Na wszelki wypadek od razu dodają, że niczego nie zamierzają odzyskiwać, tylko chcą zobaczyć kamienicę, w której mieszkała i handlowała ich rodzina. Bo dziadek Michaela i Eliezera Mannebergów (do Rybnika przyjechała też żona Eliezera, Ruth) sprzedał swój cały dobytek i wyjechał przed wojną z Rybnika do Palestyny. Jednak zanim kupił bilet na samolot, Jozef Manneberg był bogatym Żydem, u którego w materiały budowlane zaopatrywał się cały Rybnik.
CZYTAJ KONIECZNIE:
Z ARCHIWUM DZIENNIKA ZACHODNIEGO: HISTORIA GÓRNEGO ŚLĄSKA
- Dziadek wrócił z frontu w Belgii do Rybnika, zanim jeszcze skończyła się pierwsza wojna światowa. Był mądrym człowiekiem. Widział te wszystkie zniszczenia i wiedział, że ludzie muszą odbudować swoje domy. Była inflacja, więc zdecydował, że warto kupować materiały budowlane. Stał się naprawdę bogaty - wspomina Eliezer Manneberg, rozglądając się po naszej redakcji. Bardzo przeżywa to spotkanie i trudno się dziwić. Wiele lat temu, być może w pokoju, w którym siedzimy, na świat przyszedł jego ojciec Hans Leopold Manneberg.
- Mój tata tu się urodził, to był 1918 rok. Rybnik był wówczas niemieckim miastem, rodzina mówiła po niemiecku, ale doskonale znała też polski. Niestety, ja nie potrafię - dodaje Eliezer.
- Dziadek miał troje dzieci - mojego ojca Hansa, ojca Michaela Ernsta i ciocię Różę - to ona jest na fotografii przed sklepem w kamienicy, przy dzisiejszej ulicy Sobieskiego 15 - mówi Eliezer, pokazując pożółkłą fotografię.
W kamienicy, w której codziennie redagujemy "Dziennik Zachodni", dawniej mieścił się znany "Rybnicki Handel Żelazem". - Ludzie z całego Rybnika kupowali materiały, żeby budować swoje domy. Bardzo znany sklep. Dziadek był niemieckim Żydem, ale jego klientami byli głównie Polacy. Wówczas nie było jeszcze żadnych antagonizmów - Polacy, Niemcy, Żydzi świetnie się dogadywali. Przestali dopiero po plebiscycie i rozdziale Śląska. Ludzie zaczęli rozróżniać: "ty jesteś Polakiem, ty Żydem, ty Niemcem" - mówi Eliezer.
Plebiscyt podzielił nie tylko Rybnik i Śląsk, ale także rodzinę Mannebergów.
- Mój tata był starszy od ojca Eliezera. Urodził się w 1903 roku. Nie wiem, czemu podczas plebiscytu w 1921 roku opowiedział się za Niemcami - mówi Michael Manneberg, który dziś mieszka w Szwajcarii. Jego dziadek Jozef uznał, że będzie Polakiem.
- Tata (Ernst) wybrał Niemcy może dlatego, że mieli dłuższą tradycję. Polska była młodym państwem, wiele razy traciła państwowość. A Żydzi szukali czegoś, co jest stałe. Może to jest powód. Nie wiem. To nie była antypatia dla Polaków. Mój tata ożenił się z kobietą z Katowic, miasta polskiego - mówi Michael, dodając, że rodzice osiedlili się w Gliwicach, a ojciec Ernst dojeżdżał do Rybnika, by pracować w sklepie dziadka Jozefa Manneberga na dzisiejszej ulicy Sobieskiego. - Tata kochał czytać. Na drugim piętrze tej kamienicy miał swój pokój i ciągle przesiadywał tam nad książkami. Jego ojciec, czyli mój dziadek Józef, martwił się o niego, chciał go wciągnąć w biznes, dlatego posłał go do Wrocławia, żeby uczył się biznesu. Tam był 3 lata, a gdy wrócił, okazało się, że ma braciszka - Hansa. Urodził się tata Eliezera - opowiada Michael.
- Wołali na niego po polsku "Janek". Jego plac zabaw znajdował się z tyłu kamienicy, tam, gdzie teraz jest... sex-shop. Ale podwórko Mannebergów było dużo większe. Rodzina uprawiała warzywa, a resztę placu zajmowały magazyny. Polacy, którzy przychodzili po materiały, często płacili w naturze. Przynosili kury - mówi Eliezer. - Mój tata jako dziecko miał trzy kurczaki i dał im imiona. Jednego kochał szczególnie. Pewnego dnia kurczak uciekł i kawałek żelaza wpadł mu do oka. Jego polska opiekunka, Anna, powiedziała: "Zróbmy z niego rosół". Ale ojciec płakał, dlatego kurczak żył wiele lat z jednym okiem - wspomina opowieść swojego ojca Eliezer.
