Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces Dariusza P.: Oświadczył się pierścionkiem po zmarłej żonie

Redakcja
Proces Dariusza P.: Oświadczył się pierścionkiem po zmarłej żonie
Proces Dariusza P.: Oświadczył się pierścionkiem po zmarłej żonie Bartosz Wojsa
Dzisiaj w sądzie w Rybniku odbyła się kolejna rozprawa w procesie Dariusza P. oskarżonego o celowe podpalenie domu rodzinnego 10 maja 2013 r., co w efekcie doprowadziło do śmierci jego żony i czwórki dzieci. Zeznania kolejnych świadków są szokujące. Okazuje się, że oskarżony szukał nowej żony krótko po tragicznym pożarze. Oświadczył się dwóm kobietom!

Przed sądem jako pierwsza stanęła Renata P., która poprosiła, by sędzia zgodził się na składanie przez nią zeznań pod nieobecność oskarżonego. - Zeznając przy nim, czuję taką barierę. I myślę, że ta bariera zniknie, gdy oskarżonego nie będzie na sali. Czuję się bardzo rozdygotana, roztrzęsiona, mam nieposkładane myśli. Jest to dla mnie bardzo ciężka sprawa - argumentowała świadek. Sąd przystał na jej prośbę i kazał policjantom wyprowadzić oskarżonego.

Wtedy Renata P. zaczęła zeznawać. Mówiła, że o tragicznym pożarze 10 maja 2013 r. dowiedziała się z Internetu. Nie znała wcześniej oskarżonego, ale interesowała się sprawą, bo "była to straszna tragedia, w której zginęło tyle osób". - Dotknęła mnie ta sprawa przez to, że sama mam czwórkę dzieci, a pięć lat temu straciłam męża, który zmarł przez chorobę, więc jakoś wczuwałam się w tę sytuację. Gdy ja straciłam męża, świat się dla mnie zawalił i to już wtedy była straszna tragedia, a tutaj jeszcze zginęło dodatkowo czworo dzieci. Współczułam oskarżonemu, że stracił rodzinę - zeznawała.

Dariusz P. poznał ją w październiku 2013 r. na pielgrzymce do ziemi świętej. Według zeznań, świadek na miejscu dowiedziała się, że wśród pielgrzymujących jest człowiek, któremu zginęła rodzina w pożarze. Pielgrzymka trwała 10 dni, więc - zgodnie ze słowami Renaty P. - był to wystarczający czas na "wspólne rozmowy". - Oskarżony mówił o tym, że stała mu się taka tragedia. Nie wszystkim, ale paru osobom. Widziałam, że prowadził takie rozmowy, przypuszczam, że właśnie na ten temat - mówiła Renata P.

Po pielgrzymce, gdy każdy uczestnik wrócił do swoich środowisk, Dariusz P. po pewnym czasie zadzwonił do pani Renaty. Jego syn, Wojtek, chodził bowiem do tej samej szkoły, co jej córka - tj. do internatu w Oświęcimiu. Nastolatka opowiadała mamie, że kojarzy Wojtka ze szkoły, bo zaczęła zwracać na niego uwagę, gdy w mediach pojawiła się informacja o pożarze. "Wyróżniał się z tłumu", określiła. - Gdy zadzwonił do mnie Darek, to powiedział, że jedzie po Wojtka do szkoły i zapytał, czy może wpaść na kawę. Zgodziłam się i od tamtej pory wszystko się zaczęło. Od tych "wspólnych kawek" właśnie - dodaje Renata P.

Świadek zeznawała, że Dariusz P. chciał rozmawiać o tym, co wydarzyło się u niego w domu. Mówił o swoich przypuszczeniach, o tym, co mogło być powodem pożaru. Ponownie, jak wielokrotnie w toku sprawy, wskazywał na żelazko, od którego mógł wybuchnąć pożar. - Jednocześnie dodawał, że to mało prawdopodobne, bo żelazko miało czujnik, który wydawał dźwięk alarmujący po jakimś czasie - argumentowała Renata P.

