Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Świadectwo księdza Pawlara

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Nakładem oficyny Silesia Progress ukazała się skromna, ale nadzwyczaj cenna publikacja: „Dziennik księdza Franza Pawlara. Górny Śląsk w 1945 roku. Opis pewnego czasu”, w przekładzie z języka niemieckiego i z komentarzami Leszka Jodlińskiego.

Jest taka scena w filmie „Gloria i exodus - historia szlachty śląskiej”, w której pewna starsza kobieta wspomina czasy, gdy była opiekunką dzieci hrabiostwa Balles-tremów. Parę lat temu Andrzejowi Klamtowi i Ronaldowi Urbańczykowi, realizatorom tego dokumentu, udało się nawet pozyskać amatorski filmik z tamtej epoki, nakręcony w pobliżu pałacu w Pławniowicach.
Oba te świadectwa, zręcznie wykorzystane przez wywodzących się z naszego regionu filmowców, niosą rzetelny walor historyczny i sentymentalny. I oba bledną w konfrontacji z materiałem, który w tych dniach trafił do naszych rąk.

Oto nakładem oficyny Silesia Progress ukazała się skromna, ale nadzwyczaj cenna publikacja: „Dziennik księdza Franza Pawlara. Górny Śląsk w 1945 roku. Opis pewnego czasu”, w przekładzie z języka niemieckiego i z komentarzami Leszka Jodlińskiego.

Ta niezbyt obszerna książka uwiarygodnia dramatyczne wydarzenia z okresu wycofywania się wojsk niemieckich, wkraczania Armii Czerwonej i usadowiania się administracji polskiej. Jest godnym zwieńczeniem, ustanowionego przez Sejmik Województwa Śląskiego, Roku Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej.

Czy „Dziennik...” przynosi fakty, o których wcześniej nie wiedzieliśmy? Ukonkretnia je. Dotąd na przykład sądziłem, że pałac w Pławnio-wicach ocalał tylko dlatego, że ulokowała się w niej kwatera marszałka Iwana Koniewa, dowódcy I Frontu Ukraińskiego, a w świetle na bieżąco dokonywanych notatek ks. Pawlara, który był kapelanem w pałacowej kaplicy i bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń, nie jest to ścisłe.
Sowieci weszli do tej miejscowości 23 stycznia, a do pierwszych pożarów we wsi doszło z powodu nieuwagi jednego z niemieckich żołnierzy, który nieumiejętnie posłużył się pancerfaustem. Niebawem rozgorzała walka uli-czna, w czasie której wszyscy mieszkańcy pochowani byli w piwnicach swych domostw. Dopiero dwa dni później, w czwartek, 25 stycznia, ks. Pawlar zetknął się z oficerami kwatermistrzostwa Koniewa, których oprowadził po pałacowych salach i komnatach. Sowieci „zachowywali się bardzo normalnie”, choć na odchodnym bezceremonialnie zabrali akordeon, gramofon i myśliwską dubeltówkę.

Pałac pozostawał wówczas w stanie niemal zupełnie nienaruszonym, a jego właściciela, hrabiego Mikołaja (Nikolaus) już wtedy na Śląsku nie było; trzy tygodnie później zginął w nalocie na Drezno.

Szabru dokonywali w następnych dniach - ks. Pawlar w paru miejscach pisze o tym ze zgrozą i zgorszeniem - przede wszystkim miejscowi, tudzież robotnicy przymusowi, wcześniej przetrzymywani w specjalnych barakach.

Oni też jako pierwsi dobrali się do sporych zapasów wina, zgromadzonych w pałacowych piwnicach. Miało się to zresztą obrócić przeciwko złodziejom, bo fama o morzu alkoholu, do którego łatwo można się dobrać, rychło dotarła do sowieckich sołdatów, którzy nie mogąc niczego znaleźć, poszukiwania przenieśli do chłopskich chałup i tam zaczęli rabować zrabowane…
Nieprzyjemne sprawy więc wyzierają spod kart „Dziennika” ks. Pawlara, ale nie sposób z nimi polemizować, skoro na mszy jedna z jego parafianek zjawiła się… w szlafroku należącym do hrabiny Anny von Ballestrem, a z szabrowanym komnat ksiądz wyganiać musiał nawet dzieci. Inna rzecz, że dzieła zniszczenia kaplicy i innych salonów dokonali potem Sowieci, bo rzeczywiście marszałek Koniew ze swoim sztabem tu się ulokowali, ale chyba nie na dłużej niż tydzień, może 10 dni.
W lutym i następnych miesiącach postrach siali nie tylko żołnierze, ale także spoufaleni z nim pojedynczy mie-szkańcy wsi, w tym pewien osobnik, który w latach poprzednich uchodził za najbardziej w okolicy zdeklarowanego nazistę.

Ks. Pawlar zapewne wiedział, o czym pisze, bo był wcześniej przez brunatny reżim szykanowany. Być może, właśnie te okoliczności sprawiły, że wioska i pałac - mimo wszystko - ocalały, bo wokół dochodziło do jeszcze gwałtowniejszych pogromów. Nie wiedziałem, że aż tylu księży zostało wtedy zamordowanych w miejscowościach rozsianych wokół Gliwic czy Toszka.

Ks. Franz (Franciszek) Pawlar był erudytą i poliglotą (już wtedy całkiem nieźle znał rosyjski!). Prawdopodobnie w jego archiwum znajdują się jeszcze inne ciekawe opracowania. Może warto do nich zajrzeć? Przez 30 lat był proboszczem w Krzanowicach. W roku 1994 został pochowany w rodzinnych Bieńkowi-cach.


*Prezenty pod choinkę 2015 To najciekawsze propozycje
*Dramatyczny apel: Złodzieju, oddaj komputer ze zdjęciami mojej zmarłej żony
*Roraty 215: Pytania i odpowiedzi z Małego Gościa Niedzielnego
*Jak zdobyć becikowe i 1000 zł na dziecko? ZOBACZ KROK PO KROKU
*Jesteś Ślązakiem, Zagłębiakiem, czy czystym gorolem? ROZWIĄŻ QUIZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!