Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Czerwińska: Artur Hajzer nie był ryzykantem [WYWIAD]

rozm. Joanna Leszczyńska
Rozmowa z Anną Czerwińską, himalaistką.

Artur Hajzer zginął, schodząc z Gaszerbrum I w Karakorum. Przed wyprawą powiedział w wywiadzie, że jest "w najbardziej niebezpiecznym dla himalaisty wieku 50 lat,kiedy walcząc z kryzysem wieku średniego, mamy skłonność do popełniania błędów". Artur Hajzer mógł popełnić jakiś błąd?

Kończąc zdobywanie Korony Ziemi i wchodząc na Mount Everest miałam właśnie 50 lat... Taki wiek to nie jest jakaś granica, ale rzeczywiście, jest to taki moment, nie tylko u himalistów, że siły fizyczne stają się mniejsze, a nasze ambicje pozostają na tym samym poziomie, co w młodości, albo są czasem jeszcze większe. Tu Artur miał rację. Natomiast co do tego wypadku, który mu się wydarzył, to nie ma nic do rzeczy jego wydolność fizyczna, czy odporność na złe warunki, albo trudności. Mam wrażenie, że to było zwyczajne zaniedbanie, wynikające może z rutyny, może dekoncentracji. Trzeba było się ewakuować, obaj z Marcinem Kaczkanem zjeżdżali po poręczówkach, czyli linach założonych na skałę i z jakiejś przyczyny Artur spadł.

CZYTAJ TEŻ: Artur Hajzer nie żyje. "Marcin Kaczkan przekazał inną wersję wydarzeń. To nie on spadł..."

Co mógł zaniedbać?

Jakaś przyczyna musiała być. Z reguły jest to jakaś dekoncentracja. Na przykład często widzimy już obóz i chcemy jak najszybciej do niego dojść. Albo uderza nas kamień w momencie, kiedy przechodzimy z liny na linę. Teoretycznie powinniśmy się zabezpieczać, mieć dodatkową pętlę, tzw. lożę, żebyśmy nigdy nie byli zupełnie odpięci od tych poręczówek Może Artur to zaniedbał. Mogła być też przerwa w poręczówkach. Miejscami mogły być też stare poręczówki. Bo nowe raczej nie powinny ulec zniszczeniu.

Co mówi na ten temat Marcin Kaczkan, z którym schodził Hajzer?

Wiem tylko to, co przekazał nam Krzysztof Wielicki, przyjaciel Artura. Marcin był świadkiem jego upadku. Sam nie wie, dlaczego tak się stało. Artur był wtedy 40 metrów nad nim, bo taką mniej więcej odległość na poręczówkach się zachowuje, żeby dwie osoby nie wisiały na jednej linie. W pewnym momencie Artur bez krzyku, czy ostrzeżenia po prostu poleciał w dół.

Z cytowanej wypowiedzi Hajzera można domniemywać, że miał złe przeczucia...

Artur był optymistą. Miał zacięcie sportowe. Przykładał duża wagę do treningów, do wydolności fizycznej, naprawdę bardzo się przygotowywał do tych wypraw. Nie był facetem, który liczył, że coś mu się uda. Nie sądzę, żeby przed tą wyprawą miał złe przeczucia. Bo jak się je ma, to się nie jedzie na wyprawę w góry. Artur nie była tchórzliwy, nie był ryzykantem. Starał się postępować zgodnie z regułami sztuki alpinistycznej. Wiele wiedział, umiał, być sprawny fizycznie. Zginął prawdopodobnie przez jakieś drobne niedopatrzenie, a tam akurat było bardzo stromo i nie było szansy na zatrzymanie się.

W 1989 roku Artur Hajzer na lata rozstał się z alpinizmem po tragedii, jaka wydarzyła się na zboczach Mount Everest, kiedy w lawinie zginęło pięciu himalaistów, a szósty uratował się dzięki pomocy zorganizowanej przez Hajzera. Musiało to być dla niego wielkie przeżycie...

Na pewno. Ja wtedy nie byłam z nim blisko. Ale oczywiście wiem o tej tragedii. Wcześniej, w 1986 roku, też przeżyłam wielką tragedię na K2, gdzie na moich oczach zginęło kilkanaście osób. Może byłam od niego bardziej uodporniona? Artur na wiele lat wycofał się do biznesu. Ale miał potrzebę, by wrócić w góry. I wrócił. Początkowo nieszczęśliwie, bo na Broad Peak miał wypadek. Spadł z poręczówkami i złamał nogę. Ale potem szło mu coraz lepiej. Stał się reaktywatorem projektu Polski Himalaizm Zimowy. Nie wiem, czy teraz, po jego śmierci, będzie to kontynuowane.

Podobno bardzo przeżywał ataki mediów i oskarżenia niektórych kolegów po tragicznej w skutkach tegorocznej wyprawie na Broad Peak, gdzie zginęło dwóch himalaistów, a której był organizatorem. Mogło to wpłynąć na jego kondycję psychiczną podczas ostatniej wyprawy?

Myślę, że to nie pozostało bez wpływu. Miałam wątpliwy zaszczyt być w komisji do zbadania tego wypadku. Rozmawialiśmy z Arturem pod kątem zarzutów środowiska. Był rozgoryczony. Komisja mu niczego nie zarzuciła, wydała tylko ogólne zalecenia dla Polskiego Himalaizmu Zimowego, ale ludzie ze środowiska obciążali go za niektóre decyzje. Ale nie myślę, że on dlatego uciekł na ten Gaszerbrum. Może chciał się trochę oderwać od problemów z nizin? Ale nie było w tym desperacji. On sobie po prostu zaplanował zdobycie Korony Himalajów i to miała być kolejna cegiełka w tej Koronie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anna Czerwińska: Artur Hajzer nie był ryzykantem [WYWIAD] - Dziennik Łódzki