Później kontakt z oskarżonym zaczął jednak ją niepokoić. Renata P. podziwiała oskarżonego, że potrafił o tragedii mówić, choć ona po śmierci męża nie umiała się zwierzać. - Po jakimś czasie naszej znajomości zaczął się mną bardziej interesować. Był bardzo wylewny, prawił mi komplementy. To było dziwne, że po takiej tragedii, w tak niedługim czasie, mnie komplementował. Mówił, że czuje się bardzo samotny, bo z takiej dużej rodziny nie został mu nikt oprócz Wojtka i w domu zapanowała grobowa cisza. On nie umiał nad tym zapanować, wzbudzał tymi słowami we mnie litość - zeznawała świadek.

I choć wydawało jej się, że wszystko dzieje się za szybko, to jednak nie hamowała jego zapędów. W końcu na przełomie stycznia-lutego 2014 r. przyszedł do jej domu i postanowił się jej... oświadczyć. - Podarował mi złoty pierścionek z jasno świecącym oczkiem i mówił coś o ślubie, że on może nawet za dwa tygodnie. Odpowiedziałam, że to dla mnie za wcześnie, ale możemy spróbować. Przyjęłam pierścionek, bo nie chciałam zadać mu kolejnego ciosu. Teraz żałuję, że to zrobiłam. Zwłaszcza, że miałam wrażenie, że ten pierścionek był po jego żonie, bo nie był w pudełku, tylko wyciągnięty z kieszeni. Nie był nowy, były na nim rysy, więc myślałam, że jest używany. Z szacunku jednak go przyjęłam - przyznaje Renata P.

Dariusz P. w późniejszym czasie wielokrotnie o ślubie mówił, ale świadek nie chciała już o tym słuchać. Mówiła, że czasem udawała, że tego nie słyszy. - Nie podobało mi się to, okres żałoby był zbyt krótki i kiedyś nawet mu to powiedziałam. Od razu wtedy spuszczał głowę albo wstawał z krzesła, odchodził gdzieś na bok. Nie docierało to do niego. Generalnie bardzo często zmieniał swoje zachowanie, w jednej minucie śmiał się do rozpuku, a w drugiej kompletnie wyciszał. Nie mogłam nad tym nadążyć - zeznawała świadek.

Gdy zmarł ojciec Dariusza P., w styczniu 2014 r., Renata P. przyjechała na jego pogrzeb ze względu na jej znajomość z oskarżonym. Wtedy też poznała jego mamę i teściów, została przedstawiona jako "koleżanka z Oświęcimia". - Wobec moich córek zachowywał się jak ojciec, chyba chciał im go zastępować, a one tego bardzo nie chciały. Te młodsze to szalały, biegały, bawiły się z nim, ale starsze nie. Z kolei Wojtek, jego syn, podobno był bardzo szczęśliwy z powodu naszego związku, ale nigdy tego od niego wprost nie usłyszałam, więc nie wiem, czy była to prawda - kończyła Renata P.
Teraz czuje się "pokrzywdzona, oszukana i okłamana" przez oskarżonego. - Zakładając, że zostanie uniewinniony, i tak za niego nie wyjdę. Jeśli zostanie skazany, też nie będę na niego czekać. Nie chcę wiązać z nim żadnej przyszłości - deklarowała na koniec zeznań. Poprosiła też, by sąd zakazał oskarżonemu wysyłania do niej listów z więzienia. Z kolei w swoim oświadczeniu Dariusz P. stwierdził, że zrozumiał tę prośbę i "przyjął ją do wiadomości". Zgodził się również z treścią odczytanych mu później zeznań.

