Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bernard Krawczyk: Młodość przeżyłem na ulicach Pioska [SPACER DZ]

Monika Chruścińska
82-letni Bernard Krawczyk na ulicy Gwarków. - To piękna dzielnica. Jej uliczki budzą wspomnienia - opowiada
82-letni Bernard Krawczyk na ulicy Gwarków. - To piękna dzielnica. Jej uliczki budzą wspomnienia - opowiada Arkadiusz Ławrywianiec
"Kaj wyście są, kamraty z tych stron, co my za bajtla się znali. Nie widzę wos, pieroński los" - śpiewa o kolegach z młodych lat Bernard Krawczyk. Na ulicach Mysłowic, miasta jego młodości, z aktorem szuka ich Monika Chruścińska

Mysłowice, ile zalet tu nie zliczę, czy na dobre czy na złe, bardzo kocham miasto swe" - śpiewa Bernard Krawczyk, wybitny aktor teatralny (występował na deskach Teatru Zagłębia w Sosnowcu i Teatru Śląskiego w Katowicach), filmowy (m.in. "Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie") i telewizyjny ("Sobota w Bytkowie"). Już takie ma powołanie, że śpiewa i recytuje na zawołanie. I choć urodził się w 1931 r. w Podłężu Szlacheckim koło Kłobucka, a dziś mieszka w Katowicach, to właśnie Mysłowice ukochał szczególnie.

Nam pokazał dom, w którym tu mieszkał, podwórko i szkołę. Miasto swojego dzieciństwa. A właściwie Piosek, pokopalniane osiedle familoków. Tu przyjechał z mamą i bratem przed wojną. Spędził tu lata okupacji, chodził do szkoły, grał w palanta, "lotoł po bosoku", polował na zające, kradł i łapał ryby w Bolinie. Tak, tej samej rzece, z której unoszący się dziś fetor podrażnia gardła i oczy przechodniom. My umówiliśmy się z aktorem przy ulicy Gwarków, przed bramą Zespołu Szkół Sportowych.

Szkoła na Piosku: Ach co to była za grochówka

Przed wojną ojciec pana Bernarda Krawczyka był pracownikiem straży granicznej. Tropił przemytników na pograniczu polsko-niemieckim, koło Bytomia. - Ciężko pracował, mało zarabiał, w domu było skromnie - opowiada. W sierpniu 1939 roku, praktycznie tuż przed wybuchem wojny, przyjechał z matką aktora i starszym bratem do Mysłowic. We wrześniu ojciec poszedł do polskiego wojska i dostał się do niewoli.

Bernard Krawczyk całą okupację uczył się w niemieckiej szkole, tu przy Gwarków właśnie. Wchodzimy na plac. - Niewiele pamiętam ze szkoły na Piosku. Tylko zapach grochówki - wspomina aktor. - Przy szkole, chyba tutaj - pokazuje na jeden z budynków za boiskiem - była kuchnia, w której gotowali zupę i dożywiali uczniów. Trwała wojna, panowała ogromna bieda. W domu jedliśmy z bratem tylko chleb z margaryną lub marmoladą, żur czy wodzionkę. O tej grochówce marzyłem po nocach. Musiała być bardzo dobra, skoro zapamiętałem ją do dzisiaj - opowiada.

Po chwili przypomina sobie więcej. - Przed każdą lekcją trzeba było powiedzieć "Unsere führer Adolf Hitler geboren 20 April 1889 w Braunau am Inn ("Nasz wódz Adolf Hitler urodził się 20 kwietnia 1889 w Braunau nad Inn" - przyp. red.). Jak nie, to bili trzciną - dodaje. - Wejdziemy do środka? - pytam. Ale aktor nie chce. - To byłoby już za dużo emocji. Ale pokażę pani, gdzie mieszkałem - kieruje swoje kroki w stronę ulicy Boliny.
Rodzina aktora przyjechała do Mysłowic z pustymi rękoma. - Na Blachówce, w Suchej Górze (dzielnica Bytomia - przyp. red.), zostawiliśmy wszystko. Zabraliśmy ze sobą tylko walizki i uciekliśmy do babki, na Piosek - opowiada.

