Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Darek Paczkowski i jego street art: O człowieku, który rozpyla sprayem pozytywną energię

Jacek Drost
Z działalności społecznej czerpię energię - mówi Darek Paczkowski
Z działalności społecznej czerpię energię - mówi Darek Paczkowski fot. Klaudia Wojciechowicz
Kiedy na ulicach Żywca pojawia się na hulajnodze, z długą brodą i w kapeluszu pirackim, trochę takim, jaki nosił Jack Sparrow w "Piratach z Karaibów", to górale przecierają oczy ze zdumienia.

Jacku, róbmy swoje z myślą o innych i tyle... - napisał mi Darek Paczkowski na książeczce wydanej z okazji jego 20-letniej działalności jako grafficiarza lub, jak kto woli, artysty street artu. To było pięć lat temu. Od tego czasu sporo wody upłynęło w rzece, a Darek nadal robi swoje - tworzy murale, działa społecznie. Tak jak kiedyś napisał - z myślą o innych. Ten rok jest w życiu Paczkowskiego wyjątkowy - jego graffiti znalazło się na okładce płyty Kory "Ping Pong. Małe wolności", Big Cyc powrócił na okładce swojej płyty do słynnego Lenina z irokezem, którego szablon Darek zrobił pod koniec lat 80. ub. wieku, graffiti Paczkowskiego znalazło się też na okładce punkrockowego zespołu Mass Milicja. Do tego przejmujący mural z Markiem Edelmanem, legendarnym przywódcą powstania w getcie warszawskim. I całe mnóstwo innych inicjatyw oraz zrealizowanych projektów jak Polska długa i szeroka. To jego dobry czas.

- Myślałem, że ubiegły rok był dobry, ale ten jest jeszcze lepszy. Nie chcę zapeszać, ale czuję to błogosławieństwo i dobrą energię. W moim wieku, a mam już 42 lata, ludzie rozwijają się zakładając firmy czy budując do-my, a ja zaczynam mieć osiągi w działaniach społecznych. Nie dla siebie, ale dla innych - mówi Paczkowski. I dodaje: - Procentują poprzednie lata wytężonej pracy. Dużo rzeczy przychodzi mi teraz łatwiej. Mogę je robić bez napinania się.

Urodził się w Grudziądzu. Rocznik 71. Smykałkę do kolorów prawdopodobnie ma po dziadku malarzu Franciszku Sasanowskim. Do tego trzeba dodać gen działacza społecznego. Uwidocznił się on dość wcześnie - w szkole wszędzie go było pełno. Był współzałożycielem autoryzowanego przez Grzegorza Ciechowskiego fan-klubu Republiki - Moja Krew. Później zakładał Front Wyzwolenia Zwierząt, działał w ruchu Wolność i Pokój, do tego Klub Gaja, Stowarzyszenie Nigdy Więcej, projekt 3Fala, Fundacja Arka i Fundacja Klamra, którą prowadzi z żoną Kariną.

- Zaczęło się od działań społecznych. Graffiti przyszło trochę później - wspomina Pacz-kowski. - W latach 80. jeździłem do rodziny, do Trójmiasta. Tam poznałem ludzi z ruchu Wolność i Pokój. Na ulicach zobaczyłem graffiti, bo to był taki sposób dotarcia ze swoim przesłaniem do innych. Pierwsze szablony zrobiłem w 1987 roku.

To z tamtego okresu pochodzi kultowe już teraz graffiti - Lenin z irokezem, które po przeróbkach w 1990 roku znalazło się na okładce płyty zespołu Big Cyc "Z partyjnym pozdrowieniem".

- Z czasem emblemat z Leninem stał się czymś w rodzaju logo Big Cyca i był drukowany na naszych koszulkach i plakatach. W tamtym czasie w Polsce, dla ludzi władzy była to czysta obraza i kpina z "wartości socjalistycznych" - rzekł kiedyś Krzysztof Skiba, lider zespołu.
W Beskidy Darek przyjechał jakieś dwie dekady temu. Trafił do Klubu Gaja jako młody, ale zasłużony już działacz Frontu Wyzwolenia Zwierząt. Później, przez te wszystkie lata, można go było spotkać na niezliczonych happeningach, akcjach, kampaniach ekologicznych - w obronie ludzi, zwierząt, wartości. Występującego przeciwko wojnie, reżimom, rasizmowi, nietolerancji. Zawsze zaangażowanego, zazwyczaj w biegu, często rozpalonego emocjami, ale też szybko łapiącego kontakt z ludźmi, bezpośredniego, zarażającego optymizmem, chęcią do działania.

