Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daisy nie znosiła świąt Bożego Narodzenia w Pszczynie. Dlaczego? Oto rozwiązanie tajemnicy

Jolanta Pierończyk
Księżna Daisy w Pszczynie
Księżna Daisy w Pszczynie Zbiory muzeum zamkowego w Pszczynie
Księżna Daisy nie lubiła świąt Bożego Narodzenia w Pszczynie. Dlaczego? Miałam prywatną małą uroczystość w moim własnym pokoju - napisała księżna w pamiętniku. - Gdybym urządzała coś takiego publicznie, pomyślano by, że chcę podkopać konstytucję Prus.

Daisy nie lubiła Bożego Narodzenia w Pszczynie.

- Spędziła tu tylko siedem świąt - mówi Christine Rickards-Rostworowska, rodaczka Daisy, która zafascynowana historią życia panny Marii Teresy Oliwii Cornwallis-West, przyszłej księżnej von Pless, postanowiła napisać jej biografię. - Aż 15 razy była w tym czasie w Książu, gdzie czuła się znacznie lepiej. Sześć razy udało się jej wrócić na ten czas do Anglii i spędzić święta z rodziną. Jej mąż, późniejszy książę pszczyński Jan Henryk XV, nie miał nic przeciwko świętom w Anglii. Można powiedzieć, że je tam lubił. Uwielbiał bowiem polowania w Anglii - dodaje Rickards-Rostworowska.

Pierwsze święta w Pszczynie Daisy spędziła w roku 1896 (pierwsze święta po ślubie młodzi państwo spędzili w Anglii, drugie na Sri Lance w drodze do Indii, kolejne też poza Pszczyną). Było ponuro, nudno.

Czas przed wigilią, jak ustaliła Christine Rickards-Rostworowska, spędziła na wysyłaniu kartek z życzeniami, podczas gdy jej teściowa, czyli księżna Matylda, żona Jana Henryka XI, przygotowywała prezenty. Denerwował ją niemiecki obowiązek manifestowania radości z prezentu.

- Trafiła na czas, gdy prezenty w Niemczech stały się narodowym obowiązkiem. Zbyt wiele czasu i energii poświęcano na ich przygotowywanie. Najgorsze było jednak długotrwałe okazywanie wdzięczności - mówi Christine Rickards-Rostworowska.

Drugie święta, w roku 1897, też nie były udane. Nie cieszyły jej nawet świece na choince. Kojarzyły się jej raczej ze świecami przy… trumnie. „Tak umiera dziecięca niewinna radość” - napisała w pamiętniku.

Góralska Pasterka na Straconce

Czego brakowało księżnej podczas świąt w Pszczynie?

Brakowało jej trzech rzeczy, bez których żaden Anglik nie wyobraża sobie świąt Bożego Narodzenia: crackersów, ciasteczek mince pies oraz plum puddingu.

Cracker to cukierek w kształcie walca wykonany z papieru, z niespodzianką w środku i odrobiną… materiału wybuchowego. Christmas cracker jest rozrywany z dwóch stron, wydając dźwięk podobny do sztucznych ogni.
Mince pies w XV czy XVI wieku były to babeczki nadziewane mielonym mięsem (mince znaczy mielone), ale w XIX wieku nadzienie było już słodkie: z suszonymi owocami, rodzynkami, z dodatkiem brązowego cukru, octu, łoju (dziś zastępowanego tłuszczem roślinnym).

I pudding - także z suszonymi owocami, brązowym cukrem, ale także tartą bułką, tartą marchewką, cytryną, jajkami…

- Angielską tradycją jest zamieszać to wszystko od lewej do prawej strony na szczęście - mówi Christine Rickards-Rostworowska. - A przygotowywanie puddingu zajmowało nawet 9-10 godzin. Świąteczne menu przygotowywało się ze trzy dni. Dzieci z bogatych domów brały w tym udział. I Daisy pewnie też w tym uczestniczyła.

Do puddingu wrzucano srebrne monety lub miniaturowe srebrne podkowy.

Wniesienie puddingu poprzedzało wygaszenie świec i lamp. Pudding polewano ciepłą brandy, zapalano i wnoszono płonący. Podczas tego śpiewano kolędy.

Góralska Pasterka na Straconce

Pudding udekorowany był gałązką ostrokrzewu, który w Anglii zwany jest holy, czyli święty.

