Bartosik: Autokuszetki w Polsce? Było, minęło i już nie wróci

Szczyt swej popularności przeżywały, kiedy benzyna była na kartki (lata 1982-88). Nie każdemu uśmiechała się bowiem wtedy kilkusetkilometrowa podróż z bagażnikiem wypełnionym kanistrami z benzyną. Po pierwsze było to niebezpieczne, a po drugie paliwo zajmowało miejsce przeznaczone na bagaż. A warto pamiętać, że wyjeżdżając wtedy na wakacje trzeba było ze sobą zabierać niemal cały dom i każdy centymetr miejsca był na wagę złota.

Jazda autem nad morze i powrót znad Bałtyku oznaczała zużycie kwartalnego przydziału benzyny. Stąd popularność oferty PKP nikogo wówczas nie dziwiła.

Podróż autokuszetką nie była oczywiście pozbawiona minusów. By załadować samochód na specjalnie przygotowaną platformę, trzeba było pojawić się na stacji w Katowicach-Zawodziu już około 3-4 godziny przed planowanym odjazdem pociągu. Ten, jak już ruszył, to nie jechał zbyt szybko, więc podróż do Trzebiatowa, gdzie była stacja rozładunkowa, trwała jeszcze dłużej niż zwykłym pociągiem. W ten sposób podróż nad morze wydłużała się do niemal 20 godzin. Ale namiastka wygody i benzyna w baku były.
W długą podróż autokuszetką było oczywiście także wliczone "nocne życie towarzyskie". Nad Bałtyk było wszak daleko, a przespanie pierwszej nocy urlopu nie było w naturze klasy robotniczej Śląska i Zagłębia.

Mimo że w naszym kraju autokuszetki już dawno przestały jeździć, to w Europie nadal mają się nieźle. Obsługują 17 tras w kilku krajach, zapewniając chętnym m.in. bezstresowy dojazd na urlop bez stania w korkach.

Stanisław Bartosik,
redaktor wydawca

*Elka rusza w Parku Śląskim WYBIERZ PATRONÓW GONDOLI
*PROGNOZAPOGODY NA KONIEC LIPCA: Nadciąga fala upałów!
*Wampiry z Gliwic: Coraz więcej szkieletów bez głów ZOBACZ ZDJĘCIA i USTALENIA
*Proces Katarzyny W.: Tajemniczy świadek ujawnia sensacyjne fakty