- Takich ludzi trzeba więcej, bo inaczej zabetonują nam ten świat - powiedział o nim Krzysztof Grabowski z Dezertera.
Po drodze powstały kolejne szablony, następne graffiti, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Kolorowe obrazki - zawsze o czymś, przykuwające uwagę, zmuszające do zastanowienia, bijące po oczach, krzyczące hasłami: "Wojnie stop!", "Czujemy tak samo", "Wolna Czeczenia", "Wolny Tybet", "Nie karmić bestii".

- Zawsze wychodziło mi graffiti zaangażowane, nawet jak się nie starałem - mówi Paczkowski. - Na przykład dwa tygodnie temu w swoim osiedlu namalowałem anioła. Można powiedzieć, że taki malunek w ogóle nie jest zaangażowany. Ale z drugiej strony przy aniele znalazły się życzenia dla sąsiadów i został on namalowany na ścianie, gdzie kiedyś były chamskie napisy, więc mimo wszystko stał się zaangażowany - śmieje się Paczkowski. Albo inny przykład: graffiti w ramach projektu "Aktywnie na rzecz tolerancji" namalowane na Klubie Akwarium w żywieckim osiedlu 700-lecia. Miało być o tolerancji, a tam ani jednego hasła. Za to kolorowe ryby z głowami ludzi.

- Dla kogoś z zewnątrz ten mural nie jest zaangażowany, ale malowaliśmy te ryby z intencją, że każdy z nas się różni od innych. Nie są ważne hasła, ale intencje - mówi Paczkowski i opowiada o jednym z największych swoich ostatnich sukcesów - muralu Marka Edelmana, który namalował na warszawskiej kamienicy i była to - jak mówi - kompletnie oddolna, obywatelska inicjatywa. Padło hasło: trzeba oddać hołd Edelmanowi, uczcić bohaterów powstania w getcie. Każdy dorzucił swoją cegiełkę i tak powstała fajna społeczna akcja.

- Z takich rzeczy biorę siłę - mówi Paczkowski i wspomina, jak parę lat temu stracił pracę w organizacji pozarządowej i przez dziewięć miesięcy, żeby zarobić na rodzinę, musiał pracować w biznesie - to dla niego - społecznika, happenera, wolnego ducha, wiecznego wojownika za sprawę - było ciężkie, wręcz traumatyczne doświadczenie.
- Umierałem. Na szczęście mam mądrą żonę, która powiedziała mi, żebym to zostawił, nie martwił się o pieniądze, bo damy radę. Wróciłem więc do działalności społecznej, bo mam taki dar i tak go muszę wykorzystać - mówi Paczkowski, podkreślając, że właśnie w pierwszej kolejności jest działaczem społecznym, dopiero później grafficiarzem. Podkreśla, że mimo iż jest jednym z najstarszych i jednym z najbardziej aktywnych artystów street artu, o samym graffiti nie wie wszystkiego, wiele rzeczy go zaskakuje, ceni innych. Swoje pomysły stara się realizować szybko, bo wie, że jak je odłoży, to nigdy do nich nie wróci. Graffiti do płyty Kory też powstało błyskawicznie.

- Zadzwonił do mnie Mateusz, syn Kory. Szukał kogoś, kto zrobiłby graffiti do płyty "Małe wolności". Myślał o jakimś młodym grafficiarzu z Warszawy. Ale kiedy w internecie wpisywał słowa "wolność" i "graffiti", za każdym razem wyskakiwało nazwisko Paczkowski. Spotkaliśmy się. W ciągu czterech dni namalowałem kilka projektów, które spodobały się i zostały wykorzystane na okładce. Na promocji płyty poznałem Korę. Podziękowała, powiedziała, że okładka jest super - opowiada Darek.
Malarz Krzysztof Kokoryn tak wyraził się o Paczkowskim w jego jubileuszowym wydawnictwie: Przyjaciel, partyzant, bojownik o dobrą sprawę.



*WIELKI FINAŁ: Najpiękniejszy Rynek w woj. śląskim ZAGŁOSUJ i ZMIEŃ WYNIK
*MISS ŚLĄSKA I ZAGŁĘBIA 2013: TEGO NIE ZOBACZYCIE W TELEWIZJI
*Maluch z Allegro: Fabrycznie nowy Fiat 126 z 1979 r. i wielki skandal
*Dni Miast 2013 [PROGRAM IMPREZ]: Chorzów, Będzin, Ruda, Sosnowiec, Wodzisław i inne!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Darek Paczkowski i jego street art: O człowieku, który rozpyla sprayem pozytywną energię - Dziennik Zachodni