjęte wprost z niezrealizowanej części scenariusza  "Latającego cyrku Monty Pythona". Na przykład ta, kiedy bohater kradnie złodziejom swój wcześniej przez nich ukradziony samochód i po brawurowej ucieczce ląduje w jednej z transportowanych trumien. Trumien z zawartością. "Trochę zimno, nie ma o kogo się ogrzać. Ani do kogo gęby otworzyć".

Nie chcę, a może raczej nie powinnam więcej cytować, choć przy takich lekturach palce same rwą się do klawiatury. W każdym razie na okładce aktorka Magdalena Cielecka (notabene też nasza, bo urodzona w Myszkowie) tak rekomenduje książkę Rudnickiego: "Chciałam go zamordować, jeśli nic nowego nie wyda". Ośmielę się nieśmiało zauważyć, że w tych subtelnych odczuciach nie jest sama.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Małgorzata Powązka: Nic nie jest guzik warte. Wszystko jest warte śmiechu - Dziennik Zachodni