Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

3 kobiety, (prawie) 3 pokolenia, 3 miłości. Prosta historia o życiu

Magdalena Nowacka-Goik
Lucyna Nenow/DziennikZachodni
O randkach, zalotach, o tym, kiedy można zaprosić sympatię do domu i mieszkaniu przed ślubem, opowiadają nam trzy bytomianki z dwóch pokoleń - Joanna Włoczka, Aleksandra Prajs i Paulina Włoczka. Mama i dwie córki

Przełom lat 60. i 70. XX wieku. Joanna (wszyscy mówią do niej Janka) jest śliczną nastoletnią dziewczyną. Ciemnooka i ciemnowłosa, podoba się chłopcom. Ubrana w minispódniczkę, mocno podwiniętą, przyciąga wzrok. Ale kiedy wraca do domu, spódniczka jest już tak obciągnięta, żeby wytrzymała krytykę rodziców. Ma być skromnie. Tak jak w prawdziwej, katolickiej, tradycyjnej, śląskiej rodzinie.

Za 20 lat ona sama będzie kręcić głową nad ubiorem córki Oli - długimi spódnicami i rozciągniętymi swetrami. Teraz, po 40 latach, kiedy jej druga córka, 20-letnia Paulina się ubiera, już tylko macha ręką. Młodość ma swoje prawa.

Trzy kobiety. Joanna Włoczka ma 61 lat. Jej starsza córka Aleksandra - 37, a najmłodsza, Paulina - 20. Bytomianki z krwi i kości. Każda szczęśliwie zakochana. Joanna niedawno świętowała z mężem 40. rocznicę małżeństwa, Ola jest 11 lat po ślubie. Paulina - od roku ma pierwszą poważną, stałą sympatię. Łączą je więzy krwi. Dzielą pokolenia. Bo chociaż Ola i Paulina to siostry, między nimi jest aż 17 lat różnicy. Inne obyczaje, inny świat „kodeksu zachowań młodej panny”. Pierwsze zaloty, pocałunki, bycie ze sobą. Miłość jest jedna, ale obyczaje się jednak zmieniają.

„To była pierwsza miłość, ta najsłodsza, niewinna...”

Pierwsza miłość Joanny? - Mogłam mieć wtedy z 14-15 lat. Mieszkałam w bytomskiej dzielnicy Łagiewniki. Chodziłyśmy z koleżankami na potańcówki do dzielnicowego domu kultury. Tam poznałam pierwszą sympatię. Był z grupką kolegów. Starszy ode mnie, bo ja kończyłam podstawówkę, a on był już w szkole zawodowej. Nie było mowy o spotkaniach sam na sam. Jeśli randka, to podwójna, z jeszcze jedną parą. Odwiedziny w domu? Absolutnie nie - wspomina Joanna. To właśnie zapraszanie do domu chłopca było wtedy wyznacznikiem stopnia znajomości. Wyznania miłosne? Oboje byli powściągliwi. - To inni mi mówili, że „on jest za tobą głupi” - śmieje się Joanna. Jeździli do Chorzowa, do WPKiW. Czasem na basen. Nie pamięta, jak doszło do „rozstania”. Ale chłopak pocieszył się i, jak się okazało, ożenił z koleżanką Joanny. Dokładnie z tą, z którą Joanna chodziła na taneczne zabawy.

Potem była znajomość nawiązana na wczasach w Zakopanem. Chłopak uczył się w technikum żeglugi śródlądowej. - Przyjechał mnie odwiedzić ubrany w mundur marynarski. Spotkaliśmy się jednak poza domem. Potem dużo do siebie pisaliśmy. To była era przed telefonami komórkowymi, korespondencja kwitła, zamiast emotikonów były listy, obklejone nalepkami - uśmiecha się do wspomnień Joanna.

Początek lat 80. Aleksandra ma 5 lat. Jest na podwórku z tatą i bratem. Ma piękne, długie włosy. Huśta się na podwójnej huśtawce. Podchodzi do niej chłopiec niewiele od niej starszy i grzecznie pyta, czy może pohuśtać się razem z nią. - To było chyba to moje pierwsze zauroczenie - śmieje się Ola. Zawsze towarzyska i kochliwa, ale… na chwilę. Fascynowały ją podróże i język angielski. Miała szerokie towarzystwo i z każdego wyjazdu przyjeżdżała zakochana. - Moje „miłości” zawsze były na odległość. To były czasy bez internetu, pozostawała tradycyjna korespondencja, potem SMS-y - opowiada.

Paulina swoją pierwszą miłość, Janka, poznaje w I klasie gimnazjum. - To była era „Naszej Klasy” i właśnie poprzez ten portal do mnie napisał z propozycją spotkania. Byłam w siódmym niebie - opowiada. Janek świetnie grał w piłkę, ona była mistrzynią siatkówki. Spotykali się głównie na zawodach. Miłość była gorąca, krótka i burzliwa.

