Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy G.: Polityk SLD, naukowiec, wykładowca akademicki [WSZYSTKIE WCIELENIA]

Teresa Semik
Szef PZPR w ZabrzuZanim Jerzy G. został prezydentem Zabrza, dał sie poznać jako działacz. W latach 1984-1986 był przewodniczącym rady miejskiej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Dwa lat później został szefem Komitetu Miejskiego PZPR.
Szef PZPR w ZabrzuZanim Jerzy G. został prezydentem Zabrza, dał sie poznać jako działacz. W latach 1984-1986 był przewodniczącym rady miejskiej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Dwa lat później został szefem Komitetu Miejskiego PZPR. arc.
Ten proces trwał 2 lata. Był jednym z najtrudniejszych w śląskim sądownictwie. Nie ma świadków brutalnego morderstwa, nie ma narzędzi zbrodni. Nikt się też do zabójstwa nie przyznał. Było za to dużo poszlak i pięciu oskarżonych. Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Katowicach ogłoszono wyrok: po 25 lat więzienia dla Jerzego G., prezydenta Zabrza w latach 2002-2006 z ramienia SLD, oraz dla wynajętych przez niego gangsterów: Mariusza F., braci Rafała i Roberta T. Piąty oskarżony, Tomasz L., odpowiadał z wolnej stopy i został skazany na 2 lata, w zwieszeniu na 5 lat.

Czterej sprawcy zostali skazani za zamordowanie 34-letniego Lecha Frydrychowskiego, a piąty za jego pojmanie. Zmasakrowane zwłoki ofiary w sierpniu 2008 r. odkrył w lesie w Wymysłowie koło Będzina przypadkowy grzybiarz. Frydrychowski zmarł na skutek wykrwawienia. Nie sposób było ustalić, kto zadał mu ciosy pałką i prawdopodobnie nożem, ani kto na końcu podciął mu gardło tak głęboko, że widać było narządy wewnętrzne ofiary.

- Zadane rany świadczą o zamiarze zabicia pokrzywdzonego i to zamiarze bezpośrednim - mówił wczoraj sędzia Józef Kapuściok, przewodniczący składu orzekającego. - Sprawcy działali brutalnie, z niskich pobudek. Otrzymali od Jerzego G. po 1000 zł. Dla takiej sumy zabili człowieka.

Jak to się stało, że Jerzy G., doktor informatyki i automatyki, mógł dopuścić się zbrodni? Bo to on wszystko zaplanował. Sąd mówi, że w dniu zabójstwa kierowała nim jedna myśl: pozbawić życia Frydrychowskiego, któremu był winien 246 tys. zł z odsetkami (w wysokości 5 proc. w skali miesiąca, czyli w sumie 800 tys. zł). Komornik zajął już Jerzemu G. wynagrodzenia, "wszedł na dom". Były prezydent stawał się bankrutem z dnia na dzień.

Skąd ten dług? Podejrzenia, że Jerzy G. był hazardzistą, jeździł do szulerni pod Tarnowskimi Górami, nie zostały udokumentowane. - Ale wszyscy w Zabrzu to wiedzą - twierdzi Bogusław Janas, pełnomocnik matki ofiary.

- Nie chodziło o zastraszenie i zmuszenie ofiary do umorzenia długu, jak przekonywali obrońcy. Sprawcy zamierzali rozmawiać z wierzycielem kneblując mu usta? - pytał sędzia. - Nie mieli nawet zamaskowanych twarzy, a więc Frydrychowski miał zginąć.

Jerzy G. tłumaczył, że jest człowiekiem wykształconym i wie, że zabicie nie rozwiązywało jego problemów finansowych.

- Spłata długu przeszłaby na krewnych ofiary - powtarzał. - Nigdy nie wyrządziłbym Lechowi krzywdy. Był synem mojej wspólniczki.

Nie potrafił jednak logicznie wyjaśnić, dlaczego jego telefon w dniu zabójstwa logował się w rejonie, gdzie odnaleziono ciało Frydrychowskiego.

Ciało Lecha Frydrychowskiego znalazł grzybiarz, a właściwie doprowadził go do niego pies, bo było starannie ukryte pod liśćmi i gałęziami w lesie pod Będzinem. Ktoś się musiał natrudzić, żeby ukryć ofiarę skrępowaną taśmą, z licznymi śladami pobicia, ranami kłutymi.