Idziemy dalej ulicą Boliny, mijamy stare kamienice. Pan Bernard jako mały chłopiec biegał tędy tysiące razy, z domu do szkoły, ze szkoły do domu. - Na tych podwórkach bawiłem się. Latałem boso. Buty miałem tylko do szkoły, jedne na lato, drugie na zimę. Graliśmy z kolegami w palanta, w fusbal. Ten, który jako jedyny na osiedlu miał wtedy piłkę, grał najsłabiej, ale nie mogliśmy go krytykować, bo inaczej zabrałby ją i poszedł - śmieje się aktor. - A tędy skracałem sobie drogę do domu - pokazuje na ogródki działkowe. - Furtka była zawsze otwarta - dodaje. Mijamy kamienicę na rogu Boliny i Świerczyny.
Tutaj mieszkali Ukraińcy, bardzo fajni ludzie.

Kaj wyście są, kamraty?

W Mysłowicach matka pana Bernarda zatrzymała się najpierw kątem w pokoju u babki Bożkowej, matki ojca aktora (nazwisko po drugim mężu), a potem przy Świerczyny. Wtedy ulica nosiła nazwę Piaskowej. Krawczykowie zamieszkali pod numerem 11 u pana Piąt-kowskiego. Kamienica stoi do dzisiaj. - Kuchnia była przepierzona, stół, trzy krzesła, leżanka i łóżka. To wszystko - opisuje. Szkoda, że nie możemy wejść do środka. Drewniana furtka jest zamknięta. Nikt nie odpowiada też na nasze dzwonienie. - Wszyscy są w pracy o tej porze - woła siedząca na ławce naprzeciw kobieta w czerwonym swetrze. - Dzień dobry! Chciałem zobaczyć miejsce, gdzie mieszkałem - woła do niej pan Bernard. - To Krawczyk! - nie może uwierzyć kobieta. - Ja pana znam. Mieszkałam tutaj pod piętnastką - nawiązuje rozmowę, uradowana. - A znała pani Kulpów? - pyta pan Bernard. - To moja babka była. Przeto ja pana poznałam - cieszy się kobieta. Małego Benia biegającego po placu przed domem nie pamięta. Tyle tylko, co jej rodzice opowiadali. Ale z telewizji dobrze go kojarzy.

Piątkowski, u którego mieszkał aktor, miał konia. Okno z kuchni na parterze wychodziło właśnie na "stajenkę". Choć aktor był - jak sam mówi - jeszcze szczeniakiem, już pracował od świtu. Na godz. 5 chodził do kamienicy po drugiej stronie jezdni przy ul. Świerczyny 40a napalić czeladnikom, a po szkole sprzątał w sklepie u Kulpów. - Zamiatałem, naklejałem kratki na kartony, co się udało, ukradłem - opowiada. - Takie były czasy, trzeba było kombinować. Kartki żywnościowe, które ukradłem w jednym sklepie, realizowałem w drugim - przyznaje.

W pobliskim lasku, za dzisiejszymi rodzinnymi ogródkami działkowymi, gdzie jest teraz giełda samochodowa, rozstawiał z kolegą na noc pułapki na zające, a w Bolinie łapał rękoma ryby. - Jak mama była zadowolona, kiedy przynosiłem do domu mięso na obiad! - wspomina.
- Wychowywały mnie: ulica i moja matka, która dorabiała szyjąc sąsiadkom. Była bardzo pracowita i dobra. Dostawaliśmy kartki żywnościowe, ale moim marzeniem, jako małego dziecka, było na przykład zjeść ciastko - wspomina. Ale nie narzeka. Bo to już historia. - Miałem tutaj wspaniałych kolegów, przyjaciół. Jak o nich pomyślę, to śpiewam sobie piosenkę "Kaj wyście są, kamraty z tych stron, co my za bajtla się znali. Nie widzę wos, pieroński los" - zaczyna podśpiewywać.
Na Piosku aktor poznał, co to strach, bieda, nędza. - Byłem małym dzieckiem, kiedy wybuchła wojna. Myślałem, że tak musi być. W takich warunkach się urodziłem, najważniejszym było przeżyć - wyjaśnia.

