Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Glazer: Jestem taką śląską babą

Karolina Glazer
Karolina Glazer
Karolina Glazer arc
Uczyła się śpiewać pod okiem Krystyny Prońko, dziś nagrywa z gwiazdami światowego jazzu. Kiedy nie śpiewa, to śpi, patrzy w gwiazdy, albo jeździ rollercoasterem. Z gliwiczanką Karoliną Glazer rozmawia Michał Wroński

Zacznijmy może od paru słów wyjaśnienia: cóż to za show urządzasz ostatnimi dniami na ulicach Gliwic?
Spokojnie, nic groźnego. Kręcimy teledysk do utworu "Flying Circle" z mojej ostatniej płyty i stąd kamery na rynku, czy w Spalonym Teatrze. Teledysk kręcą moi znajomi z łódzkiej "filmówki" i ma on w założeniu bardziej przypominać studencką etiudę niż typowy klip. Prapremiera klipu będzie miała miejsce 26 czerwca w Warszawie. To będzie taka premiera z przytupem, gdyż połączę ją z moimi urodzinami.

Wspomniałaś o płycie. No właśnie, jak ludzie przyjmują "Crossings Project"? Jazz to nie jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna.
Jak na razie płyta zbiera dobre recenzje. Cieszy mnie, że miłe słowa padają z ust ludzi, na opinii których bardzo mi zależało: Marka Niedźwieckiego czy Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Piosenka "The Magic of Life" na dobre zagościła w radiowej Trójce i dostaje mnóstwo maili od nowych fanów. Jednak faktem pozostaje, że trudno się z taką muzyką przebić. W Polsce tzw. contemporary jazz jest kompletnie nieznany, więc cały czas szukamy sposobu na to, by pokazać ludziom, że słowo "jazz" nie zawsze oznacza muzykę niedostępną i trudną. Moja poprzednia płyta "Normal" została gorąca przyjęta w Europie, więc wierzę, że teraz nadszedł czas na Polskę.

Nagrałaś tę płytę w towarzystwie muzyków, z których każdy sam w sobie jest legendą tego gatunku. Lars Danielsson, Klaus Doldinger, Mike Stern, Krzysztof Ścierański, czy John Taylor. Jak udało ci się ich zebrać razem?
To nie jest tak, że do takich muzyków się dzwoni i proponuje się im jakieś biznesowe układy. Kluczem zawsze jest relacja, a ja miałam dużo szczęścia. Koncertując przez trzy ostatnie lata w Europie spotykałam wielu fantastycznych muzyków w różnych miejscach i w różnych okolicznościach. Np. Larsa Danielssona poznałam w Sztokholmie. On grał te-go dnia z Leszkiem Możdżerem, a ja ze swoim zespołem, i tuż przed koncertem popsuł się mu sprzęt. Ktoś wtedy powiedział: "słuchaj, tu jest taka zwariowana Polka i ona używa tego samego sprzętu, może by ci pożyczyła". I tak też się stało. Zagrał koncert na moich efektach i od tego się zaczęła nasza znajomość. Teraz jesteśmy przyjaciółmi i gdy półtora roku temu rzuciłam pomysł, że chcę zrobić międzynarodowy projekt, Lars był pierwszy, który zdecydował się dołączyć.

Dobrze, udało ci się ich namówić do współpracy, ale jak kierować takim zespołem gwiazd? Jesteś od nich młodsza, masz mniej albumów w dorobku, mniej lat spędziłaś na scenie...
I do tego jestem kobietą... A tak poważnie mówiąc, w świecie muzyki nie ma klasyfikacji na młodych i starych. Wszyscy są młodzi duchem, bo muzyka świetnie konserwuje. Klaus Doldinger ma 76 lat, a biega jak nastolatek i mentalnie jest bardzo współczesny. Jeśli tacy ludzie widzą, że ktoś coś robi profesjonalnie i jeśli muzycy czują między sobą pozytywną energię, to wiek nie ma znaczenia. Poza tym trudno mówić w tym przypadku o typowym zarządzaniu - to bardziej opierało się na dyskusji. To zresztą mieściło się w idei "Crossings".

Dyskusja dyskusją, ale w którymś momencie ktoś musiał powiedzieć "robimy to tak".
I tym kimś byłam ja. Spotkałam się z wielkim kredytem zaufania ze strony zaproszonych muzyków, dali mi naprawdę wolną rękę. To ja byłam tą osobą, która "męczyła" Johna Taylora, żeby zagrał siódmą wersję "Distance", bo cały czas wiedziałam, że to jeszcze nie jest to. W pewnym momencie było mi już naprawdę bardzo głupio, miałam wyrzuty sumienia, bo jest on dla mnie absolutnym mistrzem i gdy mówiłam "John, to jeszcze nie jest ta wersja, musimy nagrać jeszcze jedną", to miałam wrażenie, że być może jego cierpliwość się skończy. Ale nie… był niezwykle wyrozumiały. I gdy nagraliśmy tę siódmą wersję, podszedł i powiedział: "Karo, wiesz co, to była ta". A potem dodał: "najważniejsze, żebyś ty wiedziała czego chcesz, bo to projekt, w którym ty dowodzisz, a my jesteśmy po to, by go pięknie zrealizować". To były niezwykłe słowa. Nie spodziewałam się takiej pokory z ust tak wielkiego muzyka. A wracając do mojego zarządzania, to wydaje mi się, że jestem twardą szefową, ale potrafię wysłuchać dobrych doradców. Mój przyjaciel z Łodzi, Przemek Kuczyński, który gra w "Crossings" na perkusji zawsze się śmieje, że jestem taką sprawiedliwą, śląską babą.