Dowodem przełomowym w śledztwie stało się przesłuchanie Tomasza L., którego telefon logował się w pobliżu miejsca zdarzenia. Tomasz prowadził w Bytomiu warsztat samochodowy, z którego usług korzystał Jerzy G., były prezydent Zabrza i pracownik naukowy. W 2008 roku poprosił mechanika o spotkanie i żalił się na mężczyznę, który go "oszukał na 250 tys. zł". Pytał, czy nie zna kogoś, kto pomógłby mu rozwiązać problem.
- To znaczy, o co chodzi? - dociekał mechanik.

- Najlepiej by było, gdyby ta osoba po prostu zniknęła, straciła się lub by jej się coś stało - miał wyjaśnić Jerzy G.

Mechanik współpracuje

Tomasz L. znalazł jednego chętnego, a ten kolejnych dwóch braci, już po wyrokach. Mieli pojmać Frydrychowskiego i oddać go w ręce Jerzego G. - nie za darmo. Każdy miał obiecane tysiąc złotych. Tak wynika z wyjaśnień mechanika.

17 sierpnia 2008 roku to była już trzecia próba pojmania Frydrychowskiego. Najpierw wspólnicy Jerzego G. mieli go uprowadzić sprzed domu i dowieź do lasu, ale się wystraszyli psa Frydrychowskiego, jego samego, bo okazał się potężnym mężczyzną, a także ruchliwej ulicy, przy której mieszkał. Dlatego Jerzy G. zmienił plany i sam postanowił zwabić go do lasu pod Gliwicami, by rzekomo nakłonić do odstąpienia od egzekucji długu. Sprawa tego długu nie jest taka oczywista.

- W w 2002 roku pożyczyłem od Frydrychowskiego 25 tys. zł, ale dwa lata później oddałem - twierdzi Jerzy G. - On sfałszował umowę pożyczki, bo była in blanco. Zamiast wpisać 25 tys., podał 246 tys. zł z odsetkami w wysokości 5 proc. w skali miesiąca. Ufałem mu, a on mnie oszukał.

Te pieniądze pożyczył były prezydent na remont domu, tak przynajmniej twierdzi. Zaprzecza, by hazard był jego słabością.
O ten dług panowie pokłócili się do tego stopnia, że sprawa trafiła do sądu cywilnego w Gliwicach i Jerzy G. ją przegrał. Dług urósł z odsetkami do 800 tys. zł. Komornik zajął już jego auto, wynagrodzenia i przystąpił do egzekucji z domku jednorodzinnego.

Wtedy podpisali ugodę. Komornik wstrzymał egzekucję, dług zmalał do 170 tys. zł, ale wierzyciel nie zamierzał z niego rezygnować.
Zrobię z ciebie doktora

W ramach tej ugody Jerzy G. zobowiązał się, że pomoże Frydrychowskiemu, socjologowi z wykształcenia, w napisaniu doktoratu. Dlatego 17 sierpnia 2008 roku sprowadził ofiarę do lasu w Wymysłowie pod pozorem fotografowania kretowisk, do tego doktoratu.

W lesie czekało na nich trzech oprychów. Mieli ze sobą wiaderko (niby na grzyby), rękawiczki, nieduży kij. Jeden z nich przebrany za sportowca biegnąc specjalnie uderzył Frydrychowskiego łokciem, drugi podciął mu nogi, a trzeci złapał za głowę, by go skrępować. Potem bili i dżgali.

- Poszło łatwo, nawet się specjalnie nie rzucał - usłyszał mechanik od jednego ze sprawców. Nawet nie ukrywali twarzy.
19 listopada 2009 roku Jerzy G. został aresztowany pod zarzutem zabójstwa. Śledczy przyszli po niego do domu. Odtąd siedzi w areszcie w Katowicach.

Sąd skazał wczoraj tych czterech sprawców na 25 lat pozbawienia wolności. Trzech z nich - bracia Robert i Rafał T., recydywiści były prezydent Zabrza, mogą ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie dopiero po 20 latach.
Będzie odwołanie?

Jerzy G. konsekwentnie twierdził, że wspólników w ogóle nie zna, że jest pomawiany o śmierć swojego znajomego. Wikłał ofiarę w narkotyki i kradzieże.

Pozostali sprawcy przyznawali się do pojmania Frydrychowskiego, ale nie do zabójstwa. - Skrępowaliśmy go i zostawili prezydencikowi - wyjaśniali. Ślady na miejscu zdarzenia wskazują, że sprawców było wielu, że śmiertelne były ciosy w głowę i podcięcie gardła.

