Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święto Górników Morskich. Małe górnicze miasteczko na wodach Bałtyku [WIDEO,ZDJĘCIA]

Dorota Abramowicz
Życie na platformie wiertniczej
Życie na platformie wiertniczej Przemek Świderski
Barbórkę, tradycyjne święto górnicze obchodzone 4 grudnia, świętują nie tylko pracownicy śląskich kopalni i Zagłębia Miedziowego, ale także geolodzy oraz osoby zatrudnione przy poszukiwaniu i wydobyciu surowców mineralnych, ropy i gazu.

Szymon Szewczyk

Platforma LOTOS Petrobaltic jest podobna do potężnego owada na cienkich nogach, wbitych na głębokość 9 metrów w morskie dno. Ten „owad” jest największą wśród morskich i zarazem trzecią największą kopalnią ropy w Polsce. W tej kopalni podczas jednej dwutygodniowej zmiany pracuje ok. 60 osób. Grupa LOTOS zatrudnia w Polsce prawie 400 górników morskich, z tego blisko 200 na morzu. Kolejnych 100 pracuje na Litwie i w Norwegii.

Na platformie obowiązują bardzo rygorystyczne wymogi bezpieczeństwa, ciągłe ćwiczenia i alarmy. Do lądu daleko, więc w kopalni na morzu stale dyżuruje lekarz. Dr Piotr Sulestrowski, internista z Gdyni, przez wiele lat pływał na dalmorowskich statkach rybackich. Mówi, że podczas długich rejsów bywało trudniej. Do lądu daleko, zdany był tylko na siebie. A tu, w razie potrzeby, zawsze można wezwać śmigłowiec. - Ludzie pracują po kilkanaście godzin na zewnątrz, więc teraz najczęstszymi dolegliwościami są infekcje górnych dróg oddechowych - twierdzi dr Sulestrowski. - Zdarzają się też drobne urazy, raz doszło do złamania.

Górnicy morscy, tak jak marynarze, muszą przechodzić badania psychotechniczne raz na dwa lata. Po ukończeniu pięćdziesiątki - raz na rok. Do tego dochodzą szkolenia. Praca na platformie wymaga zachowania nieustannej koncentracji. Tu nie ma miejsca na ułańską fantazję. Sławomir Sadowski, szef biura logistyki, związany od ćwierć wieku z firmą Lotos Petrobaltic przypomina, że od 20 lat obowiązuje kategoryczny zakaz spożywania alkoholu. Każdy, kto ośmieliłby się spożyć nawet niewielką ilość trunku, musi liczyć się z natychmiastowym zwolnieniem dyscyplinarnym.
Nikt więc nie próbuje.

- Powiem pani ciekawostkę - dodaje kierownik Węgrzyński. - Na platformie jest mniej wypadków niż w biurze w Gdańsku.

Jarosław Węgrzyński, absolwent krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, przeszedł na platformie wszystkie stanowiska. Jak każdy młody górnik zaczynał od pracy fizycznej (pomocnik wiertacza), przez operatora, inżyniera, by wreszcie objąć stanowisko kierownicze. - Tu nie ma kierowników z nadania - zaznacza.

Na platformach pracował też od najniższego stanowiska towarzyszący nam w wyprawie Krzysztof Sułecki, wiceprezes zarządu i dyrektor ds. poszukiwań i wydobycia LOTOS Petrobalticu, który pamięta czasy, gdy poszukiwaniem złóż na Bałtyku zajmowała się Wspólna Organizacja Poszukiwań Naftowych z udziałami Polski, ZSRR i NRD . Po roku 1990 r. Polacy wykupili udziały pozostałych państw.

Szymon Szewczyk

Fani szefa kuchni

Platforma przypomina małe miasteczko. Mechanicy i elektrycy, pracownicy siłowni, kierowanej przez chiefa mechanika Dariusza Szycę, doglądają stanu technicznego i serwisują wszystkie urządzenia, by zapewnić ciągłość prac na platformie.

Jak miasteczko, to i restauracja musi być. I to całkiem niezła, nieustępująca ofercie dobrej, hotelowej kuchni. Dzienna norma - 4 tysiące kalorii (co dla ludzi tak ciężko pracujących nie jest wielkością wygórowaną), owoce, słodycze, śniadania, kolacje i dwa posiłki ciepłe dziennie, wydawane między 11.30 a 12.30 i od 23.30 do wpół do pierwszej w nocy.