Skąd takie porównanie?
Śląsk kojarzy mu się z filmami, w których zawsze pojawia się postać tej dobrej kobiety w domu, stawiającej na stół zupę, gdy mąż - górnik przychodzi z kopalni. I dlatego tak mówią o mnie. Bo takie właśnie mają wyobrażenie o ludziach ze Śląska: że to uczciwi ludzie, którzy się nie boją ciężkiej pracy. Pewnie, że widać w tym pewien stereotyp, ale jest mi zawsze miło z tego powodu.

Kiedy wyjeżdżasz na koncerty i mówisz, że jesteś ze Śląska, to jakie to wywołuje reakcje?
Śląsk za granicą ma bardzo dobrą renomę, zwłaszcza w Niemczech. Kiedy tam występuję i mówię, że jestem "aus Oberschliesen", to oni świetnie ten region kojarzą i wiele o nim wiedzą.

A gdy z dalekich wojaży wracasz do rodzinnych Gliwic, to…
Leżę w łóżku, gdyż mam wieczne niedobory snu. Rodzinny dom daje mi takie poczucie, że jestem wreszcie na swoim miejscu, mogę sobie poleżeć do godziny 15 w łóżku i nikt mnie z niego nie wyrzuci. Mogę zjeść na śniadanie obiad i nikt nie powie, że to jest nie tak.

Nie myślałaś nigdy, żeby stąd wyjechać?
Po tych wszystkich wojażach zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że Europa to jest naprawdę jedno z najlepszych miejsc do wykonywania mojego zawodu. Nie myślę nigdy w kategorii Polska, bardziej myślę w kategorii Europa. Będąc w Stanach czuję, że jestem mentalnie inna niż oni i tęsknię za Europą. Nie wiem jednak, gdzie i kiedy osiądę. Dziś cały czas jestem na walizkach. Nie jestem nigdzie związana żadnymi korzeniami. Jestem wolną osobą, która realizuje swoje marzenia. Nie mam nigdzie kupionego mieszkania, nie mam zapasów pieniędzy, które mogłyby mnie przytrzymywać w jakimś miejscu. Żeby robić to, co robię, poświęciłam całe swoje życie.

Nie jest jednak łatwo życie podporządkować muzyce.
Tyle że ja wcale nie miałam być muzykiem. Miałam być malarką, architektem i tak też przez wiele lat byłam kształcona. Muzyka to było moje hobby. Ona dawała mi relaks. To był taki wentyl bezpieczeństwa. Dlatego nie mówię, że to ja wybrałam muzykę. To raczej muzyka wybrała mnie. To jak powołanie.

A kiedy to sobie uzmysłowiłaś?
Mniej więcej jak miałam 19-20 lat. Momentem przełomowym był festiwal w Zamościu 10 lat temu - pojechałam, żeby czegoś spróbować, a zostałam laureatką. Potem w moim życiu pojawiła się Krystyna Prońko, która mi powiedziała: "ty masz głos i musisz coś z tym zrobić". Te słowa dały mi pozytywnego kopniaka, by ćwiczyć.

Perspektywa nauki pod okiem Krystyny Prońko mobilizowała cię czy raczej stresowała?
Na początku samo wejście do klasy było strasznie stresujące. Ona uchodziła za bardzo rygorystyczną i stanowczą nauczycielkę, ale mnie to motywowało, bo cenię pracowitych i stanowczych ludzi. Lubię, gdy ktoś ma konkretną i silną wizję czegoś, nawet jeśli się z nią nie zgadzam.

Od samego początku było oczywiste, że będziesz śpiewać właśnie jazz?
Absolutnie nie. Wychowałam się na Beatlesach, Hendriksie i generacji Woodstock. Potem pojawił się blues. To był czas, gdy urywałam się z Gliwic i jeździłam nocą na koncerty do "Szmirowatej" w Katowicach, czy "Leśniczówce" w Chorzowie. W pewnym momencie moje drogi z bluesem zaczęły się rozchodzić i wtedy odkryłam jazz, który wciągnął mnie bezpowrotnie. Zachwyciła mnie możliwość improwizacji. Bo w jazzie nie chodzi o występowanie, ale o relacje między muzykami i słuchanie się nawzajem.

Wiemy już, jaką jesteś szefową, jak wyglądała twoja muzyczna droga, a co robisz poza muzykowaniem i spaniem?
Kocham rollercoastery. Jestem fanką ekstremalnych wrażeń i dlatego raz na jakiś czas muszę wsiąść do takiej kolejki. Mimo że gram jazz, czuję się zwykłą dziewczyną. Uwielbiam chodzić na zakupy z moją mamą, spotykać się z przyjaciółkami na piątkowym party. Bardzo ważne są dla mnie relacje międzyludzkie, bo one spuszczają tę presję. To wentyl bezpieczeństwa. Uwielbiam rozmowy z moim bratem, który jest biologiem molekularnym. Dzięki niemu umiem pokazać na niebie wszystkie galaktyki. Lubię ludzi wyrazistych, którzy mają powołanie i umieją się temu poświęcić. By pisać piękne melodie, inspiracji trzeba szukać w codzienności.
Rozmawiał Michał Wroński



*Prezenty na Dzień Ojca 2013. Najlepsze pomysły na dzien taty ZOBACZ
*SERIAL TVP Nasze matki, nasi ojcowie RECENZJE ODCINKÓW + GORĄCA DYSKUSJA
*Egzamin zawodowy 2013 PYTANIA + ODPOWIEDZI + OPINIE + KOMENTARZE
*Urlop macierzyński 2013 NOWE ZASADY, TERMINY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!