Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zegary mechaniczne wracają do łask

Jolanta Pierończyk
Zegarmistrz Jacek Zając, Tychy.
Zegarmistrz Jacek Zając, Tychy. Jolanta Pierończyk
Po latach fascynacji zegarkami elektronicznymi, wracamy do zegarków mechanicznych, nakręcanych. Wracamy do ich klasycznych kształtów. Ba, wracamy do zegarków w ogóle.

- Zegary przeżywają swój wielki renesans – mówi Jacek Zając, który prowadzi firmę zegarmistrzowską założoną 60 lat temu przez swojego ojca. – Przychodzą ludzie, często młodzi, którym przez lata wydawało się, że zegarek na rękę jest niepotrzebny, bo przecież mają wyświetlacz czasu w komórce. Zegarek zaczyna się kojarzyć się z elegancją. Staje się modnym dodatkiem, żeby nie powiedzieć: gadżetem. Nierzadko kosztownym.

Wbrew pozorom to wcale nie kobiety, a mężczyźni są w stanie wydać więcej na zegarek. Może dlatego, że kobieta woli mieć zegarków więcej, odpowiednio dobranych do różnych kreacji.

- Ale i mężczyzna nie ogranicza się dziś do jednego zegarka. Ma ich co najmniej trzy. Jeden to sportowy – elektroniczny, z pomiarami prędkości i tętna, taki trochę kardiozegarek. Drugi – klasyczny, do garnituru, płaski, nie dominujący nad całością. I taki np. na wyjścia do klubu – ten jest na ogół duży, z ciekawą tarczą – mówi Jacek Zając. – A oczywiście są i tacy, którzy tych zegarków mają kilkanaście.

Powracające do łask zegarki są generalnie większe od swoich poprzedników sprzed ery zegarków w komórce. – Kiedyś męski zegarek miał średnicę 36-38 mm, dziś 40-42 mm. Urosły też zegarki damskie. Dziś damski zegarek ma wielkość dawnego męskiego – mówi zegarmistrz. – Zegarki są generalnie nie tylko większe, ale i grubsze, cięższe.

Do łask wracają zegarki okrągłe, jak dawniej. I znów są złote, pozłacane, złoto-srebrne. Nikt się już jednak nie zadowala samym zegarkiem. Musi on mieć jeszcze coś więcej, przynajmniej kilka funkcji, jak stoper, kalendarz, fazy księżyca… Kilka okienek na tarczy musi być. No i znów kochamy zegarki tykające, nakręcane. Zegarki z duszą.

- Wybierają je na ogół ci, którym nie zależy na superdokładności. W dokładności bowiem mechaniczne zegarki trochę przegrywają z kwarcowymi, które są wprawdzie bezdusznymi odmierzaczami czasu, ale jest to idealne odmierzanie czasu – mówi zegarmistrz.

Modne zaczynają być też budziki retro. Mechaniczne i kwarcowe. Dla zwykłego klienta, na pierwszy rzut oka, nie do odróżnienia. Wyglądają jak dawne budziki dziadków czy pradziadków, ale jedne się nakręca, drugie nie. I różnią się ceną. Mechaniczne zaczynają się od 50-60 zł i dochodzą np. do 130 zł, elektroniczne można kupić od 20-30 zł. Oczywiście, są dziś i zegarki sterowane falą radiową, chodzące z dokładnością co do sekundy, w cenie 110-120 zł.
Zegarki znów stają się prezentem, także komunijnym, choć może już nie głównym. Zegarki kupuje się na jubileusze, zwłaszcza kieszonkowe, których nie ma dziś jak nosić, bo brakuje w ubraniu stosownej kieszonki, ale miłośnikom zegarów taki prezent może sprawić dużą radość. Są też np. specjalne zegarki dla pielęgniarek, do zapinania na fartuchu.

W naszych mieszkaniach swoje miejsce odzyskują zegary ścienne, podłogowe, kominkowe. Taki stojący Adler z elegancką szafą kosztuje np. 2800 zł (mechanizm sprężynowy, nakręcany co 31 dni) lub nawet 4400 (obciążnikowy, regulowany co 8 dni).

- Zegary mechaniczne kojarzą się nam przede wszystkim z rosyjskimi, bo takie były u nas dostępne i na takie było nas stać. Na szwajcarski mało kto mógł sobie pozwolić. Dziś i rosyjskie są świetnymi zegarkami, cenami zbliżonymi do szwajcarskich – mówi Jacek Zając.

Szwajcarskie zegarki można dziś kupić od 700 zł. Bardzo dobre są też zegarki japońskie, zaczynające się od 500 zł. Ceny zegarków sięgają kilkunastu tysięcy złotych, ale – jak mówi Jacek Zając – w Tychach najdroższy zegarek, jaki znalazł nabywcę kosztował 6000 zł.

Zakład zegarmistrzowski Jacka Zająca ma 60 lat. Założył go ojciec pana Jacka, Lucjan Zając w 1955 r. w Oświęcimiu. Do Tychów sprowadził się w roku 1968, początkowo na ulicę Dębową. W roku 1970 przeprowadził się do Tęczy i tam funkcjonał do roku 2005. Od 10 lat mieści się w budynku zwanym Kaskadą.
Lucjan Zając był zegarmistrzem. Kiedy otwierał swój zakład, nie mógł to być sklep z zegarami. – W tamtych czasach mogły to być tylko usługi zegarmistrzowskie – mówi Jacek Zając. On sam nie myślał o pójściu w ślady ojca. Skończył AGH i zamierzał związać się z górnictwem, ale zamiłowanie do zegarów wzięło górę. I został zegarmistrzem. A pracy dla prawdziwego zegarmistrza, w dobie powrotu do zegarów mechanicznych, jest coraz więcej. – Każdy zegar mechaniczny wymaga konserwacji, wyczyszczenia i wyregulowania. Robi się to co 5-7 lat – mówi.
Oczywiście, potrafi tez zajmować się zegarkami kwarcowymi. Kiedy weszły na rynek i zaczęły wypierać mechaniczne, odby,l stosowne szkolenie w Szwajcarii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!