Idziemy dalej ulicą Świerczyny. Tuż po wojnie aktor przeprowadził się z rodziną spod 11 do kamienicy pod numerem 25. Też jeszcze stoi. Tyle że z czasem dobudowano jej piętro. Pod oknami domu przejeżdża tramwaj. Wtedy też kursował. Jedna linia, Bernard Krawczyk jeździł nią do Katowic, do szkoły teatralnej. Na przystanek odprowadzała go kotka, którą dokarmiali z rodziną. - Wskakiwała mi na plecy i zeskakiwała dopiero, jak podjeżdżał tramwaj. A kiedy wracałem, czekała na mnie i razem szliśmy do domu - pamięta.

Mały Benio z mamą, bratem i ojcem mieszkali na parterze. Tata wrócił z wojny jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Polski. - Uciekł z Niemiec, gdzie był na przymusowych robotach - wyjaśnia. - Pracował z jeńcami radzieckimi i oni go tam skomunizowali - opowiada. Gdy wrócił do Mysłowic, rodzina ukrywała go w budzie z drewna przysypanej węglem.

Dawaj czasy!

Krawczyk dobrze pamięta, jak Armia Czerwona wchodziła na Piosek. Szli ulicą Świerczyny od strony Boliny. - Obserwowaliśmy ich przez okno w suterenie. Jechały furmaneczki, żołnierze nieśli ze sobą połacie mięsa, zrabowane wcześniej od rzeźnika - przywołuje 1945 rok aktor. - Ojciec powiedział wtedy do mnie: "Popatrz, będzie dobrobyt. Nie będziemy już nigdy głodni. Chodź, pójdziemy powitać żołnierzy!" - opowiada. Wyszli przed kamienicę. - Tato zawołał: "Zdrastwujtie towariszczi!", a Kałmuk (przedstawiciel narodu mongolskiego z grupy ojrackiej - przyp. red.), popatrzył na jego zegarek, kiwnął do niego ręką, żeby podszedł i odpowiedział: "Dawaj czasy". Ojciec nigdy więcej już nie komunizował - wspomina.
Krawczyk pamięta też dwóch młodych niemieckich żołnierzy, którzy nie zdążyli uciec przed wojskami radzieckimi. Chowali się w drewnianej chałupie, po której już dawno nie ma ani śladu. Ktoś na nich doniósł. - Byli w mundurach, jak radzieccy żołnierze prowadzili ich na rozstrzelanie. Jako mały chłopiec pobiegłem za nimi do lasku za Bolinę i widziałem, jak przejechali po nich "pepechem". Aż czapki pofrunęły do góry - opowiada. Chwilę duma, po czym dodaje: - Wojna to coś strasznego. Ale po wojnie, kiedy zaczął się okres brania odwetu, było równie okrutnie. Niemcy, którzy mieli wiele na sumieniu, uciekli razem z armią niemiecką. A ci naiwni, niewinni zostawali często na Śląsku i obchodzono się z nimi różnie. Oby młodzi ludzie nigdy nie musieli przeżywać tego, co ja widziałem - dodaje.

Rynek w Mysłowicach kojarzy się z kolei aktorowi z powojennym wiecem. Wszyscy tu zgromadzeni śpiewali "Rotę" i klęczeli. Bernard Krawczyk miał wtedy 14, może 15 lat. - Bardzo się wzruszyłem, nigdy tego obrazu nie zapomnę - zarzeka się.