Randki, zaloty i co wypada, a czego nie, młodej panience

Joanna kończy szkołę zawodową, ma 18 lat. Codziennie na przystanku widzi przystojnego chłopaka. Wpada jej w oko, ale nie ma mowy, żeby pierwsza się do niego odezwała.
- Dziewczyna musiała być powściągliwa i nie mogła wychodzić z inicjatywą - opowiada. Do zapoznania dojdzie dopiero w wakacje. To będzie przyszły tata Oli i Pauliny. A Joanna do dzisiaj pamięta datę tego pierwszego poznania swojej prawdziwej miłości - 18 lipca 1972 r.

Mieszka w typowym śląskim familoku. Któregoś dnia, kiedy stoi przed ajnfartem (bramą), na rowerze podjeżdża „znajomy z przystanku”. - Przedstawił się i odważnie powiedział, że mu się podobam. I czy może się ze mną spotkać - opowiada. Spotykali się trzy lata. - Zaczęły się już prawdziwe randki, takie we dwoje. Zaproszenia do kawiarni na przykład. On planował i proponował. Nie było też mowy, żebym to ja miała w tej kawiarni płacić. Tak było przyjęte, zawsze on - mówi Joanna. Przyznaje, że potem, zwłaszcza przy młodszej córce, to się dziwiła, że zdarza się, iż płaci ona z chłopakiem na zmianę. Joanna pamięta też rowerowe wyprawy na tandemie. Oczywiście rower załatwił on. Prezenty, kwiaty? Musiała być konkretna okazja: albo urodziny, albo... pamiątka z podróży. Za to miały swoją wartość. No i zobowiązywały. - Po roku naszej znajomości wyjechał z ojcem do sanatorium i nie było go przez prawie miesiąc. To z tego wyjazdu przywiózł mi złoty wisiorek do łańcuszka - opowiada. Po pół roku znajomości Joanna zaprasza w końcu swojego ukochanego do domu. - Nie spieszyłam się - zaznacza. - Mój ojciec już wtedy nie żył, mieszkałam tylko z mamą. I nie wiem, ile by to jeszcze trwało, gdyby kiedyś moja mama nie powiedziała mi wprost: „No przyjdź tu z tym swoim kolegą, pokaż go, bo ja tu słyszałam, że ma takie długie włosy” - śmieje się Joanna. Wtedy jednak trochę się tym martwiła. Był rok 1972, długie włosy u chłopaków w modzie, a przyszły tata Oli i Pauliny czuprynę miał bujną, gęstą i wyglądał w niej bardzo dobrze. Cóż, kiedy starszym jednak się to nie podobało. Tym razem Joanna miała szczęście. Kiedy mama poznała nazwisko „kolegi”, okazało się, że ich rodzice znają się, i to od dziecka, bo mieszkali kiedyś w pobliżu. Chłopak Janki miał więc „referencje”. Dziewczyna odetchnęła. I także ona, z racji tej znajomości rodziców, została życzliwie przyjęta przez przyszłych teściów. „Jak to dobrze, że to córka Hażbietki” - usłyszała od nich.

Rok 2001. Ola ma 23 lata. Nie w głowie jej stałe związki, znowu jedzie w podróż. Tym razem to wyjątkowy wyjazd, długo zbierała na niego pieniądze. Pod koniec sierpnia ma lecieć do Nowego Jorku. Kończy właśnie kolegium językowe, jest maj, a ona pisze pracę. Ale koledzy wyciągają ją na koncert do klubu w Krakowie. Tam poznaje Michała. - To była miłość od pierwszego wejrzenia i dobrze, że bilet miałam już kupiony, bo chyba zrezygnowałabym z tego wyjazdu - śmieje się Ola. Przez tydzień codziennie telefony. Na weekend Ola jedzie do Wrocławia. „W sprawie materiałów do mojej pracy” - mówi. We Wrocławiu na stancji mieszka Michał (jest z Chorzowa) i studiuje. Do domu Ola przyprowadzi go za trzy miesiące, tuż przed swoim wyjazdem do Stanów. Wyjeżdża, ale już wie, że to coś poważnego. Michał przyjedzie tam do niej na 1,5 miesiąca. Piszą do siebie maile. Era sprzed popularności „czatów”. Potem są już spotkania w Polsce. Co drugi weekend Michał jest w Chorzowie, w pozostałe Ola jedzie do niego do Wrocławia. - Nasze randki? Galerie, wystawy, koncerty, no i imprezy. Zachłysnęliśmy się Wrocławiem - opowiada.