- Jego cierniste listki przypominają o koronie cierniowej Chrystusa, a czerwone owoce to jak krople Chrystusowej krwi - mówi Angielka.

Kiedy przychodziło Daisy spędzać Boże Narodzenie w Pszczynie, sprowadzała te trzy ważne dla Anglika atrybuty świąt i urządzała prywatne święta z angielską pokojówką i angielskim lokajem swojego męża.

Sama w swoim pamiętniku zatytułowanym „Taniec na wulkanie” tak pisze o świętach w Pszczynie: „Święta tu ani trochę nie były podobne do mojego rodzinnego Bożego Narodzenia w Anglii. Mieliśmy piękne niemieckie kolędy, za to nie było walca papierowego z drobną niespodzianką, ogniem bengalskim, który wybucha, gdy dwie osoby rozrywają go, ciągnąc w przeciwne strony, ani babeczek z leguminą z jabłek, rodzynek, skórki pomarańczowej i migdałów, ani nawet puddingów śliwkowych. W następnych latach otrzymywałam je z Anglii i miałam prywatną małą uroczystość w moim własnym pokoju, do której przyłączała się moja angielska pokojówka i angielski lokaj mojego męża. Gdybym urządzała coś takiego publicznie, pomyślano by, że chcę podkopać konstytucję Królestwa Prus”.

Samo Boże Narodzenie - tak, bo... równały księcia z chłopem

O znacznie bardziej lubianych świętach w Książu księżna von Pless napisała w pamiętniku: „O wiele bardziej lubiłam nasze okazjonalne Boże Narodzenia w Książu. Były one bardzo szczęśliwe, niemal święte, ponieważ wszyscy nasi strażnicy, służba oraz inni nasi pracownicy, obchodzili święta z nami. Były prezenty dla każdego i dużo uciechy ze znajdowania ich. Niektórzy z moich angielskich przyjaciół mieli zwyczaj przyjeżdżania do nas, pozostawania przez czas jakiś i pomagania nam w tym. Każdy czuł się swobodnie i był szczęśliwy. Jest to jedna z najprzyjemniejszych stron niemieckiego życia, że przy takich okazjach idealna równość panuje między księciem i chłopem”.

Poweselały święta dla Daisy, nawet w Pszczynie, gdy na świat przyszły dzieci, najpierw Hansel, czyli późniejszy Jan Henryk XVII (w 1900 r.), potem - Aleksander, zwany Lexlem (1905).

Góralska Pasterka na Straconce

Najbardziej jednak, jak wynika z jej osobistych zapisków, lubiła okołoświąteczną dobroczynność, obdarowywanie służby i pracowników, organizację przyjęć dla nich. „Na nasze pierwsze Boże Narodzenie [chodzi o Boże Narodzenie w roku 1907, po śmierci teścia, Jana Henryka XI, kiedy na czele księstwa pszczyńskiego stanął wreszcie jej mąż, Jan Henryk XV - przyp. red.] zorganizowaliśmy prezenty i rozrywki dla ludzi w Pszczynie i Książu” - czytamy w „Tańcu na wulkanie”.

Maria Teresa Oliwia Cornwallis-West, zwana Daisyurodziła się 28 czerwca 1873 w zamku Ruthin w Denbighshire w Walii. 8 grudnia 1891 r. poślubiła Jana Henryka XV, który księciem pszczyńskim został dopiero w roku 1907, po śmierci swojego ojca, Jana Henryka XI. Z tego małżeństwa było trzech synów: Jan Henryk XVII, Aleksander i Bolko.

Księżna Daisy zmarła 29 czerwca 1943 r. w Wałbrzychu.

Christine Rickards-Rostworowska - angielka mieszkająca w Krakowie. Od kilku lat pracuje nad biografią księżnej Daisy, korzystając m.in. z archiwów angielskich.


*Prezenty pod choinkę 2015 To najciekawsze propozycje
*Najlepsze życzenia SMS na święta Bożego Narodzenia
*Tani karp na święta: Gdzie i za ile kupić rybę?
*Quiz o Gwiezdnych wojnach: Sprawdź, czy znasz i zdasz i pochwal się wynikiem
*Tragiczny wypadek w Tychach: Dzieci zginęły, chociaż przejście było dobrze oświetlone

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Daisy nie znosiła świąt Bożego Narodzenia w Pszczynie. Dlaczego? Oto rozwiązanie tajemnicy - Dziennik Zachodni