Ze Świerczyny rodzina przeprowadziła się po wojnie na Wielką Skotnicę. Artysta stracił kontakt z kolegami, synami robotników z Pioska. Nie znał prawie w ogóle języka polskiego. - Mówiłem tylko po niemiecku i po śląsku. Przez cały okres okupacji nie miałem przecież żadnego kontaktu z polskim językiem literackim - opowiada aktor, gdy wracamy znad Boliny. Dopiero w polskiej szkole zaczął uczyć się od podstaw języka ojczystego. Pierwsze lekcje odbywały się w parku. Dopiero z czasem uczniowie przenieśli się do klas dzisiejszego I Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Mickiewicza w Mysłowicach, znanego też jako "Kościuszko". Dla Benia zaczął się okres wytężonej pracy. Podczas okupacji nie przeczytał ani jednej polskiej książki, bo wszystko rodzina zostawiła na Blachówce. Czytał tylko po niemiecku. - Nie wiedziałem, jak się zachować. Koledzy z Sosnowca-Niwki czy Dąbrowy Górniczej, którzy uczyli się w Mysłowicach, mówili piękną polszczyzną - wspomina.

To właśnie w liceum Krawczyk odkrył, że chce zostać aktorem. - Szkoła była już wtedy zradiofonizowana. Z moim przyjacielem, Janem Klemensem, robiliśmy programy, śpiewaliśmy piosenki, recytowaliśmy. Występowałem na akademiach, mieliśmy chór i orkiestrę. I to właśnie Janek namówił mnie, żebym został aktorem. Po wojnie brakowało świeżej krwi w tym zawodzie - opowiada.
Z nauczycieli zapamiętał dyrektora liceum, Kaspra Dubiela. - Nieraz przyłapał mnie na paleniu papierosów w toalecie. Profesor Jan Kiełbasa mówił mi zawsze: "Pamiętaj chłopcze, zastanów się zanim palniesz głupstwo". Ta maksyma towarzyszy mi do dziś - zaznacza.

Z prof. Alfredem Sulikiem, autorem mysłowickiej monografii, Bernard Krawczyk siedział w liceum przez pewien czas w jednej ławce. - Utrzymujemy nadal kontakt, ale rzadko się widujemy - przyznaje aktor. Cieszy się, że mógł zobaczyć kolegę na premierze filmu o mysłowickim szkolnictwie w Muzeum Miasta.

Jak do Mysłowic, to tylko przez Piosek

Pan Bernard jest w stałym kontakcie z Górnośląską Wyższą Szkołą Pedagogiczną. Przyjaźni się z rektorem Wójcikiem i wspólnie z chórem uczelni zrobił wiele ciekawych rzeczy, na przykład "Tryptyk Rzymski", z którym jeździli po świecie. - Byliśmy w Rosji, mieliśmy pojechać do Rzymu, ale, niestety, papież wtedy już nie czuł się dobrze - mówi.

Z Mysłowicami aktor jest też emocjonalnie związany. - Tu przeżyłem młodość, zakochałem się w mojej żonie, na cmentarzu przy ul. Mikołowskiej pochowałem rodzinę. Jak jadę ich odwiedzić, zawsze wybieram drogę przez Piosek, choć to w ogóle nie po drodze. Bo kiedy chodzę tymi ulicami, wraca do mnie młodość - kończy aktor.



*Artur Hajzer nie żyje. Tragedia na Gasherbrum ZDJĘCIA
*Superbudowa 2013. Wybieramy najlepszą inwestycję woj. śląskiego ZAGŁOSUJ
*Marsz Autonomii 13 lipca 2013: PROGRAM, LISTA OBECNOŚCI
*Jak zdać egzamin na prawo jazdy? ZOBACZ WIDEOTESTY i CZYTAJ PODPOWIEDZI

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!