Najmłodsza, Paulina, swoją miłość, Tomka, poznaje po maturze. Kiedy zaczyna studia, już są razem. Jest 2014 rok. Ale wszystko zaczęło się od brata Pauliny, z którym razem chodziła na siłownię. Ćwiczył tam też jej przyszły chłopak. - Tomek zajrzał mu w karnet na siłowni. I kiedy wpisał jego nazwisko na Facebooku, przy okazji wyskoczyło moje zdjęcie - mówi Paulina. Nie wiadomo jednak, czy coś z tej znajomości by wyszło, bo Paulina przestała chodzić na siłownię. Wtedy Tomek zdobył jej numer od brata i wysłał jej SMS, zachęcając, aby wróciła. I przy okazji oferując, że przygotuje jej plan treningowy. Do domu przyprowadziła go po dwóch miesiącach. - Tylko co go poznała, to mówiła: Mamo, a mogę z nim przyjść do domu? A ja jej na to: Paulina, do domu z nim przyjdziesz, jak będziesz chodziła z nim na poważnie - mówi mama Joanna. Paulina wzdycha: Oli więcej było wolno... Jej randki? - Moja mama mówiła, że w jej młodości było nie do pomyślenia, żeby to dziewczyna coś proponowała, organizowała. Teraz jest inaczej. Ja sama zorganizowałam naszą pierwszą randkę. Było to wyjście do kina. Wygrałam dwa bilety. Pościemniałam oczywiście trochę, że miałam pójść z koleżanką, ale coś jej wypadło, no i szkoda, żeby bilet przepadł. Jak jest pogoda, to jedziemy do parku w Chorzowie. Chodzimy też na siłownię, do knajpek, albo oglądamy razem seriale. Dużo czasu spędzamy w domu - opowiada Paulina. Sami w pokoju. Przy zamkniętych drzwiach.

Wspólne wyjazdy, tzw. pożycie i mieszkanie przed ślubem

Kiedy Joanna zaczęła zapraszać chłopaka do domu i sama go odwiedzać, nie było opcji, aby zamykali się w pokoju i siedzieli sami. Podczas tych spotkań zawsze towarzyszył im ktoś z domowników. Za to rodzice zgodzili się, żeby pojechali razem na wczasy w ramach Funduszu Wczasów Pracowniczych. Oficjalnie mieli mieszkać w dwóch różnych domkach. Mieszkali w jednym. Były pocałunki, przytulanie, ale tylko tyle. Rok wcześniej Joanna została zaproszona na wspólne wczasy do Świnoujścia z przyszłymi teściami i narzeczonym. - Spaliśmy wtedy wszyscy w jednym pokoju. Były cztery łóżka. Chcieliśmy mieć je obok siebie. Wtedy jednak teściowa się oburzyła i tak zostało zorganizowane, żebyśmy mieli od siebie jak najdalej - śmieje się Joanna. O mieszkaniu przed ślubem nie było mowy, absolutnie.

Ola, starsza córka, o szczegółach nocowania na wyjazdach mamie nie mówiła. A Joanna zawsze myślała, że tam, gdzie dużo ludzi, tam okazji do „pewnych rzeczy” nie ma. Mimo że Ola była już dorosła. - Michał wynajął kawalerkę, była mowa o wspólnym mieszkaniu. Ale się rozstaliśmy. Potem wróciliśmy do siebie i po dwóch miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Czekałam, jak zachowa się Michał. Ale dla niego sprawa była jasna: chcemy być razem, kochamy się i bierzemy ślub. Podszedł do sprawy odpowiedzialnie - mówi Ola. Paulina śmieje się, że u niej sprawa wspólnego mieszkania to coś nowego. - Lada dzień mój chłopak wyprowadzi się do wynajętego mieszkania. Pojawił się pomysł, żebym do niego dołączyła. Ale na tym etapie podchodzę do tego sceptycznie. Dopiero zaczęłam studia, nie pracuję. A jak powiedziałam rodzicom, to tak zareagowali, że nawet nie próbowałam ich przekonywać. - Macie czas - mówi Joanna. - Rozumiem, że czasy się zmieniają, ale zacznijcie od wspólnych wyjazdów. Sylwester, wakacje - wylicza. Paulina: Ale mieszkanie i tak po ślubie? Joanna: Skończysz studia, znajdziesz pracę. Wtedy porozmawiamy.


*Prezenty pod choinkę 2015 To najciekawsze propozycje
*Najlepsze życzenia SMS na święta Bożego Narodzenia
*Tani karp na święta: Gdzie i za ile kupić rybę?
*Quiz o Gwiezdnych wojnach: Sprawdź, czy znasz i zdasz i pochwal się wynikiem
*Tragiczny wypadek w Tychach: Dzieci zginęły, chociaż przejście było dobrze oświetlone

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!