CZYTAJ KONIECZNIE:
Z ARCHIWUM DZIENNIKA ZACHODNIEGO: HISTORIA GÓRNEGO ŚLĄSKA
Ojciec miał też kozę. - Janek ją adoptował i zdecydował, że będzie hodował na strychu. Annie się to nie podobało, ale on obiecał, że będzie przynosił kozie jedzenie i będzie ją czyścił - śmieje się Eliezer. Koza patrzyła na rybniczan przez małe okienko w kamienicy przy dzisiejszej Sobieskiego 15. - Jeżeli pan wyjdzie na zewnątrz, zobaczy małe otwory - teraz są zaślepione, ale kiedyś były otwarte i ta koza wystawiała przez nie swój łeb - mówi Eliezer.- Zawsze czekała na ojca, gdy wracał ze szkoły. Ale jednego dnia przyszedł, a kozy nie było. Poszła do rzeźnika. Mały Janek się obraził, powiedział, że nie będzie jadł, że robi strajk głodowy - śmieje się Eliezer.
Dodaje, że gdy jego ojciec Hans, będąc już starym człowiekiem w Izraelu, wspominał dzieciństwo w Rybniku i historię o kozie, to płakał. - Po raz pierwszy o dzieciństwie opowiadał, będąc starym człowiekiem - mówi Eliezer.
Rodzina Jozefa Manneberga wyjechała z Rybnika dopiero wiosną 1939 roku, na krótko przed wybuchem wojny. - Już w 1933 roku, gdy Hitler doszedł do władzy, a Rybnik był już w Polsce, dziadek powiedział, że trzeba wyjeżdżać. Palestyna to miejsce dla Żydów. Chciał przekonać do tego rodzinę, ale nie mógł - mówi Eliezer.
- W 1934 Jozef wziął zięcia i pojechał rejsem, przez Bałtyk, kanał La Manche, dookoła Morza Śródziemnego. Jozef postanowił pojechać do Palestyny, by sprawdzić, jak tam się można osiedlić. W trakcie drogi spotkał polskiego Żyda o nazwisku Goldberg. On był bardzo bogatym rolnikiem. Zaprzyjaźnili się i zdecydowali, że zbudują dużą farmę. Jozef kupił nawet kawał ziemi w Palestynie i przelał pieniądze z Polski do banku w Tel Awiwie. Dogadał się z jednym z Beduinów w sprawie kupna ziemi, ale powiedział, że musi wrócić do Rybnika i rozmówić się z rodziną. Wrócił do domu i zorganizował spotkanie rodzinne. Ale nikt nie poparł dziadka. Rodzina chciała zostać w Rybniku - wspomina Eliezer.
To był 1934 rok. Sytuacja stawała się coraz gorsza.
Pod naciskiem rodziny Jozef zdecydował, że zostaje. Mocno zainwestował w Rybniku. - Kupił nowy dom gdzieś w okolicach Rybnika, skupował ziemię. Ale w latach 1934-35 sprawy miały się coraz gorzej. Duża część rodziny jednak wyjechała do Palestyny - pojechał między innymi ojciec Michaela, Ernst (syn Jozefa, który zamieszkał w Gliwicach), ale Jozef, paradoksalnie, został razem z żoną i synem Hansem.
- Zainwestował olbrzymie pieniądze w Rybniku i był zablokowany - mówi Eliezer.
Jego dziadek i ojciec wyjechali z Rybnika na krótko przed wrześniem 1939 roku. Pomógł zaprzyjaźniony policjant z Rybnika. Jozef sprzedał cały dobytek za połowę ceny panu Sikorze, śląskiemu biznesmenowi - mówi Eliezer, który teraz pisze książkę. W Izraelu pewnie niedługo poczytają o kozie Hansa, która patrzyła na rybniczan spacerujących dzisiejszą ulicą Sobieskiego, i kamienicy, w której dziś mieści się nasza redakcja.
Bogdan Kloch, dyrektor muzeum w Rybniku
W Rybniku Żydzi najbardziej zaznaczyli swoją obecność po wprowadzeniu przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III przywilejów i zniesienia ograniczeń dla nich na Śląsku w 1812 roku. Rodzina Haase stawała się motorem napędowym. Potem Mullerowie, Pragerowie i następnie Mannebergowie stawali się coraz bardziej nobliwą grupą. Było ich pod koniec XIX wieku 300-400, dane są niepełne.
*Operacja przeszczepu twarzy: Poznaj pacjenta i autorów sukcesu [ZDJĘCIA + OPINIE + KOMENTARZE]
*MISS ŚLĄSKA I ZAGŁĘBIA 2013: TEGO NIE ZOBACZYCIE W TELEWIZJI
*Maluch z Allegro: Fabrycznie nowy Fiat 126 z 1979 r. i wielki skandal
*Dni Miast 2013 [PROGRAM IMPREZ]: Chorzów, Będzin, Ruda, Sosnowiec, Wodzisław i inne!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?