Leszek Pawłowski, szef kuchni, ma wśród nafciarzy grupę stałych fanów. Sam mówi, że gotowanie jest jego pasją. I nie przeszkadza mu, że - jak to w tym zawodzie bywa - musi wstawać pierwszy i kłaść się spać ostatni.

Szef kuchni pracę na morzu rozpoczął przed 40 laty na statkach PLO. - Jeden z rejsów na Afrykę Zachodnią, na Radomiu trwał 300 dni - wzdycha. - Była połowa lat 70. Pływaliśmy do Angoli, a na redzie w Lagosie na rozładunek czekało kilkaset statków, więc postoje ciągnęły się miesiącami. A konkretnie 180 dni. Dlatego praca na platformie w systemie dwa na dwa tygodnie po takich doświadczeniach nie jest w najmniejszym stopniu uciążliwa. Zresztą po powrocie do domu też biorę się do gotowania.

To nie choroba

Na czwartym piętrze mieści się radiostacja. Choć dzięki przekaźnikowi telefonii komórkowej można bez problemów rozmawiać z rodzinami, to radiooficer jest na platformie niezbędny. Od północy do południa dyżuruje Cezary Komor. To on podczas lądowania naszego helikoptera podawał pilotom współrzędne i informacje pogodowe, to on utrzymuje stałą łączność ze statkami obsługującymi platformę, monitoruje non stop czujniki gazowe i przeciwpożarowe, odbiera wezwania o pomoc.

- Na morzu spędziłem już 27 lat - mówi radiooficer. - Z tego dziesięć na statkach rybackich. Dawniej było to niezbędne stanowisko na każdej jednostce pływającej. Dziś potrzebują nas jedynie na platformach wiertniczych i statkach pożarniczych. Jak pracuje się na platformie? Nie narzekam. Co dwa tygodnie wracam do domu, a co nie jest bez znaczenia - inaczej niż na statkach, na platformie nie kołysze.

Kiedy wracam po godzinie do radiostacji, dyżur pełni absolwentka nawigacji Akademii Morskiej w Szczecinie, Magdalena Mączkowska. Praca na platformie wiertniczej przez długi czas kojarzona była z zajęciem dla silnych, twardych mężczyzn. Jeszcze przed kilkoma laty na polskich platformach nie pracowała żadna kobieta. Przed dwoma laty na ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników na platformy odpowiedziały cztery panie. Dziś pracują tam dwie. Na platformie LOTOS Petrobaltic na razie tylko Magdalena Mączkowska. Jej zmienniczka niedawno wzięła urlop bezpłatny, by popłynąć w rejs. - Co w tym dziwnego, że tu jestem? - Magdalena wzrusza ramionami. - Bycie kobietą to nie choroba. Wcześniej pływałam na kontenerowcu, ale nadeszła chwila, gdy postanowiłam coś zmienić. Pierwsza na platformie pojawiła się Kasia. Po niej przyszłam ja. Początki były jak wszędzie trudne. Taki urok nowości, trzeba się przyzwyczaić...

Bez współczucia

Adam Kurzawa, mechanik urządzeń wiertniczych z 33-letnim stażem, obrusza się, gdy mówię, że współczuję mu ciężkich warunków pracy.- Współczuć można komuś, kto jest chory, a ja sam wybrałem zawód. I ta praca sprawia mi dużą satysfakcję - mówi. - Najwyżej można podziwiać, że jesteśmy w stanie podołać tym wyzwaniom.

Adam Kurzawa pochodzi z Podkarpacia - kolebki wiertników i pierwszego na świecie zagłębia ropy naftowej. Skończył technikum kształcące wiertników. Miał osiemnaście lat, gdy kolega opowiedział mu o pracy na platformie. A że zawsze był niespokojną duszą, postanowił wybrać się nad morze.

- I nie żałuję wyboru sprzed ponad 30 lat - podkreśla. - Zimno? Wiatr? Wcale mi nie przeszkadza. Bywa, że czasem muszę też wejść na koronę wieży wiertniczej. Mówi pani, że to dużo? Ponad 20 pięter? Możliwe, ale proszę popatrzeć na to inaczej. Takich wspaniałych widoków nigdzie pani nie zobaczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Święto Górników Morskich. Małe górnicze miasteczko na wodach Bałtyku [WIDEO,ZDJĘCIA] - Dziennik Bałtycki