Przebieg zdarzenia został zrekonstruowany głównie w oparciu o wyjaśnienia mechanika, Tomasza L., który stał na czatach i nie brał udziału w zabójstwie.

Myślał tylko o jednym, żeby zabić?

Sędzia Józef Kapuściok, przewodniczący składu orzekającego:
- Zadane rany świadczą o zamiarze zabicia pokrzywdzonego. W dniu zabójstwa kierowała Jerzym G. jedna myśl: pozbawić go życia.

Całe zdarzenie trwało zaledwie pięć minut. Każdy ze sprawców miał rozpisaną rolę, uzgodnioną wcześniej z Jerzym G. Wszyscy działali z zamiarem pozbawienia życia ofiary, po to go krępowali i kneblowali, bili a potem ciało ukryli w zaroślach.

Prokurator Tomasz Małuch:
- Jestem usatysfakcjonowany tym wyrokiem, o tak wysokie kary wnosił też urząd prokuratora. Sąd w pełni podzielił ocenę materiału dowodowego zebranego w podczas śledztwie. To sukces autora aktu oskarżenia, prokuratora Radosława Palki.
Mecenas Bogusław Janas, pełnomocnik matki zabitego Lecha Frydrychowskiego:
- Przyjmuję ten wyrok z satysfakcją i zaraz przekaże wiadomość matce Lecha, która na czas tego procesu wyjechała do Niemiec. Bała się medialnego zainteresowania. Leszek, bo tak na niego mówiła, pomagał jej w prowadzeniu księgarni. Był dobrym, wesołym człowiek. Jego matka ani razu nie pojawiła się na sali rozpraw. Publikacji wyroku przysłuchiwała się tylko siostra Lecha z mężem.

Małgorzata Bednarska-Myczkowska, obrońca Jerzego G.:
- Obrona wnosiła o uniewinnienie Jerzego G. Po konsultacji z klientem rozważymy możliwość złożenia odwołania od tego skazującego wyroku. Jest nieprawomocny.

Jerzy G. były prezydent Zabrza, skazany za zabójstwo swojego wierzyciela:
- To nie był dług tylko nakaz zapłacenia w moim pojęciu całkowicie nieuprawniony. Ja tego nigdy nie będę nazywał długiem. Ale przez sąd zostałem zobowiązany do zapłacenia prawie miliona złotych. Lech Frydrychowski złożył mi ofertę: jeśli pomogę mu w napisaniu doktoratu, to on zapomni o zadłużeniu.

To była niedziela po nawałnicy, która zniszczyła wieś Sierakowice na Opolszczyźnie. Pojechałem zobaczyć skutki tej burzy. Właśnie wtedy zginął Lech Frydrychowski.

Robiłem zdjęcia szkód, jakie wyrządziła burza, ale wkrótce zawezwany zostałem telefonicznie do mieszkania córki w Rudzie Śląskiej. Pociął się jej chłopak. Krwi było ogromnie dużo, a jej ślady w całym mieszkaniu, nawet na drzwiach wejściowych do bloku. Szybko wróciłem i zabrałem się do porządków. Nie, nie była to żadna próba samobójcza. Chłopak odcinał kawałek surowego mięsa dla kota i skaleczył się w palce.

Nie mam bladego pojęcia, jak zginął Lech Frydrychowski. Po co miałbym go zabijać, skoro zawiesił mi spłatę długu i podpisał ze mną korzystną ugodę.

Dlaczego mój telefon logował się w okolicach lasu pod Będzinem, gdy ja sprzątałem mieszkanie córki w Rudzie Śląskiej? Też chciałbym wiedzieć. Zauważyłem kilka razy, że ktoś włamał się do mojego auta, gdzie pozostawiłem telefon przez roztargnienie. Ktoś podrobił kartę SIM i korzystał z niego. Ktoś mnie wrabia. Nie jestem hazardzistą, nie gram w karty.



*Operacja przeszczepu twarzy: Poznaj pacjenta i autorów sukcesu [ZDJĘCIA + OPINIE + KOMENTARZE]
*MISS ŚLĄSKA I ZAGŁĘBIA 2013: TEGO NIE ZOBACZYCIE W TELEWIZJI
*Maluch z Allegro: Fabrycznie nowy Fiat 126 z 1979 r. i wielki skandal
*Dni Miast 2013 [PROGRAM IMPREZ]: Chorzów, Będzin, Ruda, Sosnowiec, Wodzisław i inne!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!