Niezwykle ważne okazały się także zeznania 30-letniej Elżbiety F., która poznała Dariusza P. w czerwcu 2013 r., tj. miesiąc po tragicznym pożarze. Oskarżony należał do kręgu znajomych, którzy byli także jej znajomymi, i kiedyś - przypadkowo - spotkali się u jednego z nich. - On po mnie przyjechał i pojechaliśmy razem. Wiedziałam, kto to jest, bo w maju, jeszcze jak członkowie jego rodziny żyli, ale byli nieprzytomni w szpitalu, to w kościele odbywały się modlitwy w ich intencji. A poza tym w Jastrzębiu ogólnie dużo się o tym mówiło - przyznaje Elżbieta F.

We wrześniu zaprosiła oskarżonego na oazę dorosłych, a potem wspólnie z nim zapisała się na "kurs alfa", który miał się odbywać w Godowie. Los chciał, że na przełomie października i listopada zaczęli na kurs jeździć razem. Raz w tygodniu. - Po jednym takim wyjeździe, w okolicach 11 listopada, jechaliśmy na rekolekcję z parafii. Dariusz P. zaproponował, że naprawi mi auto, bo usłyszał, jak podjeżdżałam na parking, że chyba coś mam zepsutego. Powiedział, żebym dała mu kluczyki od auta, a on mi dał kluczyki do swojego. Czyli wymieniliśmy się samochodami, choć zostałam w zasadzie postawiona przed faktem dokonanym, ale on argumentował to, że pomaga wielu ludziom i mnie też chciał pomóc - tłumaczyła świadek.

Potem oskarżony zaczął się z nią spotykać. Czasem u niego w mieszkaniu, czasem u niej. A na przełomie listopada-grudnia - czyli w czasie, gdy październikowa relacja z Renatą P. zaczęła się rozwijać - stwierdził, że jest zainteresowany stałym związkiem z nią. - Często do mnie dzwonił, pisał coś o uczuciach do mnie. W końcu zapytał, czy wyjdę za niego. Zaskoczył mnie tym, bo ja cały czas traktowałam tę znajomość pod innym kątem, bardziej przyjacielskim. Różnica wieku między nami też była duża. Odpowiedziałam więc, że może jest w jakimś szoku, że nie myśli racjonalnie. Ale przyznam, że nie powiedziałam mu wprost, że nie jestem zainteresowana. Mówiłam, żeby jeszcze poczekać - dodaje Elżbieta F.

Oskarżony nie dawał jednak za wygraną i jeszcze wielokrotnie ponawiał swoją propozycję. Rozmowy na ten temat - według relacji świadek - kończyły się zawsze tak samo. - Nie dostałam żadnego pierścionka, te propozycje zawsze pojawiały się w takiej luźnej rozmowie, choć były wypowiedziane na poważnie. Mówił czasami, że szukał podobieństw między mną a jego zmarłą żoną. Że mam na drugie imię tak, jak jego zmarła żona - Joanna. I to jest to podobieństwo... - mówiła świadek.

W pewnym momencie ich kontakt się urwał, bo Elżbieta F. zaczęła unikać Dariusza P. w okolicach grudnia, a dokładniej świąt. - Jego próby nawiązywania ze mną kontaktu były dość intensywne. Dzwonił, smsował, przyjeżdżał pod dom. Że niby niespodziankę chciał mi zrobić, że wpada na kawę. Raz odmówiłam, czasami nie odpisywałam, ale nie odbyła się między nami rozmowa, która ostatecznie zakończyłaby tę znajomość. A on mówił, że chciałby mnie widzieć na ślubnym kobiercu u jego boku - kończyła Elżbieta F.

Kolejna rozprawa odbędzie się w najbliższy poniedziałek, 25 stycznia, o godz. 9:30 w sądzie w Rybniku.


*Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy NA ŻYWO + ZDJĘCIA + WIDEO
*Abonament RTV na 2016: Ile kosztuje, kto nie musi płacić SPRAWDŹ
*Horoskop 2016 dla wszystkich znaków Zodiaku? Dowiedz się, co Cię czeka
*Jesteś Ślązakiem, czy Zagłębiakiem? Rozwiąż quiz
*1000 zł na dziecko: JAK DOSTAĆ BECIKOWE? ZOBACZ KROK PO KROKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!